- Jak najszybciej każda instytucja będzie musiała ograniczyć konsumpcję energii. Administracja rządowa i administracja samorządowa będzie zobowiązana do zmniejszenia zużycia prądu o 10 proc. już od najbliższego czasu – zapowiedział w ubiegły czwartek (15 września) premier Mateusz Morawiecki podczas konferencji prasowej dotyczącej rozwiązań, mających złagodzić efekty rosnących cen energii elektrycznej. Jak dodał „najbliższy czas” w tym przypadku oznacza, że oszczędzanie ma się zacząć nie od 1 stycznia, a już od 1 października.
Ceny są nieuzasadnione. Wzrost kosztów nie był aż tak wielki?
Gdzie konkretnie administracja samorządowa miałaby szukać tych oszczędności? Czy w samych ratuszach, ograniczając oświetlenie w gabinetach i korytarzach, bądź też skracając godziny pracy urzędników, albo część z nich delegując do pracy w domu? Czy w jednostkach podległych miastom, np. szkołach, przedszkolach, bądź placówkach kultury, czy może w oświetleniu ulicznym np. gasząc latarnie przez część doby (takie przypadki miały miejsce w niektórych miastach na początku pandemii)?
Generalnie w samorządach najczęstszą reakcją na słowa premiera jest konsternacja. Kolejny raz dowiadujemy się o dotyczących nas sprawach z konferencji prasowych – można usłyszeć od urzędników. Fakt, że ani nie ma jeszcze żadnych podstaw legislacyjnych, ani nie określono katalogu działań, które można będzie podejmować celem wcielenia tych zapowiedzi w życie wywołuje sporą irytację, zaś Andrzej Porawski, dyrektor biura Związku Miast Polskich zwraca uwagę, że za podwyżkami cen energii elektrycznej stoją państwowe spółki.
- Które znacząco na tym zarabiają. Niech pokażą kalkulację kosztów kilowatogodziny, czy tony węgla, bo jestem przekonany, że 10-ciokrotny wzrost kosztów wytworzenia nie nastąpił, więc 10-krotny wzrost ceny, którą samorząd ma zapłacić jest absolutnie nieuzasadniony – mówił Porawski w trakcie poniedziałkowej (19 września) konferencji prasowej w Tychach.
Na więcej świecących bombek nie ma co liczyć. A i te stare mogą zgasnąć
Na razie, w kontekście wskazanych przez szefa rządu oszczędności, najczęściej można usłyszeć o rezygnacji przez miasta z nocnego podświetlania reprezentacyjnych budynków, bądź ograniczeniu świątecznych iluminacji. Oba te scenariusze rozważane są m.in. w Chorzowie.
- Na pewno iluminacji świątecznych nie będzie tylu, co w ubiegłych latach. Zakładamy, że będzie ich o 80 proc. mniej. To są konkretne wydatki. Sama usługa swoje kosztuje, a do tego dochodzą jeszcze koszty zużytej energii – potwierdza nam Marcin Michalik, wiceprezydent Chorzowa, który ubiegłej zimy na świąteczne oświetlenie wydał ponad 400 tys. zł.
Dla porównania, w Bytomiu na ten sam cel przeznaczono ok. 360 tys. zł., w Rudzie Śląskiej blisko 160 tys. zł, zaś w Tychach pół miliona złotych. Nie wszędzie w tym roku szykuje się tak gwałtowne odcinanie prądu choinkom, bombkom i świecącym Mikołajom, choć wszyscy uważnie przyglądają się związanym z ich obecnością kosztom.
- Jeśli idzie o oświetlenie świąteczne, to utrzymane zostanie to, co było do tej pory, natomiast żadne dodatkowe środki na ten cel nie będą już w tym roku kierowane – wyjaśnia nam Ewa Grudniok, rzeczniczka Urzędu Miejskiego w Tychach.
Oszczędności można szukać na ulicach i w szkołach. Swoje pomysły mają naukowcy
- Analizujemy różne możliwości. Przy czym my i tak cały czas oszczędzamy. Od pandemii między godziną 23 a 5 rano przygaszamy o 40 proc. oświetlenie uliczne. To samo robimy na alejkach parkowych jeśli jest taka techniczna możliwość – mówi nam Bartosz Matylewicz, rzecznik urzędu miejskiego w Dąbrowie Górniczej.
Nad możliwością przyoszczędzenia na oświetleniu ulicznym zastanawiają się także w Chorzowie. Akurat to miasto jest w tej szczęśliwej sytuacji, że ma jeszcze ceny prądu ze „starego” przetargu (podobnie jest w Sosnowcu), ale samorządowcy z przerażeniem słuchają doniesień z miast w innych regionach Polski, gdzie stawki za energię potrafiły w ostatnim czasie wzrosnąć nawet kilkakrotnie. Dlatego też w środę przedstawiciele ratusza spotkają się z dyrektorami szkół, by porozmawiać o sposobach na potencjalne oszczędności w zużyciu energii.
- Prezydenci miast natychmiast powinni powołać specjalistów do spraw kryzysowej odporności elektroprosumenckiej. I zlecić im na przykład rozpoznanie sytuacji pod kątem wykorzystania źródeł awaryjnego zasilania znajdujących się na terenie miasta. Trzeba opracować nowe zasady ich wykorzystania do produkcji energii elektrycznej. Także zlecić rozpoznanie sytuacji pod kątem możliwości utworzenia Pogotowia Elektroprosumenckiego w mieście – ostrzegał w połowie sierpnia w rozmowie z nami prof. Jan Popczyk z Wydziału Elektrycznego Politechniki Śląskiej. I być może czas skorzystać z tych podpowiedzi.
Może Cię zainteresować:
W Mysłowicach Tauron rozpoczął budowę największej farmy fotowoltaicznej w Polsce
Może Cię zainteresować: