W sobotę ujawniliśmy listę Ślązaków (i nie-Ślązaków) godnych panteonu górnośląskiego, który powstaje w katowickiej archikatedrze. I jeśli komuś wydawało się, że bardziej kuriozalnie być nie może, finalny katalog zasłużonych został zmieniony na ostatniej prostej: wylecieli z niego np. górnośląscy nobliści: Kurt Alder, Maria Goeppert-Mayer i Otto Stern, a pojawiły się osoby związane z obecną władzą: Sławomir Skrzypek, były prezes NBP, który zginął w katastrofie smoleńskiej i Eugeniusz Wróbel, wiceminister w rządzie PiS (2002-2005), który zginął z rąk syna.
Nie wiem, jak ktoś może próbować wytłumaczyć światu, że wychowana w Katowicach druga w historii ludzkości noblistka z fizyki jest mniej ważna w opowieści o śląskiej pamięci niż prezes (przez 3 lata) Narodowego Banku Polskiego. Nie wiem, ale całe to przedstawienie nie ma być ani logiczne, ani prawdziwe.
Św. Jadwiga była... Niemką
Przede wszystkim, panteon, naznaczony patriotyczną nadgorliwością metropolity katowickiego, ordynarnie fałszuje historię Górnego Śląska. Udając, że zaczęła się ona 100 lat temu, gdy gen. Szeptycki triumfalnie wkroczył do Katowic. To jednak dopiero początek intelektualnych szpagatów. Rocznica 100 lat polskiego Śląska obejmuje bowiem zaledwie część regionu, wszak Gliwice, Bytom czy Zabrze polskie stały się dopiero 23 lata później. Załóżmy nawet: udajemy, że wybitne jednostki rodziły się i działały na Górnym Śląsku tylko po „złączeniu z macierzą”. To co robi w tym panteonie św. Jacek (wiek XII-XIII) albo Święta Jadwiga Śląska, Niemka zresztą? Co św. Jadwiga ma wspólnego z krzewieniem polskości na Górnym Śląsku?
Z
tym panteonem jest jak z koszmarną dobudówką na szczycie
archikatedry. Jest, ale nikt nie wie, dlaczego w ogóle i dlaczego
tak, a nie inaczej. Oba przedsięwzięcia zostały wyjęte spod
wszelkiego oddziaływania społecznego, zorganizowano je pokątnie,
mimo zaangażowania ogromnych pieniędzy publicznych. Nie wiemy
zatem, czemu na liście godnych Górnoślązaków zabrakło nie tylko
noblistów (czy np. chorzowianina Franza Waxmana, laureata Oscara),
ale i Kazimierza Kutza, Ernesta Wilimowskiego (jest
Gerard Cieślik) czy Jerzego Ziętka.
Nie wiadomo, dlaczego z panteonu wyleciał Wilhelm Szewczyk, tak jak nie wiadomo, dlaczego pojawili się w nim nagle Sławomir Skrzypek i Eugeniusz Wróbel. Z całym szacunkiem, ale jakie konkretnie są ich zasługi dla Śląska? A co z takimi osobowościami jak Ludwig Guttmann, urodzony w Toszku twórca igrzysk paraolimpijskich czy Ernst Borinski z Katowic, który w Ameryce czczony jest za wygraną walkę z segregacją rasową? Co z Oskarem Troplowitzem z Gliwic? Facet wynalazł krem Nivea, pastę do zębów i plaster samoprzylepny! Niegodny panteonu? Czy ktoś ma świadomość tej farsy?
To nie święci zbudowali Katowice
Spójrzcie
zresztą dokładnie na wszystkie nazwiska uhonorowanych. Większość
to osoby szerzej nieznane, anonimowe poza kręgami kościelnymi,
nieobecne w przestrzeni publicznej, często o marginalnym znaczeniu
dla cywilizacyjnego czy kulturowego rozwoju Górnego Śląska.
Najwięcej na tej liście księży, męczenników i innych
błogosławionych. Wszystkim, którzy przyłożyli do tego rękę,
przypomnę jedynie, że nie byłoby tej archikatedry i nie byłoby
żadnych Katowic, gdyby nie ich ojcowie założyciele. Nie święty
Jacek, ale Wilhelm Grundmann. To nie św. Jadwiga zbudowała potęgę
górnośląskiego przemysłu, a rody Wincklerów, von Giesche’ów,
von Donnersmarcków… John Baildon, Wilhelm von Reden i Karol
Godula.
Każdy
biskup może sobie budować swój kącik tradycji, ale jeśli
odwołuje się do historii Śląska i robi to z podatków ogółu,
niech przynajmniej zachowa minimum uczciwości. Ten panteon, mimo
karkołomności samej idei (panteon to przecież... świątynia wielu
bóstw), mógł być ciekawą próbą opowiedzenia śląskich
historii życiorysami wielkich Ślązaków. Wyszła z tego jakaś
operetkowa szarża pod sztandarem polskości, dzielenie śląskich
dziejów na lepsze i gorsze, tworzenie świata, który nie istnieje
poza wyobraźnią nadgorliwych patriotów. Panteon górnośląski nie
przynosi żadnej opowieści. Jest literacką fikcją, fastrygowaną
legendą, która rozłazi się w szwach na każdym rogu. Od
pierwszego dnia. Pamiętacie, te sceny z powoływania panteonu?
Dygnitarze przy stole, a za stołem chór śpiewa „Boże, coś
Polskę…”.
To jest ten poziom.
I jak
na ironię, tę wypaczoną lekcję śląskiej historii urządza nam
abp Skworc. Duchowny, który sam nie potrafi rozliczyć się z własną przeszłością.
A Kutza zostawcie. Ta piwnica ersatzu to nie miejsce dla niego. Wiecie, co by powiedział, gdyby to zobaczył.
Może Cię zainteresować: