Pierwszy kontakt z Pollackiem miałem kilka lat temu, zaczęło się od „Cesarza Ameryki”, czyli reportażu o emigracji z Galicji do USA na przełomie XIX i XX wieku. Już po kilku stronach uderzyło mnie, jak wyjątkowy był jego sposób podejścia do tematu. Pollack bardziej interesował się tym, skąd i dlaczego ludzie emigrują, niż dokąd. O doświadczeniach emigrantów w USA napisano wiele, także przez nich samych, jednak wciąż mało uwagi poświęca się temu, co zmuszało ludzi do sprzedaży dobytku, zakupu biletu i dwutygodniowej podróży za ocean. Cesarz Ameryki to reportaż o Galicji widzianej oczyma tych, którzy ją opuszczali.
Pollack przytacza dane, kontekst wydarzeń i ciągle zmienia perspektywę z mikrohistorii na Wielką Historię. Jest tam miejsce zarówno na anegdoty, jak i na dramat. Ale najważniejszy dla reportera jest człowiek. Otwierając księgi metrykalne i analizując suche dane, Pollack przywoływał żywe obrazy ludzi – tych, którzy kochali, cierpieli i walczyli o lepsze życie. Jego Galicja była tak różnorodna, jak przystało na państwo Franza Josefa.
Po „Cesarzu” przyszła „Śmierć w Bunkrze”- najsłynniejszy reportaż Pollacka. W Polsce chyba nigdy w pełni zrozumiany. To reportaż ostateczny, gdzie największą skalą jest historia totalitaryzmów i przemian ludnościowych w Europie, najmniejszą jest zaś spowiedź Autora i rozliczenie z biologicznym ojcem, zbrodniarzem wojennym, Sturmbannführerem SS, dr. Gerhardem Bastem.
Wnuk nazistki, syn artysty
Martin Pollack przyszedł na świat w austriackim Bad Hall 23 maja 1944. Ojca jako niemowlę widział tylko raz. Przysposobiony został krótko po wojnie przez malarza Hansa Pollacka, który (po raz drugi) poślubił jego matkę. Martin Pollack od zawsze wiedział, że jego ojciec był członkiem SS, zadbała o to jego babcia, która była zdeklarowaną nazistką.
Od małego słyszał, jak mówiła o „naszych biednych chłopcach z SS”, komentując procesy denazyfikacyjne w Austrii. Nie chciała też, żeby Martin Pollack zapomniał o swoim ojcu, opowiadała mu o nim bardzo często. Tak samo jak o dziadku, również członku NSDAP. Poglądy babki Bast sprowokowały Pollacka do położenia się Rejtanem i zerwaniem kontaktów, gdy wyjechał na studia do Polski. W „Topografii Pamięci” wyznał, że do końca życia nie potrafił sobie tego wybaczyć.
Będąc nastolatkiem zdał w Linzu egzamin stolarski, lecz nigdy nie pracował w tym zawodzie. Fach miał być planem B, gdyby nie udało się dostać na studia. Naukę rozpoczął w Wiedniu na slawistyce i historii Europy Wschodniej. Następnie kontynuował na Uniwersytecie Warszawskim. Już na studiach zakochał się Galicji, co zaowocowało licznymi publikacjami. Bo Pollack dużo pisał.
Reportażysta i tłumacz
Martin Pollack rozpoczął karierę jako dziennikarz, przez ponad dekadę był korespondentem Der Spiegel. Tłumaczył na niemiecki dzieła Kapuścińskiego, Dichtera i Wilka. Debiutował w 1984 roku reportażem Po Galicji. O chasydach, Hucułach, Polakach i Rusinach, jednak jego pełna kariera rozwinęła się dopiero na początku XXI wieku.
Rozgłos przyniosła mu książka Ojcobójca, ale to Śmierć w Bunkrze okazała się opus magnum. Opowieść zaczynała się u progu I wojny światowej w wieloetnicznej Styrii, gdzie ludność niemieckojęzyczna żyła razem ze słowiańskojęzyczną. Następnie przechodziła przez narodziny nazizmu i jego triumf po bolesny upadek oraz powojenne poczucie krzywdy.
Jednak najważniejsze było rozliczenie Pollacka z ojcem. Ze zbrodniarzem, który z powodu napadu rabunkowego w alpejskim bunkrze nigdy nie doczekał sprawiedliwości. Pollack nie krył żalu dziecka. Pomimo zbrodni, które popełnił jego ojciec, pomimo ścigania go przez Interpol, Pollack był rozgoryczony z tym jak przypadkowa była śmierć w bunkrze. Czuł, że było to niesprawiedliwe zarówno wobec ofiar, ich oprawcy, jak i jego samego. Ale Pollack nie rozliczał się tylko ze swoim ojcem, robił to też z całą rodziną, a może i narodem. Oraz oczywiście z babką, której poglądy dziwnym trafem korespondowały ze ślōnskimi starzikami, kerzy padajōm, że za Hitlera to bōło nojlepij.
Każda książka jest o Śląsku
A najbardziej książki Pollacka. Europejskie pogranicza, które należały niegdyś do niemieckich imperiów, były generalnie dość podobne. Alzacja jest Górnym Śląskiem. Śląsk jest Galicją, Styrią i Tyrolem. Jednak nie tylko XIX-wieczna i różnorodna Styria z reportaży Pollacka jest naszym hajmatem. Jest nim zwłaszcza, gdy pojawia się nazizm.
Górnoślązacy nigdy nie dokonali rozliczenia z hitleryzmem, bo nigdy nie mieliśmy możliwości, żeby zrobić to na swoich prawach. Zaoferowano nam proste kategorie: siłą wcieleni do wojska, dezerterowaliśmy do Andersa. Byliśmy ofiarami systemu, nie tworzyliśmy go. Przecież Ślązak z SS nie jest prawdziwym Ślązakiem. Tak samo prawdziwy Ślązak nigdy nie oddał głosu na NSDAP. To byli Niemcy, a ich już tu nie ma. Proste.
Książki Pollacka uczą nas jak podejść do historii. Świat nigdy nie był jednorodny, a zwłaszcza sto lat temu. Reportaże o Galicji i Styrii pokazują coś, co mogłoby być alternatywną historią Śląska. Punktów przecięcia jest tyle, ilu jest czytelników. A może i więcej. Jednak nie tylko sama historia jest powodem, dla którego warto sięgać po dzieła mistrza. Jest w nich wrażliwość, jakiej sami potrzebujemy.
Może Cię zainteresować: