Gdyby
relacje między śląskimi samorządami, a Spółką Restrukturyzacji
Kopalń oceniać po tym, co stało się właśnie w Katowicach, to wypadałoby tylko przyklasnąć i stwierdzić „tak trzymać”.
Przypomnijmy, na mocy umowy podpisanej w poniedziałek (17 kwietnia) przez miasto z SRK samorząd
Katowic przejął za darmo ponad
9 hektarów po dawnej kopalni „Wieczorek”. To
właśnie na tym terenie na Nikiszowcu powstać ma hub
gamingowo – technologiczny,
mający stanowić zalążek Dzielnicy
Nowej Technologii.
Nie
dziwi więc, że podpisanie
aktu notarialnego upłynęło w przyjemnej atmosferze, a
przedstawiciele władz spółki i miasta opowiadali dziennikarzom
o
długich, lecz
konstruktywnych rozmowach.
Sprzedają co się da i komu się da? „Jak byśmy zapalenie płuc leczyli apapem”
Tego typu „laurki” pod adresem SRK ze strony śląskich samorządowców rzadko się ostatnio słyszy. Znacznie częściej narzekania na opieszałość w przekazywaniu pogórniczych gruntów, bądź zarządzanie nimi w sposób kompletnie nieprzystający do kreowanych przez lokalne władze wizji rozwoju gmin. Marszałek województwa śląskiego, Jakub Chełstowski (i to wtedy kiedy jeszcze był marszałkiem z nadania PiS) wprost apelował o przekazywanie samorządom kompetencji rządowej spółki stwierdzając, że nie widzi w jej działaniach wielkiego postępu.
- Na razie w wielu wymagających obszarach sytuację można opisać tak, jak byśmy zapalenie płuc leczyli apapem – mówił przy okazji jednego z publicznych wystąpień Chełstowski.
- Ta spółka jest dziś karykaturą samej siebie. Powinna dostać pieniądze na to, żeby te tereny rewitalizować, a tymczasem próbuje utrzymywać swoją administrację przez to, że część tych terenów sprzedaje – tak z kolei kilka dni temu na antenie Radia Piekary skomentował tą kwestię Kazimierz Karolczak, przewodniczącego Górnośląsko – Zagłębiowskiej Metropolii.
Podobne opinie można usłyszeć od wielu wójtów, burmistrzów oraz prezydentów miast w regionie. Ba, nie wszystkie z tych wypowiedzi można tu nawet zacytować bez narażania ich autorów na proces o naruszenie dóbr osobistych. I to też o czymś świadczy. Najczęściej można usłyszeć, że rządowa spółka w gruncie rzeczy prowadzi swój biznes nie oglądając się na otoczenie, w którym funkcjonują jej grunty.
- Po likwidacji kopalń SRK ma obowiązek sprzedawania. Więc sprzedano, ok. 30 ha, bo na tyle było kupców. Ile powstało miejsc pracy? Zero. Bo te grunty zostały sprzedane i zostały zdegradowane, gorzej niż degradowała kopalnia. Mamy wysypiska na tym miejscu, mamy przesiewanie materiałów energetycznych. Miasto przejęło od SRK pozostałą część. To nie jest tak, że przejęliśmy to, co chcieliśmy przejąć. Bo to, co chcieliśmy, tego nie dostaliśmy – opisywał niedawno Piotr Kowol, burmistrz Pszowa (pow. wodzisławski) na forum sejmowej Podkomisji ds. Sprawiedliwej Transformacji zarzucając spółce niespójną i nie licząca się z potrzebami lokalnej społeczności sprzedaż należących do siebie gruntów.
-
Skomunalizowanie
terenów należących do SRK to nie jest przecież jakiś wielki
problem i do tego powinniśmy dążyć
– stwierdził prezydent
Bytomia, Mariusz Wołosz.
Mają tysiące hektarów, oddają kilkadziesiąt rocznie. Wiceminister chce przyśpieszenia
Spółka Restrukturyzacji Kopalń to dziś niczym poszatkowane na kawałki miasto. Niemałe, dodajmy. Na terenie 71 gmin w pięciu województwach posiada w sumie 3000 ha nieruchomości, z czego większość stanowią grunty poprzemysłowe, czy wręcz pogórnicze. Owe 3000 ha to więcej niż liczą sobie Siemianowice Śląskie, Pszczyna, bądź Czeladź. To niemal tyle, co połowa Bytomia. To jest ta skala gruntów, o których mowa. Gruntów nieraz położonych w samych centrach miast i gmin (jeśli akurat tam znajdowały się kiedyś kopalnie), na które ostrzą sobie zęby lokalne samorządy.
Możliwość ich przekazania gminom dopuszcza SRK ustawa o górnictwie. I faktycznie spółka z tej możliwości korzysta (jej przedstawiciele zarzekają się, że nie zdarzyło się, aby wniosek gminy o przekazanie gruntu, o ile spełniał ustawowe kryteria, nie doczekał się realizacji). Skala zjawiska? W 2019 r. było to…. 10 ha.
- W 2020 r. – ponad 11 ha, w 2021 r. – ponad 45 ha i 2022 r. – prawie 17 ha. Na rok 2023 planujemy do przekazania gminom prawie 40 ha gruntów – wyliczał podczas wspomnianych obrad Podkomisji ds. Sprawiedliwej Transformacji Janusz Smoliło, prezes SRK.
Gdyby założyć, że takie tempo przekazywania będących w zarządzie SRK gruntów zostanie utrzymane, to proces ten trwałby niemalże do końca obecnego stulecia. Choć być może przyśpieszy. Takie przynajmniej obietnice padają ze strony nadzorującego spółkę Ministerstwa Aktywów Państwowych.
- Będę bardzo silnie lobbował, aby ten kierunek był prowadzony. Chodzi o to, by tereny, które pozostały po kopalniach jak najszybciej zaczęły pracować dla samorządów. Chciałbym zaapelować do prezydentów wszystkich śląskich miast: jako MAP jesteśmy otwarci na współpracę, na bardzo dobre projekty i mamy nadzieję, że tych projektów będzie dużo – mówi wiceminister Marek Wesoły. Jak jednak zastrzega oczekuje od strony samorządowej projektów „prorozwojowych, konkretnych i nie kłócących się ze sobą”.
-
Jeśli
takie projekty zostaną złożone przez miasta, to ja
się deklaruję, że postępowania
będą bardzo szybkie, bo my chcemy rozwijać i transformować Śląsk.
Ale
samo przekazanie to jeszcze nie transformacja – zastrzega
w
rozmowie ze ŚląZag.pl Wesoły.
„Z czegoś musimy żyć”. To nie są tereny do oddania, ale do rekultywacji
Kiedy pytamy Wesołego o ewentualną rozbieżność interesów rządowej spółki oraz gmin przekonuje, że SRK, będąc finansowana z publicznych dotacji nie jest nastawiona na zysk ze sprzedaży działek, zaś gminy skarżące się na „niekompatybilne” inwestycje powstające na pogórniczych gruntach powinne raczej przyjrzeć swoim własnym planom zagospodarowania przestrzennego.
- Sprzedaż działki to tylko jedna operacja, a kształtowanie zagospodarowania przestrzennego jest w rękach prezydentów. To oni decydują jakie inwestycje w jakim miejscu mogą powstawać – argumentuje Wesoły.
Przysłuchując się wystąpieniom przedstawicieli SRK widać jednak, że spółka bynajmniej nie jest tak bezinteresowna, jak chciałby to przedstawiać wiceminister.
- Przejmujemy tereny z dobrodziejstwem, ale te tereny są tak naprawdę wszystkie do rekultywacji. One nie są gotowe do przekazania, nie są gotowe do sprzedaży. Oczywiście sprzedajemy, bo z czegoś musimy żyć. Nasza spółka jest praktycznie w 100 proc. dotowana z budżetu państwa. Żeby mieć jakieś środki własne na różne przedsięwzięcia, to też musimy mieć te środki z czegoś pozyskać – stwierdził na forum sejmowej podkomisji prezes Smoliło.
- My również mamy zapytania i też mamy inwestorów. Jeżeli państwo by chcieli dostawać w całości cały grunt, to my mielibyśmy tylko rekultywować, tak? Przeprowadzać rekultywację i przekazywać do gminy? To proszę wziąć taki grunt bezpośrednio od właściciela, na przykład JSW – rzucił w stronę narzekających samorządowców prezes SRK.
Może Cię zainteresować: