W Polsce są już 2 miliony uchodźców z Ukrainy, w tym większość dzieci.
Dla nas wszystkich ta sytuacja była ogromnym zaskoczeniem i szokiem... Gdy już wybuchła wojna, to spodziewaliśmy się, że Polska, będzie tym krajem, do którego ludzie będą uciekać szukając bezpieczeństwa i schronienia. I, że jeśli potrwa dłużej i przeniesie się na zachodnią część Ukrainy, to pewnie uchodźców będzie u nas jeszcze więcej, ale nikt z nas nie mógł być przygotowany na taką sytuację. Mimo to wszyscy stanęliśmy na wysokości zadania.
Ja goszczę dwie rodziny ukraińskie w mieszkaniu, które mieliśmy przeznaczone do wynajęcia. Są u mnie już ponad 3 tygodnie. W pierwszym okresie Ukrainki sądziły, że wojna skończy się na drugi dzień i nie podejmowały decyzji, co dalej. Po 2 tygodniach jednak same zobaczyły, że sytuacja zapowiada się na długotrwałą. Zaczęły organizować swoje życie w Polsce, wysłały dzieci do szkoły. W jaki sposób my, jako Polacy, możemy im pomóc w tym nowym etapie, gdy już pomogliśmy im zapewnić podstawowe potrzeby? Jak możemy pomóc ukraińskim dzieciom w integracji?
W samych Katowicach ponad tysiąc dzieci jest już zapisanych do szkół podstawowych, średnich i przedszkoli. Sporo. Dzieci są zapisywane do klas w zależności od swojego rocznika. Nie tworzą odrębnych zespołów klasowych, dzięki czemu integracja przebiega dość naturalnie. Na szczęście dzieci potrafią się dość szybko zgrać. Rozmawiałam z naszymi podopiecznymi z Domu Aniołów Stróżów, chodzącymi do III-IV klasy. Każdy z nich mówił, że ma w klasie 4-5 dzieci ukraińskich. Ważne jest, byśmy wsparli je, by nie zasklepiły się w swoich grupach.
W jaki sposób?
Jako stowarzyszenie prowadzimy zajęcia po lekcjach, w świetlicy, dla uczniów z Ukrainy w jednej ze szkół na katowickim Załężu. Wychodzimy do tych dzieci, do szkoły, na ich teren. Wkomponowujemy się w to, co dla nich jest dzisiaj już jakoś znajome, by nie budować od razu większego napięcia, stresu. Zapraszamy je oczywiście też do siebie, chcemy, by skorzystały z naszej sieci placówek terapeutycznych, mamy dwójkę takich dzieci już w Katowicach, jedno w Chorzowie i jedno w Sosnowcu. Powoli budujemy z nimi relacje, by ich nie wystraszyć, bo wszystko jest dla nich nowe. Nawiązujemy relacje z ich rodzicami, by wiedzieli, że ich synowie czy córki mogą skorzystać z kompleksowego systemu wsparcia u nas. Unikamy prowadzenia zajęć tylko dla dzieci z Ukrainy. Jeśli myślimy o rodzinach w dzielnicach miast, w których pracujemy, czyli w Załężu w Katowicach, Juliuszu w Sosnowcu czy Batorym w Chorzowie, to szukamy takich pomysłów, by pomóc im stać się częścią tych społeczności – ze swoim charakterem, historią, kulturą, językiem. Pomóc im naturalnie włączyć się w życie społeczności, jako kolejny członek. Uważam, że warto jest organizować spotkania, warsztaty, imprezy wspólne polsko-ukraińskie, a nie tylko „dla uchodźców”. Jeżeli mamy w świetlicach terapeutycznych miejsca dla 20 dzieci, to do każdej z grup przyjmujemy 3,4 dzieci ukraińskich. To najlepsza droga, by w naturalny, spokojny i bezpieczny sposób integrować się wzajemnie.
– Ważne jest, byśmy mieli pewien rodzaj wyrozumiałości i zrozumienia, że inaczej się nie da. Któż jest przygotowany na wojnę? Kto jest taki mądry, by wiedzieć co zrobić w obliczu tak dużego konfliktu, gdzie mówimy o nagłym zdarzeniu i masach ludzi? – pyta retorycznie Monika Bajka
Wzajemnie? To chyba oczywiste, że i my powinniśmy integrować się z Ukraińcami.
Wzajemnie, bo nie tylko dzieci ukraińskie z polskimi, ale by i nasze dzieci też potrafiły się odnaleźć w tej sytuacji. Posiadanie nowych koleżanek i kolegów w klasie, z którymi nie można się dobrze porozumieć, to wyzwanie zarówno dla dzieci, jak i dla nauczycieli. Jeśli będą pozytywne emocje z każdej strony, to to się uda.
Dzieciom chyba generalnie przychodzi to łatwiej niż dorosłym.
Dzieci na szczęście szybko pokonują bariery. Zagrożenie jest jednak dość duże, bo to dodatkowy wysiłek. Jestem pełna podziwu dla nauczycieli, którzy kolejny raz (po nauce online w czasie pandemii) stają przed wielkim wyzwaniem, by nauczyć się pracować z dziećmi, które nie znają polskiego. Zapewne zdarzą się sytuacje, gdy nauczyciel, który jest przecież ciągle jeden na klasę, będzie musiał poświęcić więcej czasu nowym dzieciom, kosztem polskich. Ważne jest, byśmy mieli pewien rodzaj wyrozumiałości i zrozumienia, że inaczej się nie da. Kto jest przygotowany na wojnę? Kto jest taki mądry, by wiedzieć co zrobić w obliczu tak dużego konfliktu, gdzie mówimy o nagłym zdarzeniu i masach ludzi? Prawda jest taka, że żaden rząd, samorząd ani człowiek indywidualnie nie ma pomysłu, który rozwiąże wszystkie wyzwania tej sytuacji. Uważam, że my i tak sobie dobrze radzimy i to zaangażowanie przynosi wielkie owoce i dużo dobra.
Państwo zajmują się dziećmi z tzw. trudnych rodzin. Wiadomo, że takie też pewnie przyjechały do nas z Ukrainy. Ale przecież i te rodziny bez problemów znalazły się teraz w dramatycznej sytuacji.
Wśród Ukraińców, którzy przybyli do Polski są różni ludzie. Jedni w Ukrainie mieli różne problemy, tak jak nasze rodziny stowarzyszeniowe. Inni dobrze funkcjonowali, nie miały żadnych poważniejszych kłopotów. Niemniej jednak sytuacja, w której teraz się znaleźli, jest traumatyczna, i odbija na każdym uchodźcy piętno. To kwestia porzucenia swojego domu, koleżanek i kolegów, utraty czasem ojca, wujka, dziadka lub utrata kontaktu codziennego z nimi; lęku o to, czy jeszcze się ich zobaczy kiedyś. Bardzo potrzebna jest pomoc w tym zakresie.
Jak ludzie, którzy goszczą Ukraińców w domu mogą im pomóc w tej psychologicznej warstwie?
My jako Polacy zaktywizowaliśmy się, by pomóc w pierwszych, podstawowych potrzebach, co jest cudowne. To dało nam dużo pozytywnej energii w tej trudnej sytuacji i poczucia wspólnoty w ważnej sprawie. Jednak jeśli chodzi o pomoc psychologiczną, terapeutyczną, to już trzeba się znać na tym. Nie jesteśmy w stanie jako społeczeństwo rozwiązać tych problemów. Chcąc dobrze, można komuś zaszkodzić. Trzeba wiedzieć, jak rozmawiać o traumach, co wzmacniać, a co ignorować. O czym rozmawiać już, a z czym poczekać na później. Tu trzeba kompetencji.
Gdzie więc szukać profesjonalnej pomocy dla rodzin, którymi się opiekujemy?
Na przykład w takich stowarzyszeniach czy fundacjach jak nasza. To rola, w której my się mocno widzimy jako organizacja, bo od 30 lat pomagamy dzieciom, młodzieży, rodzinom z problemami. Jesteśmy zespołem psychologów, pedagogów. Nie mieliśmy oczywiście doświadczenia z ofiarami wojny, ale pewien rodzaj traumy jest podobny do różnych utrat, różnych problemów, których doświadczamy w życiu. Mamy już pod opieką dziewczynkę z Ukrainy w wieku szkolnym, która nic nie mówi. Chowa się pod stołem i w ogóle się nie odzywa. Proszę zauważyć, jak ważne jest, by podejść do niej we właściwy sposób. Powoli budować zaufanie, powoli poznawać dziecko i sprawdzać, co się z nim dzieje, by dziecka nie wystraszyć, a móc ocenić, jaki ma problem. Czy wynika on z traumy, z przeżyć w czasie wojny czy z czegoś innego. Poza tym bariera językowa jest tu poważną przeszkodą. Każde słowo ma znaczenie. Można zranić błędnym słowem. Zaszkodzić zamiast pomóc. Myślę, że będziemy musieli angażować osoby ukraińskojęzyczne do pomocy w takich wypadkach.
– Mamy taki pomysł w Domu Aniołów Stróżów, by w najbliższym czasie zaoferować pomoc edukacyjną dla tych dzieci. Tak jak to zrobiliśmy po pandemii – wyjaśnia Monika Bajka
Jak można pomóc ukraińskim dzieciom w nauce w polskiej szkole? Ich mamy przecież nie znają polskiego, by wspomóc je np. w odrabianiu lekcji. Ja z kolei nie znam ukraińskiego, by im wytłumaczyć, co jest napisane w podręczniku.
Nie znając języka trudno będzie pani pomagać w nauce, choć czasami – szczególnie w ścisłych przedmiotach – można próbować pomóc. Tu na pewno pomocne byłyby jednak osoby znające zarówno język polski, jak i ukraiński. Mamy taki pomysł w Domu Aniołów Stróżów, by w najbliższym czasie zaoferować pomoc edukacyjną dla tych dzieci. Tak jak to zrobiliśmy po pandemii. W pocovidowym programie edukacyjnym mamy już 50 dzieci, które regularnie się uczą, to prawie 400 godzin miesięcznie indywidualnej nauki, jakie my jako stowarzyszenie oferujemy dzieciom z problemami. Ja uważam, że wszystkie ukraińskie dzieci, które są teraz w polskich szkołach, powinny mieć codziennie zajęcia po południu z kimś, kto z nimi po ukraińsku przerobi materiał z lekcji.
Mówi się teraz, że wyzwaniem będzie długodystansowość pomocy dla uchodźców.
Bo to nie jest sprint, tylko maraton. To będzie na pewno trudne, bo jak ze wszystkim w życiu, łatwiej nam się zmobilizować do jednorazowej akcji niż robić to na stałe. Wiele osób nie będzie w stanie dalej pomagać. Wielu z nas zrobiło, co w naszej mocy, ale musimy wrócić do swoich obowiązków, pracy zawodowej, spraw do rozwiązania. Teraz jest czas na tak potrzebne – przy tej skali wyzwań – systemowe rozwiązania. To jest konieczne, bo gdy mówimy o dużej grupie i o dużych wyzwaniach, to innego rozwiązania niż systemowe nie ma. Każdy system, z racji masowości, ma swoje wady, ale trzeba próbować, bo inaczej nie da się dojść do tego, co działa dobrze, a co nie. Warto być trochę cierpliwym, trochę wyrozumiałym, nie tracić życzliwości. Zapraszać gości z Ukrainy do swojego życia, ale pomagać w takim stopniu, w jakim jesteśmy gotowi. Dziś sporo osób stoi przed trudem konfrontowania się ze świadomością, że już pomogło bardzo dużo, a czuje, że nie jest w stanie tego kontynuować w takim wymiarze.
Co wtedy?
Najtrudniejsze wyzwania stają przed tymi, którzy przyjęli do swojego domu uchodźców i nie do końca czują, że są gotowi żyć z tą „nową rodziną” pod jednym dachem przez rok czy dwa, a z drugiej strony przecież nie chcemy pozbawić kogoś, kto tyle wycierpiał, domu i dachu nad głową… Tu łatwych odpowiedzi nie ma. Stąd tak ważne jest, by odpowiedzieć sobie na pytanie, na co jestem gotów. Czy mogę pomóc doraźnie, jednorazowo, czy jestem w stanie zaangażować się w dłuższym czasie? Ważne, by nie tworzyć złudzeń i kogoś nie zawieść – szczególnie kogoś, kto wystarczająco dużo trudnych doświadczeń ma za sobą.
* Stowarzyszenie Pomocy Dzieciom i Młodzieży Dom Aniołów Stróżów działa już od 30 lat. Zaczęło od pracy z dziećmi na ulicy. Później powstał pierwszy Dom Aniołów Stróżów w katowickim Załężu. Dziś stowarzyszenie prowadzi kilka ośrodków, w których obejmuje opieką dzieci z wykluczonych społecznie dzielnic Śląska i Zagłębia. Każdego dnia w Domach w 3 miastach – Katowicach-Załężu, Chorzowie-Batorym i Sosnowcu-Juliuszu przebywa 130 dzieci w wieku od 2,5 do 18 lat, a w programach ulicznych stowarzyszenie dociera do 600 kolejnych dzieci. Można je wspomóc m.in. przekazując 1 proc. podatku w PIT za 2021 rok. Należy wpisać nr KRS 0000009221.