Kierunek GZM to doroczne święto Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii. W jego ramach odbędzie się mnóstwo spacerów i wycieczek po ciekawych miejscach w metropolii. Jednym z nich jest modernistyczna katowicka Ligota. Uczestnicy spaceru poznają historię powstania tutejszej kolonii urzędniczej, której wspaniałe wille zostały wybudowane w latach 30 XX w. zgodnie z założeniami architektury modernistycznej. Przeznaczone były dla pracujących w Katowicach urzędników, jednak z upływem czasu dzielnica zamieszkiwana była głównie przez przedstawicieli wolnych zawodów tj. lekarzy, architektów, inżynierów, artystów. Historie związane z mieszkańcami kolonii, w tym wątek sensacyjny o „Krwawej Julce” pozwolą w pełni poznać to niezwykłe miejsce. Po Ligocie oprowadzi ligocianin Grzegorz Płonka, muzyk, wokalista, publicysta, społecznik, autor książek o Ligocie i Panewnikach. Terminy wycieczek: 1 lipca 2023 godz. 10.00 -11.00, 12.00-13.00, 15.00-16.00, 2 lipca 2023 godz. 10.00 -11.00, 12.00-13.00, 15.00-16.00. Więcej o tych wycieczkach i Święcie Metropolii na stronie kierunekgzm.pl
W 1939 roku ruszamy do Ligoty
Witam państwa przed katowickim dworcem i zapraszam na miłą wycieczkę, której będę przewodnikiem. Dlaczego spotykamy się tutaj, skoro wybieramy się do Ligoty? Ano dlatego, że do Ligoty najwygodniej i najszybciej dostaniemy się pociągiem. Może więc zakupmy czym prędzej bilety i chodźmy na peron. Pociąg wkrótce odjeżdża.
Ligota jest dzielnicą Katowic zaledwie od kilkunastu lat, od roku 1924. Władze naszego województwa postanowiły powiększyć powierzchnię i ludność jego stolicy poprzez przyłączenie doń sąsiednich gmin. Znalazła się wśród nich także Ligota, dawna wieś o historii sięgającej co najmniej XV wieku. W Ligocie nadal występuje wiejska zabudowa, o czym przekonamy się po drodze.
Ligota położona jest około 6 kilometrów od śródmieścia Katowic. To 12 minut jazdy pociągiem. Śląski krajobraz po drodze zachował sporo ze swego dawnego charakteru. W każdym razie po prawej, zachodniej stronie linii kolejowej, gdzie za kolonią robotniczą "Dwunastu Apostołów" ciągną się pola, a za nimi Las Załęski. Kiedy zaś wyjrzycie przez okna pociągu na lewo, zobaczycie kopalnię "Wujek" w Brynowie i sąsiadujące z nią familoki Katowickiej Hałdy. Już wkrótce będziemy w Ligocie. Ale tej Starej. To ten kolejny ciąg familoków po lewej, rejon ulic Załęskiej, Hetmańskiej i Kredytowej. Na drugim brzegu rzeczki Kłodnicy rozciąga się już Nowa Ligota, którą Niemcy nazywali po swojemu: Idaweiche. Czyli Bocznica Idy - od miejsca, w którym odgałęziała się odnoga kolei do funkcjonującej w Ligocie huty "Ida". Jeszcze tylko kilkaset metrów od tej zwrotnicy i jesteśmy na dworcu w Ligocie. Wysiadamy!
Ładny, stylowy budynek dworca, w którym się znajdujemy, pochodzi właśnie z czasów Idaweiche, która jeszcze nie tak dawno temu była... miejscowością wypoczynkową.
Katowiccy mieszczanie przyjeżdżali tu na niedzielne wycieczki za miasto, a las w pobliżu nazywano wtedy parkiem leśnym - jak napisze po latach autor pięknej książki o Śląsku i Ślązakach, Henryk Tomanek.
