Tak, to już 32 lata od wydania "Dangerous" Michaela Jacksona. Jak 32 lata temu mówiło się o teledysku do utworu "Black or White" z tego albumu? Że najlepszy, najdroższy, najbardziej spektakularny. W dniu premiery obejrzało go 500 mln ludzi na całym świecie. W ekipie realizującej tę gigantyczną produkcję był reżyser z Katowic, który mógł na własne oczy przekonał się, co kryje się pod powszechnym w muzyce popularnej określeniem "ekscentryczny artysta".
Mijają godziny i... cisza
Jeśli
pamiętacie ten klip, wiecie, że trudno w kilku zdaniach opisać, co
w nim się działo: tancerze z całego świata, znani aktorzy (np.
Macaulay Culkin, Tess Harper i George Wendt), Simpsonowie, szalone
animacje, a do tego zakazane sceny i Michael zmieniający się w
czarną panterę. Budżet? 6 mln dolarów. W potężnej ekipie
realizującej tę bombastyczną produkcję był Lech Majewski,
znakomity reżyser z Katowic, twórca m.in. „Angelusa” czy „Młyna
i krzyża”.
- W tym czasie przygotowywałem „Ewangelię według Harry’ego”. Mój kierownik produkcji był wtedy w ekipie pracującej dla Jacksona, więc i ja znalazłem się na planie. Było to przedsięwzięcie kosmiczne jeśli chodzi o koszty i rozmach – wspomina Majewski.
Ślaski
reżyser opowiada, że na potrzeby zdjęć w Los Angeles wyłączono
z ruchu olbrzymi odcinek drogi (konkretnie: 11779 Sheldon Street w Sun Valley, Los Angeles). Zjechało się mnóstwo ludzi: oprócz
filmowców i reszty ekipy, także rzesze widzów, policjantów,
kierowców i tak dalej. Nagle przyjeżdża Michael Jackson... Pardon: nagle przywożą na plan Michaela Jacksona i...
- Przyjechał i przez kilka godzin nie wychodził z przyczepy, a dostępu do niego broniło czterech ochroniarzy. Mijają dwie godziny, na planie wszystko gotowe, wszyscy z nudów obżerają się cateringiem, policjanci wymieniają się pączkami z różnymi polewami i trzymają w pogotowiu notatniki z miejscem na autograf, dziewczyny z baletu rozciągają się na asfalcie i… cisza. Michael nie wychodzi – śmieje się Majewski.
Wyszedł? O tym zaraz, bo jeszcze słowo o… dziwnych towarzyszach Jacksona, o których krążyły setki anegdot. W 1983 roku Michael spotkał się w studiu z Freddiem Mercurym. „Miałem wrażenie, że idzie im świetnie i w mig znaleźli wspólny język” – mówił Jim Beach, wieloletni menedżer Queen w dokumencie BBC poświęconym Mercury’emu. Dlaczego ta współpraca nie zakończyła się wspólnym albumem? „Któregoś dnia Freddie do mnie zadzwonił i powiedział, że mam po niego natychmiast przyjechać. Zapytałem: »Co się stało?«. Odpowiedział, że Michael codziennie przyprowadza do studia lamę, a on nie przywykł do tego, by nagrywać płytę z lamą”. (Interesujesz się śląską kulturą? Zapisz się i bądź na bieżąco - https://www.slazag.pl/newsletter)
Lamy nie było. Była małpa
Lama.
To znaczy… Podczas zdjęć do „Black or White” Jacksonowi lama
nie towarzyszyła. Ale po kolei. Wyszedł z przyczepy?
- W końcu wyszedł. Jak to on – uśmiechnięty, pomachał ręką i swoim głosikiem powiedział: „Hi, everybody. Sorry, everybody”. Ruszają zdjęcia. Jackson robi kilka ruchów, rozmawia ze swoim choreografem i… znów się chowa do samochodu – wspomina Majewski.
Majewski
pyta kierownika produkcji: „Może poprosicie go, żeby dokończył?”.
A on na to: „Widzisz jego ochroniarzy?”. „To co robimy?”.
„Nie wiem, on i tak za wszystko płaci. Za czekanie też”.
Kolejne pytanie Majewskiego: „A co on tam robi w tej przyczepie?”.
Kierownik:
„Wiesz, on ma tam swojego... szympansa i namiot tlenowy”.
Lama raczej nie zmieściłaby się do przyczepy. Kręcenie tego jednego ujęcia trwało kilka dni. Kilka miesięcy później premierę teledysku do „Black or White” obejrzało pół miliarda ludzi w 27 krajach świata.