Rozmowy rzadko poprzedzam wstępem, ale ta takiego wstępu wymaga, ponieważ nie potrafiłem zmieścić wszystkich niezbędnych informacji w lidzie. W czwartek, 13 maja, Sejm przegłosował ustawę o ustanowieniu 20 czerwca Narodowym Dniem Powstań Śląskich. Przeciwko było tylko dwoje polityków opozycji: Monika Rosa (Nowoczesna) i Maciej Kopiec (Lewica), a także dwóch posłów Prawa i Sprawiedliwości: Waldemar Buda i Piotr Uściński.
Głosowaniu towarzyszyła kuriozalna debata, podczas której Janusz Kowalski (Solidarna Polska) stwierdził, że „nie ma mniejszości śląskiej”, Grzegorz Braun (Konfederacja) postulował, aby na Narodowy Dzień Powstań Śląskich zaprosić rosyjskich separatystów z Doniecka i Ługańska, a poseł Grzegorz Gaża (PiS) cieszył się, że dzięki powstańcom może „godać po ślōnsku”. Dyć! Mos recht i fest szykowny ancug. Ino... Tylko nie wiem, czy poseł zrozumiał, bo „recht” i „ancug” z języka „bohaterskich powstańców” się nie wywodzą, ale w języku śląskim to jak ABC.
Tyle wstępu. Zachęcam do przeczytania rozmowy z posłanką ze Śląska Moniką Rosą.
Patryk Osadnik: Jakie są pani emocje po
wczorajszej „debacie” na temat Narodowego Dnia Powstań
Śląskich?
Monika Rosa: Przede wszystkim jest mi smutno. Jest mi smutno,
ponieważ kolejny raz zabrakło miejsca i chęci na rozmowę o tym,
jaki jest Śląsk i jego historia, jacy są Ślązacy i ich historie.
Wszystko zostało utopione w patetycznym, zbyt mocno biało-czerwonym
patriotyzmie. Ważnym, ale pomijającym niejednoznaczności, które
były i są na Śląsku.
Jak
pani ocenia to święto w wersji, którą przedstawiono w
prezydenckim projekcie, czyli z walecznymi, bohaterskimi Ślązakami,
którzy przelali krew za Polskę? „Cześć i chwała…”
etc.
Uważam, że jesteśmy zbyt pochłonięci przez kalki
myślowe, które wytworzono w okresie PRL-u i kontynuowano po 1989
roku, gdzie powstania śląskie nazywano powrotem Śląska do
macierzy, całkowicie pomijając fakt, że dla wielu Ślązaków nie
były to powstania, tylko wojna polsko-niemiecka czy wojna domowa,
jak określa to prof. Ryszard Kaczmarek, a plebiscyt był w dużej
mierze rozgrywką propagandową dwóch państw. Tymczasem wielu
Ślązaków chciało po prostu autonomii swojego regionu, a nie
włączenia w terytorium jednego z nich. To ludzie, którzy od lat
mieszkali na Śląsku, to był ich kawałek ziemi, a dziejowa
zawierucha spowodowała, że znaleźli się w określonych granicach.
Pamiętajmy, że Śląsk nigdy nie był pod zaborami. Często się o tym zapomina. To przykre, że
minęło już sto lat, a nadal nie jesteśmy w stanie spojrzeć na te
wydarzenia z dystansem i dążyć do prawdy.
Mówiła pani z mównicy sejmowej, że historia nie jest czarno-biała i to prawda, ale dlaczego Polacy, również mieszkający na Śląsku, nie potrafią tego zrozumieć? Narodowa propaganda jest ważniejsza od prawdy?
W polskiej polityce historycznej dominuje narracja czarno-biała. Ktoś jest bohaterem albo katem, wygranym albo przegranym, patriotą albo nie jest Polakiem. W tych bardzo jednoznacznych stwierdzeniach, które w ostatnich latach się nasiliły, ciężko opowiedzieć historie, które działy się obok i nie pasują do biało-czerwonej wizji dziejów.
Nie
ma mniejszości śląskiej - stwierdził wczoraj poseł Janusz
Kowalski. Chciałaby pani mu w jakiś sposób odpowiedzieć?
W
ostatnim spisie powszechnym, którego wyniki znamy, narodowość
śląską zadeklarowało ponad 800 tys. osób. Ślązacy są
mniejszością i to jest fakt. Tylko idiota może tego nie uznawać.
Może Cię zainteresować:
Janusz Kowalski opowiada bzdury o górnictwie przed KWK "Wieczorek" w Katowicach
No właśnie. Było nas ponad 800 tys. Czekamy na wyniki kolejnego spisu w napięciu. Będą dobre wiadomości?
Jestem optymistką, ale każdy wynik spisu będzie dobry. Nie musimy po raz kolejny udowadniać, że istniejemy, że jest nas wielu. Jest nas wystarczająco dużo, aby uznać narodowość i język śląski.
Powiedzmy sobie szczerze, zrobiono wszystko, co możliwe, aby Ślązakom utrudnić spisanie się.
Tak niestety było. Bardzo się jednak cieszę, że powstała Ślōnsko Sztama, że wielu polityków, samorządowców i wiele organizacji zaangażowało się w to, aby poinformować ludzi, że mogą zadeklarować narodowość i język śląski. Na efekty musimy jeszcze poczekać.
Wróćmy jeszcze do Sejmu. Po wczorajszej debacie ma pani wciąż nadzieję, że język śląski zostanie uznany za język mniejszości?
Jestem pewna, że w przyszłej kadencji, po wyborach wygranych przez opozycję, język śląski zostanie uznany za regionalny. Nie będzie już głupich debat, wątpliwości… Tak się po prostu stanie.
Może Cię zainteresować:
20 czerwca Narodowym Dniem Powstań Śląskich. W Sejmie tradycyjnie festiwal osobliwości
O ile w kwestii Narodowego Dnia Powstań Śląskich na opozycji była Pani osamotniona z Maciejem Kopcem, tak większa liczba polityków wyraziła uznanie dla języka śląskiego.
Pod ustawą o uznaniu języka śląskiego za regionalny podpisali się posłowie Koalicji Obywatelskiej, Lewicy, PSL-u i Polski 2050. Myślę, że jeśli opozycja wygra wybory, to język śląski nareszcie zostanie oficjalnie uznany.
Pozostają jeszcze posłowie, którzy - zgodnie z opinią MSWiA - obawiają się, że śląszczyzna „unicestwi” polszczyznę.
Wydaje mi się, że w tej kwestii o wiele mocniej wierzę w Polskę, niż posłowie Zjednoczonej Prawicy. Jestem przekonana, że języka polskiego nie unicestwi żaden język mniejszościowy, a wręcz przeciwnie, ubogaci Polskę i pokaże, że jest ona silna swoją różnorodnością.