Pani zdziwiona? To wyjdźmy przed dworzec. Co widzimy? Tak, placyk, restauracja, gospoda, a dalej... las! Tak, jesteśmy na skraju lasu. Choć już nieopodal mocno miejscami przetrzebionego. Wszędzie tutaj wyrąbano sosny pod domki i wille, jeszcze tylko niektóre odarte z gałązek z wysoka rzucały łamiące się cienie - napisze może kiedyś z lekka przesadą jakiś inny literat, dajmy na to Wilhelm Szewczyk*. Ale w drodze do naszego celu czeka nas teraz miły spacer przez las.
Był las, będzie... modernizm
Po kilku minutach widzimy pomiędzy sosnami nowoczesny gmach. Cóż to takiego? Nowe gimnazjum, przez miejscowych zwane - nie ma co się dziwić - leśną szkołą. Czy nie za duże jak na niemal jeszcze wiejską dzielnicę i potrzeby jej niewielkiej społeczności? Z pewnością nie, zważywszy na miejsce, ku któremu zmierzamy. Przy okazji, proszę zwrócić uwagę na ciekawe modernistyczne wille po prawej, naprzeciw szkoły i dalej, przy zbiegającej ku Kłodnicy ulicy Smolnej. Poniżej, przy ulicy Franciszkańskiej, jest takich jeszcze parę. Niebrzydka architektura, a to dopiero mały aperitif w porównaniu z tym, co już wkrótce przed nami.
Dochodzimy do szosy biegnącej tu z Katowic, przez Starą Ligotę i dalej do Piotrowic, gdzie łączy się z szosa mikołowską. Po jej drugiej stronie widać już cel naszej wycieczki: budujące się tam osiedle willowe, które już nazywa się urzędniczym. Czemu zawdzięcza ten ostatni przydomek? O tym za chwilę.
Wpierw może słów kilka o powstaniu tego miejsca. Rozpoczęła się ona ledwo przed kilku laty, od czegoś przykrego być może z punktu widzenia potomnych, jednak niezbędnego: od wycięcia lasu. Województwo śląskie nabyło go w 1930 roku na mocy uchwały Śląskiej Rady Wojewódzkiej z roku 1929, od Dyrekcji Kopalń Księcia Pszczyńskiego, z przeznaczeniem pod zabudowę. A konkretnie , pod budowę osiedla willowego. Trzy lata jednak upłynęły, nim ruszyły same przygotowania do inwestycji, czyli wyrąb drzew, wytyczanie kształtu osiedla i poszczególnych parcel oraz uzbrajanie około 20-hektarowego terenu. Światowy kryzys ekonomiczny, który dobrze jeszcze pamiętamy, nie pomagał. Prace kanalizacyjne ślimaczyły się aż do 1936 roku.
Całemu założeniu nadajemy kształt podobny do trapezu (niektórzy widzą w nim kwadrat, lecz to chyba lekka przesada), ograniczonego ulicami Panewnicką, Śląską, Piotrowicką i Wileńską. Zwróćmy uwagę na nazwę tej ostatniej, gdyż podobnie jak inne uliczki nowego osiedla, nie jest ona przypadkowa. Wszystkie ulice otrzymają nazwy nawiązujące do regionów i grup etnicznych II Rzeczypospolitej: Mazurska, Kaszubska, Mazowiecka, Polska, Huculska, Małopolska, Pomorska. Jest i aleja Wielkopolska, mająca stanowić osiedlowy deptak. Pomyślano nawet o placu centralnym. Toteż i cały ten zespół architektoniczny przezwano już "miniaturową Polską". Z pewnością utrafi to w gust pana wojewody Michała Grażyńskiego.
Zabrania się szpecić
Nabywcy tutejszych parceli dobrze lokują swe pieniądze. Ligockie wille projektowane są przy zachowaniu ścisłych rygorów. Obejmują one materiały budowlane, gabaryty domów, a w pewnym stopniu nawet ich bryły. Architekci i budowlańcy muszą sztywno przestrzegać przepisów, z takim oto na czele:
Wykonanie budynków, które wyglądem swym zeszpeciłyby charakter kolonii, jest zabronione!
Inny przepis postanawia, iż "wszystkie widoczne części budynków należy wykonać i utrzymać równie starannie". Skutkuje to bardzo wysoką jakością wykonania. Te domy będą stać wiek i dłużej.
Uwagę przywiązujemy także do (jak mogłoby się wydawać) drobiazgów, jak na przykład tego, że aleje poszczególnych uliczek zostaną obsadzone różnymi gatunkami drzew: Poleska lipami, Kaszubska jarzębami, Pomorska i Mazowiecka głogami, aleja Wielkopolska zaś - akacjami czy też robiniami akacjowymi. O nowoczesności osiedla świadczy również taki chociażby szczegół , że doprowadzono do niego prąd o napięciu 220 V z elektrowni w Łaziskach Górnych, niedawno powstałych Zakładów Elektro, będących jednym z największych producentów energii elektrycznej w kraju. Osiedle urzędnicze jako jedyne w Katowicach otrzymuje prąd o takim napięciu, jako że nawet śródmieście zasilane jest prądem o napięciu tylko 110 V.
Dzielnica wciąż jest w budowie, ale już nabiera charakteru reprezentacyjnego. Domy nie są tylko miejscem zamieszkania. Odzwierciedlają status ich mieszkańców. Podkreślają to wysokiej klasy materiały wykończeniowe i detal. Wszystkie domy swoje tarasy i balkony mają skierowane na południe, a duże okna wpuszczały sporo światła dziennego do wnętrza. Do manifestowania polskości w dniu świat narodowych służą maszty umieszczane na budynkach. Mają one także charakter ozdobny. W architekturze ligockiej kolonii widać wiele starań, aby jednoznacznie była ona utożsamiana z luksusem i nowoczesnością, która nastała po włączeniu Śląska do Polski. Niewątpliwie tak to będzie widział przyszły historyk*.
Dzielnica przyszłości
Parcele nie są może najtańsze, jednak do tej pory zabudowano już blisko połowę z nich. Do dziś powstało bądź znajduje się w budowie niemal 90 domów, na 193 wytyczone działki. Tak że nie czekać, kupować! Nie tylko dlatego, by mieszkać w pięknych domach o wytwornych wnętrzach, ale i mieć nie byle jakich sąsiadów. Myliłby się zresztą ten, kto z nazwy "osiedle urzędnicze" wywnioskowałby (choć to niby logiczne), że budują się tutaj tylko urzędnicy. Parcele w Ligocie są w zasięgu niejednego pracownika wolnych zawodów, jak np. lekarze, architekci, inżynierowie czy artyści, i to głównie tacy jak do tej pory je kupują.
Mój dobry znajomy z pobliskiej ulicy Smolnej, Hugo Rother, potwierdza, iż chętnie osiedlają się tu przedstawiciele miejscowego przemysłu, pracownicy licznych firm i instytucji z centrum, a także władz województwa, pojawiło się też kilku lekarzy**.
Mamy podstawy by sądzić, że ten trend będzie się utrzymywać w kolejnych latach. Ta dzielnica ma przed sobą przyszłość! Mam nadzieję, że przekonałem państwa, iż warto zamieszkać na tym wyjątkowym osiedlu, które ma wszelkie szanse stać się nie tylko miejscem bardzo przyjaznym swoim mieszkańcom, ale i brylantem śląskiej architektury XX wieku.
***
* Napisał tak w powieści "Ptaki, ptakom", której akcja toczy się w 1939 r.
** Akapit ten jest lekko zmodyfikowanym cytatem (zmieniłem tylko czas z przeszłego na teraźniejszy) z opisu osiedla urzędniczego autorstwa Marka Demarczyka, zaczerpniętym z "Zarysu dziejów Ligoty i Panewnik od zarania do czasów współczesnych", pracy zbiorowej pod redakcją Grzegorza Płonki.
*** A to kolejny, w podobny co powyżej sposób zaadaptowany cytat z powieści "Zawsze obcy" Henryka Tomanka, której głównym bohaterem jest właśnie Hugo Rother, wzorowany na autentycznym mieszkańcu ulicy Smolnej vel Królewny Śnieżki (Schneewitchen weg).