MAI VIN 94 Festschild Freistaat Bayern Retro 400 mm

Co mamy wspólnego z Bawarią? Mia san Mia czyli uczyć się od najlepszych

O Bawarczykach: Życzyłbym sobie u nas Górnoślązaków takiej pewności, ba – nawet dumy, ale tej zdrowej i jakoś tak normalnej, przy rozumieniu swej odrębności!

Mia san Mia (czytaj: mija san mija) brzmi cokolwiek tajemniczo. Choć pobrzmiewa tu jakaś włoska nuta to jednak nie jest to język włoski. To bayrisch czyli bawarski dialekt języka niemieckiego. No właśnie, dialekt czy też odrębny język?

Spór w tej kwestii (podobny do górnośląsko-polskiego oraz, powiedzmy sobie szczerze, do naszego własnego górnośląsko-górnośląskiego sporu) toczy się na południu niemieckiej republiki już od wielu lat. Ale bez większego zaangażowania, niejako na kompletnych peryferiach bawarskiej codzienności. Może dlatego, że Niemcy są krajem federalnym i Freistaat Bayern (jak zresztą każdy inny kraj związkowy w Niemczech) może cieszyć się samodzielnością o której polskie województwa mogą jedynie pomarzyć! Przy okazji: choć oficjalna nazwa Bawarii (już od 1918 roku czyli od czasu bawarskiej rewolucji i upadku Królestwa) brzmi Wolne Państwo Bawarii to jednak nie jest ona na tyle wolna by mogła odłączyć się od całej republiki. Takie zabiegi pojawiały się co jakiś czas. Ostatecznie zadecydował o tym Federalny Trybunał Konstytucyjny w roku 2017.

Ale nie o tym precedensie (choć ciekawy to temat) ma być ten tekst. W tym tekście idzie o popularny slogan Mia san Mia (po niemiecku Wir sind Wir) czyli w nieco kulawym tłumaczeniu „My jesteśmy my”. Czy też po naszymu, dużo zgrabniej (i nawet jakoś tak podobnie do oryginału):

My som my

Życzyłbym sobie u nas Górnoślązaków takiej pewności, ba – nawet dumy, ale tej zdrowej i jakoś tak normalnej, przy rozumieniu swej odrębności!

No tak, powie ktoś, łatwo mówić Mija san Mija jak się ma BMW, Audi, Siemensa itd.

Tak, to fakt. Bawaria jest jednym z najbogatszych regionów Europy. Wystarczy powiedzieć że w 2023 roku tamtejszy krajowy produkt brutto wynosił przeszło 57 tys. Euro na głowę mieszkańca. Czyli był prawie trzy i pól raza wyższy niż PKB na głowę statystycznego Polaka.

Ale nie zawsze tak było. Kiedy powstawała Republika Federalna Niemiec, w przeważającej części rolnicza wtedy Bawaria była jednym z jej najbiedniejszych Landów! Co prawda dziś w obowiązującym w Niemczech systemie wyrównawczym (polegającym na wymuszonym specjalną ustawą solidarnościowym wspieraniu najbiedniejszych Landów) Bawaria jest największym płatnikiem ale przez lata całe jej gospodarka była zasilana z ogólnego federalnego konta. Ale nie przypuszczam, by nawet w tych niełatwych dla Bawarii latach jej mieszkańcy odeszli od wyżej wspomnianej dumy ze swej odrębności!

O ileż łatwiejszy start mieli Górnoślązacy. O jakiej biedzie może być tu mowa? Malutki Górny Śląsk (no bo w końcu tylko jego niecała połówka) przylepiony do kolosa na słomianych nogach jakim była II Rzeczpospolita już od samego początku był jej najbogatszym, najbardziej gospodarczo i (nazwijmy rzecz po imieniu) cywilizacyjnie rozwiniętym regionem. Po II Wojnie Światowej sytuacja zmieniła się o tyle, że już (prawie) cały obszar historycznego Górnego Śląska znajdował się w granicach Polski. Nie zmieniła się za to dominująca rola górnośląskiego przemysłu i jego ogromny udział w tworzeniu polskiego PKB. Bez naszego przemysłu siermiężna rzeczywistość PRL byłaby jeszcze bardziej szara…

Czyli tak na zdrowy rozum: my som my!

Ale czy jest tak w istocie? Przecież już w okresie międzywojennym nie można mówić o jakiejś szczególnej pielęgnacji widocznej na każdym kroku odrębności naszego Hajmatu od reszty Polski. Wręcz przeciwnie. Ledwo pojawili się pierwsi polscy przesiedleńcy (przede wszystkim urzędnicy rożnego stopnia oraz nauczyciele) zaczął się jakiś kuriozalny wyścig w pragnieniu upodobnienia się do nich i podporzadkowania przywiezionym przez nich a obcym nam do tej pory wzorcom. Wiele w tym było zwykłej hipokryzji Górnoslązaków. Można tu przywołać przykład znany z historii procesów kolonizacyjnych jako takich (może łączenie sformalizowanej polonizacji Górnego Śląska z terminem „kolonizacja” nie jest najszczęśliwszym zabiegiem ale coś tu jest na rzeczy). Zawsze najlepiej powodziło się tym kolonizowanym którzy szli na jak najdalej idącą współpracę z kolonizatorami. Ci którzy hardo podnosili głowy nie mieli dobrych widoków na przyszłość. Jest jednak zasadnicza różnica pomiędzy Indyjanerami na zachodzie Ameryki Północnej a Hanysami na wschodzie Górnego Śląska.

Kolonizacja Górnego Śląska to chyba jedyny w historii przypadek kiedy kolonizatorzy stoją cywilizacyjnie niżej od kolonizowanych!

Na tej to właśnie zasadzie po roku 1922 było możliwym, że nauczyciel pomocniczy z jakiejś tam polskiej wiejskiej szkółki przyjeżdżał na Górny Śląsk i od razu stawał się kierownikiem nowoczesnej poniemieckiej szkoły. Podobnie działo się dwadzieścia parę lat później kiedy to często czwartorzędny garnitur lwowskich nauczycieli opanował śląskie szkoły średnie, gdzie był honorowany i hołubiony aż do osiągnięcia (bardzo) starczego wieku.

Oczywiście rozważając jakieś zagadnienie w kontekście podziału na „my” i „oni” nie sposób uniknąć daleko idących uogólnień. Zanim zaczniemy więc formułować zarzuty pod adresem tych „onych” zajrzyjmy do własnego ogródka.

Była już mowa o hipokryzji. Nie można mieć za złe naszym ziomkom, że już sto lat temu odchodzili od języka przodków. Języka który przecież kształtował się i przetrwał pięknych kilkaset lat. Wcześniej bez znajomości niemieckiego przeciętny Górnoślązak też nie miał szans na choćby minimalny awans społeczny. Po roku 1922 rolę niemieckiego przejął język polski. Teraz bez jako tako poprawnej polszczyzny nie mogło być widoków na awans. I choć nikt nie oczekiwał od autochtonów krystalicznie czystej polszczyzny (no bo i skala możliwego awansu nie oszałamiała) to i tak wielu naszych przodków „zapomniało” z dnia na dzień mowę ojców…

Co ciekawe, z podobnym fenomenem mieliśmy do czynienia wśród górnośląskiej emigracji w Niemczech. Wnuki „wysiedleńców” z późnych lat osiemdziesiątych na ogół nie potrafią już mówić po śląsku. Z tym, że po polsku też nie…

Odchodzenie od godki może nie było w II RP fenomenem masowym, ale niewątpliwie miało miejsce. Na dobre zaczęło się po drugiej wojnie.

My, urodzeni już w czasach PRL, daliśmy sobie wmówić że język naszych przodków to komiczna (żeby nie powiedzieć szpetna) gwara języka polskiego. Pracowało na to tysiące żarliwych propagatorek polskiej kultury w osobach nauczycielek języka polskiego w naszych szkołach podstawowych. Za mówienie „gwarą” można było dostać po łapach, to fakt! Ale na ogół doświadczonej krzewicielce polskości wystarczała ośmieszająca uwaga, przedrzeźnienie, drwina… Oczywiście przed całą klasą.

I już temu czy innemu Górnoślązakowi (bądź Górnoślązaczce) pozostawał uraz na całe życie. Choć zazwyczaj na placu durch sie godało. W szkole średniej dochodziło jeszcze wpajane uczniom przez ich profesorów (swoją drogą Polska jest chyba jedynym krajem w którym zwykły magister bez wysiłku osiąga tytuł profesora) przekonanie, że jedynie wyjście z zaklętego kręgu tej komicznej gwary pozwoli na sukces w życiu dorosłym. Czyli: dla własnego dobra jak najdalej od tej popsutej polszczyzny…

Dopiero wyzbycie się wszelkiego co śląskie (najlepiej łącznie z akcentem) pozwalało dostać się do grona wybranych, niejako do wymarzonego (nomen omen) Panteonu. Bądź przynajmniej do przedsionka tegoż, jako że dla „prawdziwego Polaka” Górnoślązak albo Kaszub zawsze pozostanie w jakiś tam sposób „podejrzany”…

Ludzie młodsi od nas o jedno pokolenie (od nas, czyli dzieci peerelu) z reguły nie mówią już po śląsku. Nie ze swojej winy. Po prostu w domu rodzinnym nie mieli szans się śląskiego nauczyć. A na placu tyż już się yno mało co godało…

Choć od pewnego czasu można zaobserwować pewien pozytywny, cieszący wszystkie górnośląskie serca trend. Młodzież wraca (czy może dokładniej- próbuje wrócić) do języka dziadków czy już nawet pradziadków! Niektórzy nawet uczą się go na własną rękę…

Czyli: my som my, choć niy poradzymy godać?

Oczywiście. Nic nie przeszkadza komuś być polskojęzycznym Górnoślązakiem. Wszechobecna globalizacja nie omija nawet tak delikatnej dziedziny jak poczucie własnej tożsamości i regionalnej odrębności! Jeszcze niewiele ponad sto lat temu nasi kawalerowie przy poszukiwaniu swych przyszłych żon niechętnie wyściubiali nosy poza opłotki własnej wioski. Ci najbardziej przedsiębiorczy udawali się co najwyżej do okolicznych wiosek. Jedynie biydoki, z jakiegoś tam względu nie mający szczęścia, zmuszeni byli wyruszyć w dalszą drogę.

Jeszcze w połowie ubiegłego stulecia krzywo patrzano na Górnoślązaczki biorące sobie za męża Gorola, Chadziaja, Wulca, Werbusa (niepotrzebne skreślić). Było, minęło… Dziś każdy mieszkaniec naszego regionu jeżeli chce może czuć się Górnoślązakiem. Może nie z urodzenia, ale z przekonania! Skuli mie niech bydzie to nawet Ślonzok we piyrszyj gyneracji. Zapomnijmy to hasełko powtarzane przez niektórych jak mantra: Jo, czysty Ślonzok z dziada prapradziada… Tym bardziej, że niejednokrotnie wystarczyłoby (oczywiście gdyby taki czysty Ślonzok tego potrzebował bo z reguły nie potrzebuje) znaleźć i przewertować odpowiednie księgi parafialne by napotkać u rzeczonego prapradziada wpis typu „Kolonist”. Albo, czego już oczywiście nikomu nie życzymy, wpis – bankructwo: aus Polen aber naturalisiert! Już dwieście lat temu sporo się mieszało…

Pewien polski wizjoner (człowiek niedużego wzrostu ale wielkich zamierzeń) prorokował kiedyś, że pod jego rządami Polska stanie się drugą Bawarią. No cóż, chyba trochę przesadził. My za to naprawdę mamy z Bawarczykami dużo wspólnego, nie tylko tyle że nasza żymła to polska bułka a ich Semmel to niemieckie Brötchen.

My postrzegamy często Polskę bardzo podobnie jak Bawarczycy postrzegają Niemcy. Zaś Polacy często patrzą na nas z tą samą mieszaniną niezrozumienia i wyższości jak Niemcy na Bawarczyków.

Z tym że tym ostatnim jest to egal. No bo przecież Mija san Mija

Tragedia Gornoslaska

Może Cię zainteresować:

Peter Wiescholek: Jaki udział w Tragedii Górnośląskiej mają sami Ślązacy? Kto donosił na sąsiadów, denuncjował jako "szkodników na rzecz Państwa Polskiego"?

Autor: Peter Wiescholek

17/01/2025

Propaganda z radioodbiornika

Może Cię zainteresować:

Opcja polska, opcja niemiecka... Międzywojenna propaganda, czyli walka o serca i dusze Górnoślązaków

Autor: Redakcja

18/08/2024

Wspomnienia fotografie

Może Cię zainteresować:

Oma, Opa, Starzik i... Babcia. Losy swoich przodków przedstawia Peter Wiescholek, rodem z Mikołowa

Autor: Peter Wiescholek

23/12/2024