Krzysztof Mejer powiedział wczoraj na gorąco, że o przyczyny
tego nokautu trzeba pytać politologów. A więc pytam, dlaczego
Michał Pierończyk rozłożył swojego kontrkandydata na
łopatki?
Małgorzata Myśliwiec: Wygrał
rzeczywiście kandydat lokalny. Po serii politycznych przebojów, następuje
zmęczenie polityką partyjną. Do tego kryzys energetyczny, który w
szczególności dotyka Rudy Śląskiej - miasta górniczego -
spowodował, że konferencja Jarosława Kaczyńskiego, na której
oficjalnie poparł on Marka Wesołego, okazała się dla polityka
Prawa i Sprawiedliwości pocałunkiem śmierci już w pierwszej
turze. Na to wszystko nałożyła się bardzo niska frekwencja (25
proc.). Michał Pierończyk po prostu potrafił lepiej zmobilizować
wyborców.
Argument
„jestem stąd”, którym grał Michał Pierończyk, był ważny w
kampanii? Mieszkańcy Rudy Śląskiej po prostu chcieli „swojego
człowieka”?
Tak. To
samorządowiec, który w Rudzie Śląskiej się urodził, wychował,
wykształcił i mieszka. Wygrało przeświadczenie, że na stanowisku
prezydenta potrzebny jest człowiek „stąd”. Miałam okazję być
wczoraj w sztabie Michała Pierończyka. Oczywiście pojawiali się
tam z gratulacjami lokalni politycy, ale przede wszystkim, co zrobiło
na mnie największe wrażenie, sąsiedzi, znajomi i zwykli mieszkańcy
- osoby, które nie mają wiele wspólnego z polityką, nawet
lokalną. To pokazuje, że w wyborach samorządowych trudniej przebić
się kandydatom, którzy nie mają korzeni w danym miejscu.
Frekwencja 25
proc. Dlaczego rudzianie nie poszli w drugiej turze do lokali
wyborczych?
To bolączka
polskiej demokracji. Wybory samorządowe zazwyczaj cieszą się
niewielkim zainteresowaniem. Myślę nawet, że to zaskakująco dobry
wynik, biorąc pod uwagę, że w pierwszej turze frekwencja wyniosła
31 proc. Może brzmi to obrazoburczo, kiedy mówimy o procedurach
demokratycznych, ale taka jest rzeczywistość. Jako społeczeństwo
najbardziej lubimy duże igrzyska, czyli wybory prezydenckie i
parlamentarne, które nakręcają kampanie w mediach ogólnopolskich
i tam frekwencja jest dużo wyższa. To bolączka polskiej
demokracji, a nie słabość Rudy Śląskiej.
73 proc. to
bardzo dobry wynik, ale pojawiły się głosy, że przy tak niskiej frekwencji daje nowemu
prezydentowi słaby mandat społeczny.
Prawo
wyborcze w Polsce to prawo, a nie obowiązek. Można dyskutować nad
siłą takiego mandatu, ale to dyskusja dość złośliwa. Warto
zauważyć, ilu wyborców zmobilizował do głosowania Michał
Pierończyk, aby uzyskać 73 proc. głosów. Największej
partii politycznej w Polsce (PiS) nie udało się przyciągnąć
nawet tylu mieszkańców do
lokali wyborczych, aby Marek Wesoły wszedł do drugiej tury.
Krzysztofowi Mejerowi, który miał poparcie ważnych samorządowców
z całego województwa śląskiego, również nie udało się przebić Michała Pierończyka.
Kadencja
Michała Pierończyka będzie bardzo krótka. Potrwa najpewniej
półtora roku. Czy po wczorajszym głosowaniu można przewidywać
jego szanse w kolejnych wyborach samorządowych?
To
będzie czas niezwykle trudny. Za oknami zaczyna się robić coraz
chłodniej, a kryzys energetyczny już daje nam się we znaki. Sama Ruda
Śląska też ma swoje problemy, np. w przypadku szpitala miejskiego,
co wybrzmiało w kampanii. Po tak spektakularnym zwycięstwie, bo
będę się trzymała tego, że 73 proc. głosów w warunkach
lokalnych jednak robi wrażenie, mieszkańcy na pewno będą chcieli
za jakiś czas rozliczyć Michała Pierończyka. Dla niego kluczowe
będzie to, aby otoczył się odpowiednimi ludźmi, ponieważ w
kampanii pokazał swój dorobek społeczny i samorządowy, a nie chęć angażowania w ruchy polityczne. Teraz
powinien wyciągnąć wnioski, otoczyć się specjalistami, a nie
skupiać na dzieleniu politycznych łupów, o co go zresztą nie
podejrzewam.
Może Cię zainteresować:
Michał Pierończyk nowym prezydentem Rudy Śląskiej. W II turze zdobył ponad 18 tys. głosów
Może Cię zainteresować: