Koszt ławki-memu w Chorzowie to ok. 100 tys. zł. Tyle za sztukę, w sumie jakieś 1,6 mln zł za wszystkie postawione w Polsce. Płaci państwo, dokładniej: kontrolowany przez Skarb Państwa Bank Gospodarstwa Krajowego. Instalacje mają konstrukcję ze stali, ale pokryte są sklejką, która – co wiedzą nie tylko szkoleni w jakimś stolarskim Hogwarcie magowie obróbki materiałów drewnopochodnych – niespecjalnie wytrzymuje częste spotkania z wodą, wilgocią, śniegiem i mrozem. Polska jesień najzwyczajniej nie stosuje się do 15-punktowego regulaminu użytkowania "instalacji".
Według komunikatu rzecznik BGK, „patriotyczne ławeczki miały być częścią kampanii, która miała promować Polskę i polskie inwestycje wspierane przez BGK”. Widzieliście obrazki z Poznania, Wrocławia czy Rzeszowa: ta prowizorka po paru tygodniach przypomina altanę bimbrownika na jakimś ogródku działkowym. Nie wiem, co o polskiej gospodarności mówią rozłażące się płyty instalacji we Wrocławiu albo zacieki w Poznaniu. Na temat designu już kilka razy strzępiliśmy sobie języki, ale - szybciej niż przewidywaliśmy – okazało się, że to nie tylko kicz estetyczny, ale i zwyczajne jakościowe g.
Polskę stać na rzeźby z tektury
Stacja
TVN24 podała, że cały ten badziew za 1,6 mln zł ma zniknąć nam
z oczu pod koniec listopada. Jeśli pogoda nam nie odpuści, trudno
przypuszczać, by ławko-wiaty wytrzymały w jednym kawałku do końca
września. Dla ludzi wydających publiczne pieniądze na byle szajs
to oczywiście bez różnicy, niemniej pomyślcie: akcja z ławkami w
kształcie Polski potrwa jakieś 100 dni. Każdy dzień jej trwania
kosztuje 16 tys. zł. I za te pieniądze dostaliśmy kompromitującą
tandetę na każdym poziomie.
Polska
to faktycznie bogaty kraj, skoro na stać go na rzeźby z tektury. Na
marginesie, wątpię, by od początku zakładano, że to tylko na
trzy miesiące. Tak wyszło po prostu, gdy sklejka zaczęła się rozłazić. Jak z ławkami niepodległości,
które też po paru tygodniach też wyglądały jak nieszczęście.
Wiem, że to pytanie z kategorii: „Jak żyć i dokąd zmierzamy?”,
ale mimo wszystko: „Jakie procesy myślowe i decyzyjne stoją za
tymi inicjatywami?”. Poza tą najbardziej oczywistą?
Wiele bym dał, by na własne oczy zobaczyć spotkanie w gronie rządowych (czy jakich tam...) doradców, na które ktoś przynosi rozrysowany projekt kolejnej patriotycznej instalacji i rozpromieniony opowiada o tym, jak poruszy ona serce narodu. Ktoś roni łzę, ktoś serdecznie przytakuje i ręce do żarliwych oklasków składa ktoś. I nikomu nie świta, że oto rodzi się kolejny mem. Tym razem za 1,6 mln zł.
A teraz protokół zniszczenia
Wiecie,
co jest jeszcze zabawne? Służby wojewody, które odpowiadały za
instalację w Chorzowie, przyłożyły się do niej jak stróż Anioł
do przystrojenia osiedla Alternatywy 4 na wizytę zagranicznych gości. Obok ławki poprowadzono
nawet brukowaną ścieżkę, by lepiej obcować z patriotycznym
designem. Co będzie z tym brukiem, gdy w listopadzie wiaty narodowe
zostaną zdemontowane? Niech zostanie, koniecznie. Jako upamiętnienie i przypomnienie
absurdalnego marnotrawienia publicznych pieniędzy.
Cała
ta historia to realizacja scenariusza „Misia” Barei. Jak to
leciało? Kukłę miało kupić Muzeum Ludowe w Olsztynie i „to
będzie ekstra 150 tys. zł”. "Powstawanie słomianej kukły dało
się filmować, a to kolejne 280 tys". Gotowy Miś” miał
otwierać oczy niedowiarkom, a że „do jesieni sobie
zgnije na świeżym powietrzu, to co się wtedy zrobi?” – pyta
Ochódzki. „Protokół zniszczenia” – podchwytuje Hochwander.
Wówczas Rysio Ochódzki wypowiada uniwersalną prawdę: że
„prawdziwe pieniądze zarabia się tylko na drogich, słomianych
inwestycjach”.
Dziś Ochódzki odpowiadałby pewnie za... No właśnie nie mogę się zdecydować. Za obrazy władzy czy… zdradę tajemnicy państwowej?
Może Cię zainteresować:
Fiksacja władzy na punkcie ławek jest fascynująca. A krzesła do domu tylko z husarskimi piórami?
Może Cię zainteresować: