Prognozy ONZ są takie: w 2050 roku trzy
czwarte ludzi będzie mieszkać w miastach.
Tak.
I ten trend widać już dziś.
Co
to za trend?
Dzisiejsze
społeczeństwo jest bardziej nastawione na konsumpcję, na
realizację modelu życia lansowanego w mediach, na wzorzec kariery,
określone życie z usługami i atrakcjami. To daje tylko duże
miasto – metropolia. Takie duże miasto wytwarza różne złe
rzeczy, jak gazy cieplarniane czy śmieci, ale także mnóstwo
takich, których próżno szukać w małych czy średnich ośrodkach:
potencjał intelektualny i kreatywny, motory wzrostu, dostęp do
funduszy, innowacji. Jest cały kapitał ludzki i finansowy do tego
do tego, by napędzać rozwój cywilizacyjny.
A
więc za 30 lat jakieś 7 mld ludzi będzie mieszkać w miastach.
Pytanie tylko: czemu nie w naszych?
Generalnie
jesteśmy jedynym dużym ośrodkiem miejskim który się depopoluje.
Łódź ma jeszcze problemy ale wszyscy pozostali rosną, najbardziej
Warszawa. My wciąż doświadczamy efektu wielkiej migracji na Śląsk
w przeszłości. Byliśmy tyglem rozwoju przemysłowego Polski, ale
ten czas minął, a przemysł węglowy i stalowy odchodzi. Razem z
nim ludzie wracają do miejsc swojego pochodzenia, bo nic ich na
Śląsku nie trzyma.
A
dlaczego nie przyciągamy nowych?
To
jest bardziej niepokojące, bo przyszłość każdego miasta zależy
w dużej mierze od możliwości przyciągania młodych ludzi i ich
decyzji życiowych. Pierwszym dorosłym wyborem każdego człowieka
jest uczelnia i kierunek studiów. Jeśli nastolatek decyduje się
studiować w innym mieście, najprawdopodobniej tam założy rodzinę,
tam będą go trzymać przyjacielskie i zawodowe więzi. A dlaczego?
Młodzi ludzie czują, że gdzie indziej mogą dostać coś, czego u
nas nie widzą?
I
co to jest to coś?
Dobre
życie, wysoka jakość tego życia. Szanse na karierę zawodową.
Realizacja marzeń. To główne kryteria na tym etapie.
Demografia
to skutek czy przyczyna naszych problemów?
To
ze sobą powiązane. Skutek degradacji środowiska, końca przemysłu.
A i przyczyna: gdy zdajemy sobie sprawę, że w danym miejscu coś
się kończy, nie działa, zaraźliwy staje się brak wiary, że tu
może jeszcze być przyszłość. Przy takiej okazji wszyscy
przywołują zawsze przykład starań o ESK…
Bo
nikt nie wierzył?
Tak,
nawet w Katowicach były głosy, że inni są lepsi i gdzie nam do
Wrocławia. A potem okazało się, że nie wszędzie trawa jest
bardziej zielona. Sami uświadamialiśmy sobie, jak wiele dzieje się
u nas ciekawych rzeczy i jaką energię można wyzwolić. Jakim
naprawdę dysponujemy potencjałem. To była ta energia, która jest
w stanie zmobilizować młodych ludzi.
Proszę
sobie to wyobrazić: kończy pan liceum i na studia do Katowic lub
Krakowa. Co by pan wybrał?
Zrozumiałbym
siebie, gdybym tym razem wybrał Kraków (śmiech). Wybrałem jednak
Katowice i nie mam poczucia, że był to zły wybór. Dziś młodzież
lepiej wie, jak funkcjonuje świat, że ważne jest nie tylko
wykształcenie, a też np. relacje, które nawiązuje się podczas
jego zdobywania. Stąd – między innymi – popularność studiów
MBA – nie chodzi o samą naukę, ale i to, kogo się przy tej
okazji pozna. Jakie się zbuduje relacje. My musimy zadbać o swoje
atuty. Katowice będą zaraz Europejskim Miastem Nauki. W ostatnich
miesiącach nasze uczelnie, również dzięki Metropolii, gościły
noblistów i wykładowców z najsłynniejszych uniwersytetów na
świecie. Czy zrobienie doktoratu u słynnego naukowca nie może być
magnesem dla studentów?
Będzie
dla pańskich dzieci, gdy zapytają pana: Katowice czy Warszawa?
Zależy,
czego będą oczekiwać od życia. Spotkanie najlepszych naukowców w
swojej dziedzinie, tu na miejscu, może być istotnym argumentem za
Katowicami.
Wróćmy
do roku 2050. Jak będą wtedy wyglądać Katowice a wraz z nimi cała
Metropolia?
Na
razie mamy punktowe centra rozwoju. Katowice są miastem, które się
rozwija, widocznie lepiej niż 300 tys. miasto, ale mniej niż
mogłoby w skali 2-milionowej metropolii. Problem polega na tym, że
my wciąż ten rozwój rozpatrujemy szczątkowo. Brakuje impulsu,
który spowodowałby łączenie kapitałów. Większość naszych
miast ludnościowo przypomina dzielnice Warszawy, ale decyzje
inwestycyjne podejmujemy na poziomie pojedynczego miasta. Obrazując, porównajmy: 5 miast i każde ze stadionem z jednym dużym miastem z jednym stadionem
i czterema stacjami metra. Pytanie, gdzie żyje się wygodniej dzięki
temu. Gdy miasto myśli o zabezpieczeniu wszystkich potrzeb swoich
mieszkańców i zaczyna gromadzić, a przy tym powielać usługi
dostępne parę kilometrów dalej, w mieście obok, zawsze będzie na
gorszym poziomie rozwoju, a efektywność tych usług będzie niższa.
Tu najbardziej widać brak sumy, agregacji czy synergii naszego
potencjału.
Mówią,
że w 2050 roku w końcu pożegnamy górnictwo. Co powinno wydarzyć
się równolegle, żeby w ogóle mówić o potencjale?
Tych
30 lat to będzie test naszej transformacji. Szansa jest jedna, więc
jak oblejemy, na zawsze utkniemy na średnim poziomie, ze strategią
ograniczania strat. Tak jak kiedyś Śląsk napędzała para, tak
dziś powinna nas pchać do przodu np. zielone energia i technologie
z tym związane, czy sztuczna inteligencja. Ale ludzie, którzy nad
tym pracują, tu na Śląsku, chcieliby też oddychać czystym
powietrzem, mieć dostęp do terenów zielonych i mieszkać w dobrze
urządzonym mieście. Transformacja to kluczowy proces również
dlatego, że mamy okazję zbudować coś od nowa. W innych
metropoliach karty są rozdane, trudniej się przebić, trudniej
zrobić karierę. Śląsk i Zagłębie to najambitniejsze z zadań
dla ludzi inteligentnych, kreatywnych, myślących nieszablonowo.
Na
razie spieramy się, ile wydać na autobusy i tramwaje. To, co
wydajemy to w skali Polski dużo, czy mało?
Środek
stawki. Białystok wydaje w przeliczeniu na mieszkańca więcej niż
Katowice: ponad 900 zł, przy 560 zł w Katowicach. Koszty te jednak
rosną tak lawinowo, iż za chwilę miast może być nie stać nawet
na to co mamy.
To
ważne ile?
W
dużej mierze decyduje o jakości życia. Jest takie powiedzenie:
bogate miasto to nie takie, w którym każdy, nawet biedny ma
samochód, ale takie, w którym bogaty jeździ transportem
publicznym. U nas samochodem podróżuje się wygodnie, bo miasta
zbudowane są prosamochodowo (oczekiwał
tego przemysł)
i transport publiczny jest mniej konkurencyjny. Gdy w tej
rzeczywistości tysiące aut wjeżdżają do śródmieścia, nie
tylko emitują spaliny, ale i uczą złych praktyk użytkowania
miasta. Nie trzeba wielkich badań, żeby stwierdzić, że pieszo czy
rowerem człowiek korzysta z miasta 3-5 razy bardziej. Jeśli chodzi
o procesy miastotwórcze, znaczenie transportu publicznego jest
ogromne. Popatrzmy na Detroit i co zostało z tych autostrad z
kilkunastoma pasami ruchu. Na wysoką jakość życia w mieście
zawsze będzie składać się sprawny transport publiczny i
przestrzenie zaprojektowane i stworzone dla pieszych.
Przy
naszym rozpięciu terytorialnym?
Trudne.
Wraz z transportem musiałyby iść procesy zagęszczania tkanki
miejskiej, ale to kwestia wizji planowania przestrzennego, na którą
Metropolia – ustawowo - wpływ ma jedynie teoretyczny. Osobiście
uważam, że na poziomie makro nasza aglomeracja powinna zbliżać
się do krakowskiej. Mityczne Krakowice z pociągiem kursującym w 30
minut, z bezpłatną autostradą, z wypełnianiem zabudową
przestrzeni pomiędzy...
Prof.
Agata Twardoch mówiła w ŚLĄZAGU o znaczeniu metropolitalnej
polityki mieszkaniowej. Co pan o tym sądzi?
Odpowiem
pytaniem: dlaczego Wiedeń od lat oceniany jest jako jedno z
najlepszych miejsc do życia w Europie? Między innymi dzięki
skutecznej, rozsądnej polityce mieszkaniowej. Większość zasobów
jest w rękach komunalnych, dzięki czemu są lepiej dostępne niż w
obecnym, kapitalizmie, w którym fundusze inwestycyjne patrzą na
mieszkania czysto biznesowo. Berlin odkupował mieszkaniówkę
sprzedaną funduszom, więc to powszechniejsza refleksja. Kilka
jaskółek widzimy i u nas, np. Społeczną Inicjatywę Mieszkaniową.
W Katowicach takich działań powinno być więcej.
To
zadanie dla Metropolii?
Jeśli
mówimy o pewnej idei mieszkalnictwa, która mogłaby być
wydyskutowana na poziomie GZM – tak. Czysto inwestycyjnie – nie
sądzę. Gminy mogą to zrobić lepiej.
Prof.
Twardoch, chyba jako pierwsza, wspomina o ciekawej koncepcji
redystrybucji podatków lokalnych pomiędzy współpracującymi
gminami. „Jeżeli w jednej wsi postanowimy wybudować mieszkania,
to w drugiej możemy zostawić tereny otwarte”. Możliwe?
Bardzo
ciekawy model, ale obecnie jest niemożliwy ustawowo. Pewnie by się
przydał gdyby zwiększać kompetencje metropolii związane z
planowaniem przestrzennym. Dzisiaj trochę sobie radzimy stosując
dotacje i tak przecież działał nasz metropolitalny fundusz
solidarności czy program ograniczania niskiej emisji. Gdyby jednak
myśleć o jednym mieście to przepływy podatkowe to jednak forma
protezy, w innym przypadku dobry pomysł.
Jedno
miasto. Czyżby?
Nie
chcę robić z tej idei Świętego Graala. Ale, najprościej jak się
da: duży może więcej. Większa dźwignia finansowa. Efektywność
wydatków większa. Krakowowi, który ma 800 tys. mieszkańców i
8-miliardowy budżet łatwiej budować stadion za 200-300 mln zł niż
Katowicom. A oczekiwania mieszkańców są takie same.
Jedno
miasto. O Jezu, centralizacja!
Tam,
gdzie jest słuszna, jest słuszna. Tam, gdzie nie ma efektu – nie
warto. Niektóre usługi są nie do zrealizowania, gdyby każde
miasto na prawach powiatu w GZM postanowiło je świadczyć własnym
sumptem. Bardzo dobrze widać to w transporcie – ktoś wyobraża
sobie kilkanaście różnych biletów na terenie Metropolii, gdy w
praktyce codziennie żyjemy w jednym mieście? To spójrzmy też na
służbę zdrowia. Czy konkurowanie gmin w takim obszarze, w którym
każda z nich ma swój szpital, też jest racjonalne? Jeśli
mieszkam w jednym mieście, a do drugiego dojeżdżam do pracy i dla
każdego to zupełnie normalne, to dlaczego nie można podobnie
zorganizować sieci szpitali w ramach Metropolii, z zachowaniem
bliskości dostępów do służby zdrowia dla mieszkańców? Czy ten
szpital musi być 2 kilometry ode mnie, czy mógłby być oddalony o
5 km, ale lepszy? Ten kompromis byłby możliwy, gdyby prezydenci
mieli pewność, że może być lepiej. Dzisiaj oczekuje się od
nich, że skoro jest to ich zadanie to musi je realizować. Lepiej,
lub gorzej ale musi być.
Słyszałem
też o pomyśle metropolitalnego trójmiasta: Wielkie Katowice,
Wielkie Zagłębie i tercet: Bytom-Gliwice-Zabrze.
Jako
kolejny krok do dużego miasta mogłoby mieć to sens. Bytom, Gliwice
i Zabrze to przecież idea z długą historią. Dużo łatwiej byłoby
też integrować Katowice z otoczeniem, jak i Zagłębie. Może nawet
to już by wystarczyło. Dziś jednak szedłbym we w wzmacnianie
Metropolii w kierunku jednostki samorządowej na prawach powiatu.
Powiatu metropolitalnego. Dzięki temu mogłaby efektywnie realizować
zadania na poziomie wyższym niż gminy zdejmując z ich barków
część zadań.
Powiat
metropolitalny? Ten pomysł samorządowcy sami odrzucili w trakcie
prac nad ustawą metropolitalną.
Bardzo
długo mówiło się o metropolii jako powiecie ale na samym finiszu
prac, przestraszono się że powstanie coś nad czym nie będzie
miało się kontroli i efekcie wybito żeby temu pomysłowi. Skutek?
GZM stała się trochę takim "związkiem komunalnym plus". Plus, bo
jest dodatkowy budżet, który opłaca ten kompromis, w którym
miastom opłaca się współpracować. Tak, kompromis. Przez jego
brak na terenie metropolii funkcjonowało trzech organizatorów
transportu, osobne bilety. Dopiero gdy powstała Metropolia, udało
się taki kompromis wypracować. To postęp, niemniej co do
generalnych zasad, działamy podobnie jak KZK GOP. Dalej trzeszczy…
Prezydenci
miast GZM wierzą w ideę jednego miasta?
Prezydent
Tychów jest zwolennikiem. Prezydent Katowic, Zabrza… Nikt nigdy
tego zdecydowanie nie potępił.
Obawiam
się, że największy opór wychodziłby od miast, które – patrząc
tymi kategoriami – nie mają większego sensu. Świętochłowice,
Siemianowice, Mysłowice…
Brutalna
prawda: część miast od dawna funkcjonuje jako dzielnice np.
Katowic. Nie ma w nich wielkiej kultury, innowacyjności, wielkiego
biznesu czy usług, które decydują o obliczu miasta. Są sypialnią.
Świat się globalizuje, rozpoznawalność międzynarodowa jest
niezbędna, by przyciągać kapitał, inwestorów, nawiązywać
relacje. Nikt na świecie nigdy nie usłyszy, że jest takie miasto
jak Świętochłowice. Nie zbuduje ono marki światowej, której
potrzebujemy. Katowice, lub chociaż, trzy wcześniej wymienione
miasta to jedyne sensowne rozwiązanie na przyszłość.
Prof.
Tomasz Pietrzykowski akcentował w ŚLĄZAGU „rozdrobnienie
potencjałów”. W sumie tak było zawsze i nie stanowiło to
problemu. A dziś problemem są ambicje prezydentów?
Rozdrobnienie
przy przemysłowym molochu z wielkimi zakładami pracy nie było
odczuwalne. A ambicje prezydentów? Tak bym tego nie nazwał. Mamy
określony podział administracyjny kraju. Każdy z prezydentów jest
co 5 lat weryfikowany w wyborach i trudno ich winić, że myślą
przede wszystkim w kategoriach interesu swoich mieszkańców. Są z
tego rozliczani. Z drugiej strony: Metropolia nie powstała z
niczego, formuła współpracy też dojrzewała, a wraz z nią
oczekiwania i gotowość do niej. Jeszcze pięć lat temu mieliśmy
różnych organizatorów transportu publicznego i dwie taryfy
biletowe. Proces trwa i potrwa pewnie wiele lat. W trakcie tego
procesu sami uświadamiamy też sobie, że Metropolia w tym kształcie
jest niedoskonała i wymaga ustawowych zmian.
To
rozczarowanie?
Uważam,
że zmiany ustawowe są niezbędne, jeśli chcemy zrobić krok dalej.
Czy Metropolia mogła zrobić więcej? Było to zupełnie nowe
przedsięwzięcie w polskich realiach. Polityczne dyskusje wokół
GZM też zrobiły jej sporo krzywdy. Uważam, że wiele rzeczy się
udało, ale żeby udało się więcej, trzeba poluzować gorset
przepisów. Zadania i kompetencje wpisane w ustawę są mikre w skali
wyzwań. A przy tym wszyscy musimy zrozumieć, jak funkcjonować na
poziomie wyższym niż jedna gmina.
Prof.
Twardoch wspominała też o marce Metropolii. Że również nad nią
trzeba popracować.
Marka
jest niezbędna. Czy mieszkańcy Katowic, Sosnowca czy Rudy Śląskiej
będą identyfikować się jako mieszkańcy Metropolii? Dzisiaj
pewnie długo nie, bo to teraz nic innego jak twór administracyjny.
Wierzę, że z czasem ta marka sama zapisze się w świadomości
ogółu, gdy Metropolia będzie jednym miastem.
Tak
wracamy do kwestii nazwy. Metropolia Katowice?
Dobra
nazwa mocno ułatwiłaby wiele działań. Nazwa trudna nie pomaga.
Przed nami przede wszystkimi odpowiedź na pytanie, czy jesteśmy w
stanie pchnąć Metropolię do przodu w zakresie kompetencji. Jeśli
GZM z dzisiejszego związku komunalnego stanie się zaczątkiem
miasta przyszłości, wróci dyskusja o nazwie. Jeśli to się nie
uda, nazwa nie będzie miała większego znaczenia.