„Budowa
nowych elektrowni węglowych w Polsce wiąże się z koniecznością
zapewnienia dostaw węgla kamiennego. Następuje stopniowe sczerpanie
złóż w obecnie działających kopalniach. W tej sytuacji rodzi się
potrzeba udostępnienia nowych złóż, których nie da się
eksploatować z wykorzystaniem infrastruktury aktualnie
funkcjonujących kopalń. Wiąże się to z koniecznością budowy
nowych szybów i zaplecza górniczego. W perspektywie następnych
kilku dziesięcioleci węgiel będzie stanowił podstawę miksu
energetycznego państwa, a wydobycie własnego surowca pozwoli
utrzymać wysoki stopień niezależności energetycznej państwa,
stabilność dostaw energii elektrycznej, jak i konkurencyjność
całej gospodarki”. To cytat z…. Nie, nie kolejnego ognistego
wystąpienia szefa Sierpnia’80 Bogusława Ziętka. Ani nie z byłego
wiceministra gospodarki Jerzego Markowskiego, choć do obu tych
postaci taka argumentacja by zdecydowanie pasowała.
Dwie nowe kopalnie jako „przedsięwzięcia kluczowe”. Takie były obietnice
Cytowane powyżej deklaracje o konieczności inwestowania w nowe kopalnie pochodzą z „Programu dla Śląska”. Dokument ten został uroczyście ogłoszony dokładnie pięć lat temu, 21 grudnia 2017 roku, w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim w Katowicach przez premiera Mateusza Morawieckiego.
- Nie możemy i nie chcemy zostawić ziemi woj. śląskiego samej sobie i dlatego ten program, który ucieraliśmy w bardzo dużym wysiłku, razem z naszymi partnerami społecznymi – mówił wówczas szef rządu.
- Ten wypracowywany z mozołem program dla województwa śląskiego leży mi szczególnie na sercu. Mało kto wie, jaki wysiłek musi być włożony w transformację i zmianę gospodarczą w obszarach, które przechodzą bardzo głęboką metamorfozę – podkreślał Mateusz Morawiecki.
Sposobem na metamorfozę miały być 73 zapisane w Programie „przedsięwzięcia kluczowe” o wartości co najmniej 40 mld zł, a także przedsięwzięcia krajowe, z których nasz region miał mieć możliwość uszczknąć ok. 5 mld zł. I właśnie wśród owych "przedsięwzięć kluczowych" można znaleźć budowę dwóch kopalń – jednej węgla koksowego i jednej węgla energetycznego.
- Projekt budowy nowej kopalni węgla koksowego zostałby zrealizowany na bazie infrastruktury pozostałej po jednej z kopalń zlikwidowanych w procesie restrukturyzacji górnictwa węgla kamiennego w latach 1997 – 2001. Docelowo inwestycja pozwoliłaby stworzyć ok. 1500 miejsc pracy bezpośrednio w kopalni oraz kolejne 1500 miejsc pracy w jej otoczeniu – tak można było przeczytać na str. 54 Programu. W kontekście budowy nowej kopalni węgla energetycznego można było z kolei przeczytać, że „proces inwestycyjny powinien rozpocząć się w 2019 roku, od uzyskania koncesji na poszukiwanie i/lub rozpoznanie węgla kamiennego”.
- Uruchomienie wydobycia powinno nastąpić najpóźniej w 2030 r. - zapowiadali autorzy Programu. Ich zdaniem realizacja inwestycji mogłaby być finansowana (koszty szacowano na ok. 5 mld zł) zarówno przez jedną ze spółek operujących już w Górnośląskim Zagłębiu Węglowym, jak również przez kapitał prywatny.
Kopalnia,
czy może tylko szyb? Tak, czy inaczej – wciąż nie fedruje
Dziś cytaty z tego rządowego dokumentu brzmią jakby pochodziły nie sprzed pięciu, ale sprzed 55 lat. I nawet nie dlatego, że okoliczności zewnętrzne jakoś bardzo zdewaluowały tamte diagnozy. Być może nawet obecny kryzys energetyczny sprawia, że nabierają one wyrazistości i być może nawet dzisiaj bardziej aniżeli w grudniu 2017 r. łatwiej byłoby przekonać do realizacji tych przedsięwzięć.
Rzecz w tym jednak, że trudno wskazać bardziej jaskrawy przykład tego jak deklaracje mogą rozmijać się z praktyką. Budowa nowych kopalń na Śląsku? No to spróbujmy ich poszukać. Teoretycznie w przypadku tej mającej fedrować węgiel koksowy powinno być ciut łatwiej, gdyż we wrześniu 2019 r. odbyło się oficjalne otwarcie kopalni „Bzie – Dębina”, szóstego zakładu w strukturach Jastrzębskiej Spółki Węglowej.
