Fakty, krótko: wczoraj wieczorem w ŚPR najpierw odwołano Ilonę Kanclerz i Marka Bromboszcza z zarządu ugrupowania. Następnie, ten sam zarząd, na wniosek rady politycznej, zdecydował o samorozwiązaniu partii. Być może to w ogóle nie było konieczne, bo po spóźnieniu się ze złożeniem sprawozdania finansowego (za rok 2019) sąd i tak wkrótce wykreśliłby ŚPR z ewidencji. Teraz będzie to już tylko formalnością, bo władze Śląskiej Partii Regionalnej wycofały z sądu odwołanie w tej sprawie. Coś jeszcze? Zapewne likwidator partii.
"Partia się nie wypaliła". No skąd...
Przypomnę, że tydzień wcześniej grupa buntowników w ŚPR próbowała odwołać z funkcji przewodniczącego Henryka Mercika. To znaczy... Odwołała Henryka Mercika, ale (chyba) wbrew statutowi ugrupowania. Więc w sumie nie odwołała. Wczoraj zarząd ŚPR zdecydował, że odwołanie było nielegalne, a Mercik zdecydował o wyprowadzeniu sztandaru. Aha, Jerzy Gorzelik w końcu, pisemnie, złożył rezygnację z członkostwa w ŚPR. W międzyczasie odwołana sekretarz partii, Ilona Kanclerz, zaapelowała do Mercika, by przestał szkalować ŚPR i ją samą, domagając się wpłaty kilku tysięcy złotych na konta organizacji charytatywnych. Tytułem zadośćuczynienia.
Teraz proszę o uwagę. Pani sekretarz (odwołana) zażądała od Mercika (też odwołanego) wydania oświadczenia o treści:
"Ja, Henryk Mercik, bardzo przepraszam za nieprawdziwe i godzące w dobre imię (ha ha) Śląskiej Partii Regionalnej wypowiedzi w Radiu Piekary, podczas których niesłusznie wskazałem, że pan Ryszard Ucher spotkał się w knajpie towarzysko z ludźmi, którzy zawiązali towarzyski klub, a pani Ilona Kanclerz została wybrana jednogłośnie Królową Kuli Ziemskiej oraz że partia się wypaliła i podejmowane są działania kabaretowe, a jej wpisy są memiczne".
Każda pułapka, każde śliskie schody
Nie wiem, jak Szanowni Państwo, ale mnie ostatni raz tyle spontanicznego komizmu dostarczyła chyba płyta "Polovirus" zespołu Kury. No może jeszcze skecz Robina Williamsa o cudzie stworzenia był niezły. Ok, jest jeszcze Marianna Schreiber, jest Jacek Sasin... Właściwie to dziś ciężko zachować jakąkolwiek powagę. A poważnie: na moim Śląsku od polityków, którzy Śląsk mają wypisany na sztandarach, oczekiwałbym czegoś więcej niż slapstickowa nieudaczność.
Różne teorie krążyły wokół spektakularnej klapy, którą (już dawno) zakończył się wielki projekt Śląskiej Partii Regionalnej (założonej w 2017, zarejestrowanej w 2018 roku). Pamiętna kampania wyborcza do sejmiku, kuriozalny błąd przy rejestracji komitetu, kuriozalne posunięcia kadrowe, kuriozalne spóźnienie się ze sprawozdaniem finansowym, z każdym dniem jeszcze więcej kuriozalności... Jeśli ktokolwiek faktycznie "rozegrał" śląski ruch regionalny, musi być geniuszem, bo tak koronkowej roboty nie wymyślili nawet twórcy "Kevina samego w domu". Regionaliści wpadli w każdą zastawioną pułapkę, poślizgnęli się na każdych schodach i przypalili sobie ręce na każdej rozgrzanej klamce. Czegoś takiego naprawdę nie dało się wyreżyserować.
Nie wiem, jaki pomysł na siebie maja liderzy śląskiego ruchu i mam na myśli poważnych ludzi, nie kabareciarzy z ŚPR. Tylu okazji do gwiazdorzenia w regionie nie dały im nawet schyłkowe rządy Ewy Kopacz i to jest podwójnie przygnębiające. Bo nie dość, że na Śląsku brakuje polityków, którzy cokolwiek mogą, to coraz trudniej znaleźć takich, którzy cokolwiek chcą.
I przynajmniej nie ma wstydu.
Może Cię zainteresować: