W niedzielę, 10 kwietnia, w 12. rocznicę katastrofy Smoleńskiej w całej Polsce miały zawyć syreny alarmowe. Temu pomysłowi Prawa i Sprawiedliwości sprzeciwiła się duża część samorządowców, którzy wyłączyli systemy ostrzegania w swoich miastach, aby nie wywoływać strachu wśród Ukraińców, którzy dopiero co uciekli z ogarniętego wojną kraju, gdzie syreny zwiastowały śmiertelne niebezpieczeństwo.
- To był bardzo nieprzemyślany ruch, dlatego w Bytomiu panowała cisza. Myślę, że osobom, które podjęły decyzję o przeprowadzeniu takiego testu w obecnej sytuacji, daje to wiele do myślenia - powiedział prezydent Mariusz Wołosz w poniedziałek, 11 kwietnia, w Rozmowie Dnia Radia Piekar.
Prowadzący Marcin
Zasada dopytywał go, jak ocenia decyzję wojewody Jarosława
Wieczorka (PiS) o tym, aby uruchomić systemy w miastach z poziomu
wojewódzkiego systemu ostrzegawczego.
- Nie jestem przekonany o tym, czy to była decyzja wojewody. Zdecydował o tym ktoś wyżej. Jak zwykle w sposób niefrasobliwy. Jak zwykle wybrano w mojej ocenie zły termin. Nie wspominając o tym, że czas na informowanie mieszkańców był zbyt krótki. Oczywiście, pierwszy mail spełniał wymagania mówiące o 24 godzinach przed, ale pamiętajmy, że jesteśmy w szczególnej sytuacji i trzeba kilku dni, aby coś takiego przygotować - podkreślił Mariusz Wołosz.
Mimo iż wojewoda
zapowiedział uruchomienie systemu z centrali, to w wielu miastach
syreny i tak nie zawyły. Jak w takim razie wypada ocena sprawności
systemu alarmowego?
- Trudno mi to ocenić. W Bytomiu ich nie było (…) Nie uruchomiłem syren świadomy pewnych konsekwencji i odpowiedzialności - wyjaśnił Mariusz Wołosz na antenie Radia Piekary.