Wypożyczalnie pod szyldem „Biedronki”? Najwięcej w Katowicach i Rudzie Śląskiej
„Biedronki zamienią się w czytelnie” – grzmiały od kilku dni media w całym kraju, zapowiadając uruchomienie przez tą sieć sklepów wypożyczalni książek, co pozwoliłoby im otworzyć się dla klientów także w niedziele. W ten sposób mogłyby skorzystać z furtki jaką daje ustawa o ograniczeniu handlu w niedzielę. Zgodnie z nią zakaz ten nie dotyczy "placówek handlowych w zakładach prowadzących działalność w zakresie kultury, sportu, oświaty, turystyki i wypoczynku".
Jak
podawał branżowy portal wiadomoscihandlowe.pl, powołując się na
informacje od działających w „Biedronce” związkowców, w grę
miało wchodzić otwarcie 600 sklepów w ubiegłą niedzielę i
kolejnych 300 w niedzielę 14 sierpnia. Z ujawnionego przez ten
serwis dokumentu z wytycznymi dotyczącymi działania wypożyczalni w
„Biedronce” wynikało, że wypożyczanie
książek miało
by
się
odbywać
tylko na kasach tradycyjnych, a
możliwość taką mieliby wyłącznie klienci posiadający kartę
Moja Biedronka (wypożyczalnie
miałaby działać m.in. w jednym sklepie w Bytomiu, Chorzowie,
Piekarach Śląskich, dwóch w Dąbrowie Górniczej, Sosnowcu, Zabrzu
i Gliwicach, czterech w Rudzie Śląskiej i aż pięciu w
Katowicach).
Inspektorzy poszli w niedziele do sklepów. Nadal mogą to robić
Na doniesienia o tych przymiarkach „Biedronki” zareagowali związkowcy z „Solidarności” występując do Głównej Inspektor Pracy Katarzyny Łażewskiej-Hrycko o „znaczące zwiększenie” liczby kontroli sklepów w zakresie przestrzegania ustawy o ograniczeniu handlu w niedziele. Zaproponowali też, aby kontrole w placówkach handlowych, które naruszają przepisy, były przeprowadzane wielokrotnie, w każdą kolejną niedzielę.
– Jednorazowe złamanie zapisów ustawy regulującej handel w niedziele stanowi wykroczenie. Jeżeli sytuacja się powtarza i prawo jest łamane w sposób uporczywy, mamy już do czynienia z przestępstwem, za które grożą znacznie bardziej dotkliwe kary finansowe, sięgające nawet 1 mln zł – tłumaczył Alfred Bujara, szef Krajowego Sekretariatu Banków Handlu i Ubezpieczeń NSZZ „Solidarność”.
– Gdy kontrola jest jednorazowa, to właścicielowi sklepu po prostu opłaca się zapłacić 1-2 tys. zł kary i nadal łamać prawo – oceniał przewodniczący handlowej „Solidarności”.
Przynaglani prze związkowców inspektorzy PIP-u faktycznie ruszyli w niedzielę pod sklepy Biedronki. Jak podaje rzecznik Inspekcji w sumie na terenie Okręgowych Inspektoratów Pracy w Warszawie, Poznaniu, Gdańsku i Katowicach pilotażowe kontrole kontrole objęły 258 sklepów sieci „Biedronka”.
- Okazało się, że w żadnym z nich nie była prowadzona działalność handlowa – mówi Katarzyna Łażewska-Hrycko, Główny Inspektor Pracy. Jej zdaniem był to efekt „wspólnych działań” PIP oraz resortów: Rodziny i Polityki Społecznej oraz Finansów.
- Szacunek do przepisów prawa wziął górę nad chęcią osiągnięcia dodatkowych zysków z naruszeniem prawa pracowników do niedzielnego wypoczynku z rodziną – ocenia szefowa PIP.
W wydanym po weekendzie komunikacie Inspekcja przestrzega zarazem, że nadal wszelkie sygnały dotyczące naruszenia przepisów ograniczających handel w niedzielę będzie weryfikować „z wykorzystaniem wszystkich dostępnych środków. Jak informuje minimalny mandat nałożony przez inspektora pracy za naruszenie wspomnianego zakazu to 1000 zł, a jeśli sprawa trafi do sądu, to kara może wynieść nawet 100 tys. zł., gdy działania pracodawcy zostaną ocenione jako uporczywe naruszanie uprawnień pracowniczych.
-
Aby stwierdzić naruszenie przepisów inspektor nie musi być obecny
w sklepie w dniu, w którym obowiązywał zakaz prowadzenia handlu.
Fakt prowadzenia działalności handlowej w dzień objęty zakazem
może być stwierdzony w oparciu o różne dowody - np. na podstawie
ewidencji czasu pracy pracowników, godzin uruchomienia kas, zeznań
świadków, zapisów monitoringu, nawet po upływie jakiegoś czasu
od tego zdarzenia – ostrzega
PIP.
Kreatywność handlowców: dworzec, wypożyczalnia sprzętu, klub czytelnika
Szukanie „furtek” do prowadzenia handlu w niedzielę trwa od dawna. Najpierw w sklepach masowo zaczęły masowo powstać „placówki pocztowe”, później, gdy uszczelniono ustawę w znacząco utrudniając (a w przypadku sklepów spożywczych w praktyce) eliminując możliwość prowadzenia sprzedaży w niedzielę, zaczęły pojawiać się pomysły „na dworzec autobusowy”, czy na „wypożyczalnię sprzętu do relaksu” (tak właśnie tłumaczy w social mediach swoją niedzielną działalność np. Intermarche w Katowicach).
Pomysł na „czytelnię” także nie jest zupełnie nowy. Już miesiąc temu triumfalnie otworzył się w niedzielę Intermarche w Rudzie Śląskiej twierdząc, że jest „klubem czytelnika” (trzeba przyznać, że w ramach budowania takiej narracji zorganizował nawet spotkanie z autorem bajek i wierszy dla dzieci). Jak można się było spodziewać reakcje mieszkańców były skrajnie różne – jedni uznali, że skoro w niedzielę pracują kierowcy autobusów, strażacy, czy restauratorzy, to i sklepy mają prawo, inni z kolei stwierdzili, że to nic innego jak tylko zwykła sztuczka mająca na celu obejście obowiązujących przepisów.