Po kilku latach stabilizacji w Bytomiu rozpadła się rządząca
miastem koalicja, w skład której wchodzili samorządowcy Koalicji
Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości. Decyzję o zerwaniu
współpracy podjęli radni PiS, stawiając zarzuty związane m.in. z
niegospodarnością w kwestii składowiska odpadów, a także
niesłuszną - w ich ocenie - krytyką rządu Mateusza Morawieckiego
ze strony prezydenta Mariusza Wołosza (KO).
Nowa „afera” śmieciowa w Bytomiu
Radny Maciej Bartków (PiS) na antenie Radia Piekary powiedział, że składowisko odpadów w Bytomiu powinno przynosić ogromne zyski, a pierwsze miesiące 2022 roku zakończyło ze stratą.
- Proszę zwrócić uwagę na to, że lata 2020 i 2021 zakończyły się z zyskiem na poziomie kilku milionów. Radny widocznie zapomniał, że jesteśmy w czasie kontraktowania, które odbyło się nieco później. Jestem spokojny, że na koniec roku będziemy mówić o zysku i ten zysk będzie - odpowiedział Mariusz Wołosz w poniedziałek, 11 kwietnia, w Rozmowie Dnia Radia Piekary.
- Proszę pamiętać, że kwestia cen na składowisku odpadów to wyłączna kompetencja zarządu, a przypomnę, że w tym zarządzie kolejno było trzech członków związanych z PiS, a mój zastępca nadzorujący składowisko i BPK (Bytomskie Przedsiębiorstwo Komunalne - przyp. red.) również był z PiS - dodał.
Mowa oczywiście o Waldemarze Gawronie, który ze stanowiska wiceprezydenta Bytomia już zrezygnował. Jak powiedział Mariusz Wołosz, w jego ocenie cała „afera” związana z tym tematem to efekt gry personalnej wewnątrz PiS.
- Wszystko opiera się na tym, że pełniący obowiązki prezesa BPK Marcin Gwoździewicz, z ramienia PiS, odmówił wykonania polecenia Macieja Bartkowa i Waldemara Gawrona, czyli zwolnienia i zatrudnienia konkretnych ludzi. Zażądali od niego rezygnacji, on odmówił. Ja też odmówiłem - wyjaśnił Mariusz Wołosz.
Mimo to trwa wyjaśnianie prawdopodobnych nieprawidłowości, do jakich mogło dojść przy ustalaniu stawek za odbiór odpadów.
Krytyka rządu „nie do zniesienia”
Kolejna sprawa, która miała doprowadzić do rozpadu koalicji KO i PiS w Bytomiu, to krytyka rządu Mateusza Morawieckiego ze strony Mariusza Wołosza.
- Na początku kadencji umawialiśmy się na to, że każdy ma swoją odrębność i poglądy polityczne. Nikomu nie przeszkadzało, że wspieram strajk nauczycieli. Nikomu nie przeszkadzało, że wspieram strajk kobiet (…) Nagle to, iż stwierdziłem fakt, że po trzech tygodniach od rozpoczęcia wojny w Ukrainie nie ma pomocy ze strony rządu, okazało się nie do zniesienia - powiedział Mariusz Wołosz na antenie Radia Piekary.
W jego ocenie było to szukanie jakiegokolwiek powodu, aby zakończyć współpracę.