Troska premiera Morawieckiego o Ruch
Chorzów była jedną z najdziwniejszych wyborczych inicjatyw, jakie
kiedykolwiek widziałem na Śląsku. Więc od samego początku, jak
najzwięźlej potrafię.
Sprawa zaczęła się w marcu, gdy
upadał pomysł wielkiego meczu Ruchu z Wisłą Kraków na Stadionie
Śląskim. Poszło przede wszystkim o koszty ubezpieczenia obiektu,
który przygotowywał się wówczas do lekkoatletycznych mistrzostw
Europy. Premier wkroczył do akcji: „Jesteśmy w stanie ubezpieczyć
odpowiednie elementy na stadionie. Możemy mieć na Śląsku
piłkarskie święto!”.
Szef
rządu do dziś nie wyjaśnił, co znaczyło „jesteśmy
w stanie ubezpieczyć”? Kto? Rząd miał ubezpieczyć prywatną
imprezę sportową (oba kluby to spółki akcyjne)? Czy może
kancelaria premiera?
Może Polacy? Mężczyźni w okularach? Jakie „my”? Zgadnij sam.
Premier obiecał, zwycięstwo w konkursie
W marcu nie wyszło z meczem, to w
kwietniu ktoś premierowi podpowiedział lepszy (ale i droższy) spin:
państwo dołoży do budowy nowego stadionu Ruchu. Tak, tego
stadionu, który prezydent Chorzowa parę razy obiecał i na który
miasta Chorzów jak nie było stać, tak nie jest i dziś. A więc
Morawiecki zapowiedział 100 milionów na nowy obiekt przy Cichej.
Można było się dziwić, w jakim trybie, czy coś, ale w kraju, w
którym Poczta Polska prawie zorganizowała wybory prezydenckie,
wszystko było możliwe. Premier mówi, że będzie 100 milionów, to
będzie.
Ruch uratowany? Nie tak szybko.
Procedurę trzeba było jednak jakaś znaleźć, więc nie „premier
daje”, tylko jest konkurs - Ministerstwa Sportu i Turystyki w
ramach „Programu inwestycji o szczególnym znaczeniu dla sportu -
edycja 2023”. Ok, niech będzie konkurs. Ale co to jest konkurs? W
konkursie są jakieś kryteria, jest jakiś sąd oceniający wnioski,
jest napięcie, kto wygra i na jakiej podstawie. A tu przecież premier obiecał, nie tylko
Ruchowi zresztą, bo prawie 40 mln zł z tej samej puli miał dostać,
też na stadion, Raków Częstochowa. I jeszcze Górnik Zabrze, na
czwartą trybunę, też premier obiecał.
Konkurs miał zostać rozstrzygnięty
do końca września, ale terminy przedłużono, może komisja nie
mogła się zdecydować. I wtem! 9 października, sześć dni przed
wyborami, resort przedstawia listę „zakwalifikowanych inwestycji”.
Więc Ruch uratowany? Nie tak szybko! Ministerstwo informuje, że to
jednak „lista wstępnie zakwalifikowanych inwestycji”. A nie,
czekaj. Po paru godzinach ktoś się poprawia, reflektuje, z
komunikatu znika słowo „wstępnie”, ale – tu znowu uwaga –
„wciąż trwa ocena merytoryczna każdego z wniosków”. Co to
właściwie oznacza? A pamięta kto, jak premiera pytano, ile
kosztuje chleb? „Często rozmawiam z rolnikami i oni w cudowny
sposób tłumaczą mi, na czym polega produkcja mąki”. Czy jakoś
tak.
No dobrze, ale przecież idą
wybory. Premier startuje do Sejmu ze Śląska, ciągle powtarza:
„Tusk, Tusk”, program PiS to jakaś fatamorgana, więc ratujmy co się
da. Czy stadionem dla Ruchu można uratować wybory? Trzy dni przed
wyborczą niedzielą premier przyjeżdża do Chorzowa. Czyli Ruch
uratowany! No właśnie… tu jest problem. (Interesujesz się śląską polityką? Zapisz się i bądź na bieżąco - https://www.slazag.pl/newsletter)
Praktycznie wkrótce, czyli może być ciężko
Premier w Chorzowie miał prawo
oczekiwać wielotysięcznego tłumu. Finisz kampanii wyglądał dla
PiS okrutnie: gdy Tusk ciągle pokazywał się z ludźmi, liderzy PiS
występowali głównie w otoczeniu partyjnego aktywu. Więc może
teraz? No nie, jak nie szło, to nie szło. Przyszło ze 30 osób, z
nieba lało żabami. W internecie zadyma o to, by nie zapisywać
Ruchu do partii, żadnej.
No i słowa samego Morawieckiego.
Może był zmęczony kampanią, może przygnębiony frekwencją…
Ale premier na samym finiszu wielkiego wyborczego wyścigu oświadczył
w Chorzowie, że pieniądze na stadion będą „praktycznie
wkrótce”. Nie wiem, jak wy, ale gdy z ust Mateusza Morawieckiego
pada coś tak mało wyrazistego, jak „praktycznie wkrótce”, to
ja słyszę: „może być ciężko”. Do dziś nie mogę zrozumieć, dlaczego rząd PiS nie uruchomił tych pieniędzy przed wyborami... I tu zero złudzeń: wyłącznie w celach kampanijnych.
No i ta retoryka... Gdy cztery lata temu premier
obiecywał w Katowicach dwie wielkie inwestycje: Centrum Nauki i
Centrum Himalaizmu, mieliśmy – powiedzmy sobie szczerze – dużo
lepsze widowisko. Były jakieś dokumenty, daty… A tu jest
„praktycznie wkrótce”, dwa dni przed wyborami. Co dalej? Od 9 października (nie licząc "praktycznie wkrótce" Morawieckiego w Chorzowie) jest cisza.
Rząd, którym kieruje Mateusz
Morawiecki, który obiecał pieniądze na stadion Ruchu, jeszcze
działa. "Konkurs" (chyba) został rozstrzygnięty. W nim kilkanaście innych inwestycji, na które czekają w całej Polsce. Mam nadzieję, że
premier ze Śląska na pożegnanie wywiąże się choćby z tej
jednej obietnicy na Śląsku złożonej. A jeśli ten kuriozalny
konkurs trafi w spadku do nowej władzy, też mam nadzieję, że ta
potraktuje go poważnie, a nie będzie hamletyzować, że "to nie my i rozliczajcie Morawieckiego". Niech to państwo ma lub zacznie mieć odrobinę powagi. Poza tym, w Chorzowie prezydent z PO, prawda? I wiosną startuje w wyborach, prawda? Jeśli już trzeba takimi argumentami...
To wszystko takie oczywiste, ale ja nie takie rzeczy widziałem. W czerwcu 2020 premier publicznie wskrzeszał Program dla Śląska. W dwa tygodnie miało być nowe otwarcie, pod jego przewodnictwem i... Te czas tak leci, minęły już dwa tygodnie? Inna sprawa, że akurat Ruch Chorzów nie jest winien, że
polityka przyszła doń w zaloty, a Chorzów to bez wątpienia
najważniejsze miejsce w Polsce, w którym brak stadionu jest
osobliwością. I mówię to ze świadomością, że na Śląsku i w
Zagłębiu mamy już prawie tyle nowoczesnych obiektów piłkarskich, co w Londynie, tylko poziom ciągle nie ten.
Podobno nowy rząd w połowie listopada. Trzy tygodnie. Może to jeszcze nie czas, by śpiewać z Kazikiem, a może już. "Wałęsa, dawaj moje 100 milionów!", pamiętacie? Kumacie, że były takie czasy w Polsce, gdy artyści rozliczali polityków z obietnic wyborczych? No i... to mógł przypuszczać, że i ten kawałek będzie jeszcze kiedyś aktualny? Chyba tylko jacyś marksiści, oni najlepiej wiedzą, że historia lubi się powtarzać i prędzej, czy później wraca jako farsa.