Milik zapisał się w historii. Ale nie uratował Juventusu przed kompromitacją

Arkadiusz Milik przychodził do drużyny, która w końcu miała być gotowa do walki z najlepszymi. Projekt jednak został brutalnie zweryfikowany. Jedynym, choć marnym pocieszeniem, jest fakt, że tyszanin jako jeden z nielicznych jest szanowany przez kibiców Juventusu.

Fot. Instagram/Arkadiusz Milik
Milik arek

Tego lata Juventus był aktywny na rynku transferowym. Kibice z zaciekawieniem i radością celebrowali kolejne wzmocnienia. Angel Di Maria, Paul Pogba, Leandro Paredes, Filip Kostić... Ci piłkarze mieli sprawić, że "Stara Dama" w końcu odzyska panowanie we Włoszech, a dodatkowo będzie w stanie rywalizować z gigantami w Lidze Mistrzów.

W Turynie wielkiej euforii nie wywołał z kolei transfer Arkadiusza Milika. Dla wszystkich było to jedynie uzupełnienie składu i wzmocnienie ławki rezerwowych. Wychowanek Rozwoju Katowice miał przede wszystkim z ławki obserwować, jak gole strzela Dusan Vlahović i w razie konieczności wchodzić za niego, aby Serb trochę odpoczął.

Sezon dopiero rozkręca się na dobre, a dla wielu projekt, którym dowodzi Massimiliano Allegri już można uznać za ogromną porażkę. Gwoździem do trumny był wtorkowy mecz z Benficą Lizbona. Włosi przegrali 1:4 i tym samym definitywnie stracili szansę na awans do 1/8 finału Ligi Mistrzów. Być może na pocieszenie wiosną zagrają w Lidze Europy, ale to na razie nic pewnego.

W Turynie wrze, a obecni piłkarze dla kibiców są nieudacznikami. Ostatni raz Juve nie wyszło z grupy w 2013 roku, więc ich złość nie dziwi. Tym bardziej że od początku sezonu widać było, że Allegri nie potrafi poskładać klocków, które ma. Włoski trener momentami zachowuje się, jakby klocki Duplo próbował połączyć z klockami Lego.

Nie inaczej było we wtorkowy wieczór. Fani Juventusu przecierali oczy ze zdumienia, gdy turyńczycy zagrali dwójką napastników, ale obok Vlahovicia zagrał Moise Kean, a nie Milik. Polak jest w klubie znacznie krócej od włoskiej konkurenta, ale zapracował sobie na większe uznanie kibiców.

Kean wprawdzie strzelił gola Benfice, ale poza tym niewiele więcej pokazał. Milik z kolei wszedł z ławki przy stanie 1:4, ożywił grę, zdobył ładną bramkę, a kibicom pozostało zastanawiać się, co by było, gdyby to reprezentant Polski zagrał od pierwszej minuty.

Za posadzenie Milika na ławce rezerwowych mocno oberwało się Allegriemu. Włoski trener tuż po końcowym gwizdku został skrytykowany przez media. Potem musiał tłumaczyć się na konferencji prasowej ze swojej decyzji.

- W pierwszej połowie potrzebowaliśmy innej gry. Myślałem, że w drugiej Milik i Miretti podniosą poziom techniczny, ale niestety przegrywaliśmy już 1:4 - mówił szkoleniowiec Juve (za WP SportoweFakty).

Czasu nie da się cofnąć. Gwiazdy z Turynu okryły się wstydem, który kibice im zapomną tylko w momencie, gdy odzyskają mistrzostwo Włoch. To z kolei będzie bardzo trudne. Juventus obecnie jest ósmy w Serie A, a do pierwszego Napoli już traci dziesięć punktów.

Wracając jednak do Milika, to we wtorek zapisał się w historii polskiego futbolu. 28-latek został drugim polskim piłkarzem w historii, który strzelił co najmniej 10 bramek w Lidze Mistrzów. Pierwszym jest oczywiście Robert Lewandowski, który do tej pory zdobył ich 91 w elitarnych rozgrywkach.

Milik

Może Cię zainteresować:

Milik rozkochuje w sobie Włochy. Będzie twarzą odrodzenia wielkiego Juventusu?

Autor: Robert Czykiel

03/10/2022

Milik juventus

Może Cię zainteresować:

Arkadiusz Milik i jego droga do Juventusu. Karierę w Napoli zamknęła mu... restauracja w Katowicach

Autor: Robert Czykiel

25/09/2022

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon