Gdy wszyscy ekscytowaliście się kampanią, wyborami, ich wynikami i kadrową gorączką, w urzędzie wojewódzkim w Katowicach świętowano pierwszy rok APDŚ: Alei Polskiego Dziadostwa… pardon Dziedzictwa Śląska w Katowicach. Wyprodukowano pamiątkową kartkę pocztową, zaś doradca wojewody ds. sadzenia dębów polskości, Czesław Sobierajski, przygotował okolicznościową laudację na swoją cześć. Ja nigdy go nie zapomnę za wywiad w ŚLĄZAGU, w którym oświadczył, że jego nie interesuje żadne dziedzictwo Śląska poza polskim. I czegoś tak głupiego wolałbym już na Śląsku nie słyszeć. Na szczęście Aleja polskiego dziadostwa jest aleją tylko z nazwy, a przejeżdżając obok samochodem trudno dostrzec kocopoły pokroju: „Mieszko I wielkim Ślązakiem był” (też ma swój dąb, a jak!). Dobrze chociaż, że poprawiono kompromitujące błędy rzeczowe i literówki na tablicach.
Panteon? Niech zostanie w Kościele
W cieniu powyborczych szachów, przeczytałem wywiad posła KO, Michała Szczerby w oko.press na temat planów nowej władzy wobec wektorów dotychczasowej polityki historycznej. Szczerba zapowiedział ograniczenie wydatków i likwidację 17 (!) instytucji powielających zadania IPN czy nawet PAN i służących do bezsensownego czasem wydawania pieniędzy. Polską Fundację Narodową, która ośmieszała sama siebie za miliony monet ktoś jeszcze pamięta?
„Zadaniem części z nich było kupienie poparcia środowisk skrajnych. Za to odpowiadał np. Instytut Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego, który operował środkami Funduszu Patriotycznego. Z niego przepompowano dziesiątki milionów do organizacji prawicowych i nacjonalistycznych. Wzbogaciły się one o nieruchomości, auta, sprzęt, a nawet studia telewizyjne. Inny cel miał Instytut de Republica. Formalnie działający jako think tank, dawał etaty i zlecenia ludziom powiązanym z PiS. Stał się przechowalnią dla męża Julii Przyłębskiej, po jego powrocie z placówki dyplomatycznej z Berlina” – mówi Szczerba.
W tym klimacie nie mam żadnej pewności, że nowy minister kultury będzie chciał nadal współfinansować Panteon Górnośląski. Nie wiem też po co miałby to robić, bo Panteon – o czym już wielokrotnie pisałem – to jest kosztowna porażka, wystawa bez scenariusza, z banalnymi notkami z Wikipedii na dotykowych telewizorach. Wystawa, która się nie klei, bo jak można udawać, że Górny Śląsk 100 lat, a wielcy Ślązacy to tylko tacy, którzy chodzili do kościoła i mówili po polsku. Archidiecezja dostała wielkie pieniądze na remont podziemi katedry i starczy. Teraz, jeśli musi, niech sama dalej finansuje ten parafialny kącik pamięci. Milion złotych z budżetu Katowic, bodaj kolejny z budżetu województwa, pieniądze rządowe można spożytkować na Śląsku na 100 lepszych sposobów.
Szewczyk wraca, to pewne
Obóz Prawa i Sprawiedliwości, jak żaden inny, akcentował konieczność poważnego traktowania przeszłości, dziedzictwa, historii. W praktyce polityka historyczna w skali tak ogólnopolskiej, jak i regionalnej, zwłaszcza w takich regionach jak Śląsk, została bardzo szybko ośmieszona intelektualną biedą partyjnych krzykaczy. Takie Śląskie Centrum Wolności i Solidarności udało się również dlatego, że łapy na tym nie położył żaden Janusz Kowalski czy Czesław Sobierajski.
Cała reszta, z Aleją dziadostwa, z Panteonem, z Muzeum Śląskim, na czele którego postawiono panią z zerowym doświadczeniem i umiejętnościami, to kreatywna nicość i beznadzieja. A ławeczko-wiatę w kształcie Polski postawioną na parę miesięcy przed Planetarium Śląskim ktoś pamięta? Kiedyś już pisałem, że gdyby państwowe pieniądze finansowały na Śląsku politykę historyczną pod hasłem "Tobie Polsko" w hollywoodzkim stylu i z hollywoodzkim rozmachem, zamiast zanudzać i rozśmieszać swoją nieporadnością, może nawet kogoś ta konfekcja by uwiodła. Nie uwodziła, nie przekonywała, nie miała i nie ma żadnej siły, ani treści. Za to ustawia tło wszystkim, którzy chcą i potrafią przedstawiać historię Śląska bez chorób partyjnej propagandy. To jest i będzie wyzwaniem. Dlatego serio, podziękujcie Marii Czarneckiej i Czesławowi Sobierajskiemu.
Osobne gratulacje dla przenoszącego się do Sejmu wojewody śląskiego. Jarosław Wieczorek swoją dekomunizacyjną gorliwością utrwalił legendę Wilhelma Szewczyka jako wielkiego Ślązaka. Gdy niebawem Szewczyk wróci jako patron na plac przed dworcem w Katowicach, nikt już nie będzie wypominał mu żadnego komuszkowania czy peanów na cześć Stalinogrodu. To aż za mocno ironiczne, ale pan Wilhelm będzie symbolem sprzeciwu wobec symbolicznej polityki przemocowej: 70 lat temu w wersji hard był nią Stalinogród, a dziś – plac Marii i Lecha Kaczyńskich. Dotyczy to zarówno tajniackiej decyzji wojewody sprzed 6 lat, jak i kuriozalnej, przegranej finalnie wojny o tabliczki z miastem Katowice.
Być może nawet powrót Szewczyka będzie na Śląsku symbolem odzyskanej wolności w sferze historyczno-symbolicznej. Kresem repolonizacji z buta, może chwilowym, ale klęska tego procesu w wydaniu PiS, stanie się przestrogą dla każdego politycznego centrum, kto znów spróbuje nas uwodzić cyrkiem z aktorami w sarmackich żupanach.
Teraz to od nas zależy, co z tą odwilżą zrobimy. Niech ktoś w końcu zrobi porządek w Muzeum Śląskim, wprowadzi tam fachowców z kompetencjami i wrażliwością. Kogo na przykład? A na przykład Adama Kowalskiego z Muzeum Hutnictwa w Chorzowie, ale na pewno nie działacza. Może początkiem rzetelnej dyskusji, tu, na miejscu, powinno być w ogóle zrewidowanie (zrobienie od nowa) wystawy stałej w Muzeum Śląskim? Szansa jest, moment jest dobry: cyrk się zwija, tapczany na hasiok, politycy mają swoje zajęcia. My zresztą w tej materii potrzebujemy zupełnie innych elit.
Najważniejsze, że na Śląsku jest prawdziwa historia do opowiedzenia.