- Budowa nowej kopalni jest wypełnieniem postanowień strategicznych programów Rządowych takich jak Program dla Śląska czy Program dla sektora górnictwa węgla kamiennego – mówił przy tej okazji Krzysztof Tchórzewski, wówczas jeszcze minister energii.
Z nową kopalnią JSW jest jednak parę problemów. Pierwszy polega na tym, że zdaniem wielu stawianie znaku równości między otwarciem nowego szybu, a otwarciem kopalni, to gruba przesada. To nie nowa kopalnia, a nowy szyb – prostują.
Problem
drugi natomiast
jest
taki, że z kopalni nie wyjechała jeszcze ani jedna tona węgla,
choć
oficjalnie obiecywano, że pierwsza ściana ruszy właśnie w tym
roku, a docelowe
roczne wydobycie kopalni wynosić będzie ok. 2 mln ton. Okazało się
jednak, że rozpoznanie
geologiczne złoża zostało
przeprowadzone błędnie,
co oficjalnie
przyznają
przedstawiciele
spółki, zapowiadając
równocześnie
analizę
modelu dalszego funkcjonowania zakładu. Nie do końca wiadomo, co
się pod tym pojęciem kryje. Wiadomo natomiast, że od wielu
miesięcy
atmosfera wokół sprawy jest gęsta, a
związkowcy
dopytują się, czy zarząd spółki chce ograniczyć lub wręcz
„zahibernować” inwestycję.
Mieliśmy budować, a zamykamy. Tyle zostało z obietnic
Po wprowadzeniu embarga na węgiel z Rosji krajowy rynek (zwłaszcza ten ciepłowniczy oraz odbiorców indywidualnych) byłby w stanie wchłonąć wydobycie nie jednej, ale kilku kopalń. Tyle, że od grudnia 2017 roku w Polsce kopalń fedrujących węgiel energetyczny nie przybyło i nic nie wskazuje, aby taki scenariusz miał się ziścić.
Przede wszystkim z tego powodu, że od 2018 r. Ministerstwo Klimatu i Środowiska wydało raptem trzy koncesje na wydobycie węgla kamiennego. Jedną otrzymała JSW na wspomnianą kopalnię „Bzie – Dębina” (gdzie, przypomnijmy, fedrowany ma być węgiel koksujący), druga dotyczyła wydobycia ze złoża Heedi II w Sudetach (ostatecznie nie rozpoczęło się ono w terminie), a trzecia trafiła do spółki „Brzezinka” planującej rozpocząć wydobycie ze złoża Brzezinka 3 w Mysłowicach. Tak, właśnie do tej, której plany tak bardzo przerażały lokalnych samorządowców, że w obawie przed utratą unijnych pieniędzy na transformację regionów górniczych jeszcze kilkanaście miesięcy temu zastanawiali się jak ją zablokować. Jak widać w tym szczupłym gronie daremnie szukać firmowanych przez spółki skarbu państwa inwestycji w nowe kopalnie węgla energetycznego.
- Obserwujemy trend spadkowy jeśli idzie o zainteresowanie uzyskiwaniem koncesji na poszukiwanie i wydobywanie węgla zarówno koksującego, jak i energetycznego – przyznał w sierpniu ubiegłego roku Piotr Dziadzio, Główny Geolog Kraju w trakcie posiedzenia sejmowej podkomisji stałej ds. sprawiedliwej transformacji.
W kontekście niedoszłej budowy nowej „gruby” nie sposób rzecz jasna nie wspomnieć o likwidacji starej. A ściślej mówiąc, starych, gdyż od roku 2017 do historii przeszły dwie czynne kopalnie węgla kamiennego – „Krupiński” w Suszcu i „Makoszowy” w Zabrzu. W obu tych zakładach znajduje się blisko 900 mln ton udostępnione węgla, większość z niego jest już jednak „poza zasięgiem”, gdyż zasypanie szybów wydobywczych w „Krupińskim” trwale uniemożliwiło sięgnięcie po ten surowiec.
- Zamknięcie kopalń, które posiadają zasoby węgla, a takimi właśnie były KWK Krupiński, czy KWK Makoszowy, to dla mnie sabotaż gospodarczy. Zwłaszcza zamykanie w taki sposób, w jaki to się dzisiaj dzieje, czyli poprzez niszczenie infrastruktury i zasypywanie szybów. W dodatku robimy to za pieniądze państwowe, przy niedoborze węgla na krajowym rynku i sprowadzaniu do Polski czegoś, co miało przypominać węgiel, a co się nawet nie pali – komentował to w rozmowie ze SlaZag.pl były prezes JSW, Jarosław Zagórowski.
Może Cię zainteresować: