Spadochroniarz w polityce to kandydat, który startuje w danym okręgu wyborczym, choć z niego nie pochodzi, a często w ogóle nie jest z nim w żaden sposób związany. Taki „desant” jest często obliczony na osiągnięcie określonych rezultatów, przede wszystkim jak najlepszego wyniku wyborczego dla partii. Z tego względu województwo śląskie jest szczególnie narażone na „ataki” spadochroniarzy. Przez lata twierdzono w końcu, że kto wygra tutaj, ten wygraw całej Polsce.
Jakie są efekty pracy spadochroniarzy dla mieszkańców Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego? SPOILER: mizerne. Oto nasz poczet spadochroniarzy śląsko-zagłębiowskich.
„Poseł z Katowic – oszust z Wrocławia”
Politycy Prawa i Sprawiedliwości oburzają się, kiedy ktoś nazywa Mateusza Morawieckiego spadochroniarzem. Fakty w tej, jak i wielu innych sprawach, spływają po nich jak po – ekhm – kaczce. Mateusz Morawiecki nie ma z Katowicami zbyt wiele wspólnego. Gdyby miał, być może nigdy nie doszłoby do zrobienia Ligocic z Ligoty, a związkowcy górniczy z „Sierpnia 80” nie stworzyliby hasła „poseł z Katowic – oszust z Wrocławia”.
Co Mateusz Morawiecki zrobił dla swojego okręgu? Przyjrzyjmy się obietnicom:
- Centrum Himalaizmu w Katowicach – BRAK,
- Centrum Nauki w Katowicach – BRAK,
- „Programu dla Śląska” (ten z 21 grudnia 2017) – NIEZREALIZOWANY.
Ponoć kiedyś przejeżdżał pociągiem
Andrzej Celiński sporo podróżował po Polsce. Był senatorem z województwa płockiego, a także posłem z późniejszego województwa mazowieckiego. Ostatecznie trafił jednak na Górny Śląsk, gdzie otrzymał mandat Sejmu RP VI kadencji z listy Lewicy i Demokratów. Otrzymał 20 338 głosów. „Super Express” w 2008 roku opisywał, jak polityk wychodził ze swojego biura w Katowicach z „długonogą pięknością”. Anegdota mówi, że poza tym Andrzej Celiński miał sporo wspólnego z miastem, np. kiedyś przejeżdżał przez nie pociągiem.
Czy poseł „wył pod drzwiami”?
Włodzimierz Czarzasty płomiennym przemówieniem porwał serca uczestników Marszu Miliona Serc w Warszawie. Oh! Pamiętamy czasy, jak równie płomienne frazy wygłaszał w Zagłębiu Dąbrowskim: – Ja nie jestem stąd i nie będę robił ściemy. Nie powiem: kocham tę ziemię. Ja się może w tej ziemi zakocham. Dajcie szansę się zakochać! – to fragment rozmowy z Marcinem Zasadą dla „Dziennika Zachodniego” z 2019 roku.
Należy go docenić za to, że zawsze mówił wprost, iż startuje w okręgu 32. (Dąbrowa Górnicza, Jaworzno, Sosnowiec, pow. będziński, zawierciański), bo to kolebka lewicy, której jest liderem, a sam jest związany z Warszawą. Czy jednak – jak obiecał – co tydzień przyjeżdżał do siedziby GDDKiA i „wył pod drzwiami” w sprawie połączenia Sosnowca z S1? Wątpię. Zamek w Będzinie nie doczekał się jeszcze remontu. Dworzec Sosnowiec-Maczki? Tutaj usprawiedliwienie. Rewitalizację, której nie przeprowadzono, obiecał również Mateusz Morawiecki.
Opatrzność czuwa nad Górnym Śląskiem
Trudno doszukać się miejsca, z którym Janusz Korwin-Mikke nie byłby związany w swojej karierze politycznej, jest ona bowiem bardzo długa i dynamiczna. W 2014 roku został nawet europarlamentarzystą z województwa śląskiego. Był kandydatem Kongresu Nowej Prawicy. Trudno cokolwiek napisać o jego zasługach dla regionu. Można jedynie podziękować opatrzności, że nie odpowiadał za politykę klimatyczną Polski lub Unii Europejskiej, gdyż wspominał publicznie, że nigdy nie widział smogu, a jeśli on go nie widział, to znaczy, że go nie ma. Krótko mówiąc – walka z zanieczyszczeniem powietrza nie jest jego priorytetem. Podobnie jak walka z katastrofą klimatyczną, której nie dostrzega.
Ważna rada Kazimierza Kutza
Adam Michnik to redaktor naczelny „Gazety Wyborczej”, jeden z represjonowanych opozycjonistów w latach PRL-u, uczestnik obrad okrągłego stołu i… poseł na Sejm RP z Bytomia w latach 1989-1991. Był jednym z pierwszych spadochroniarzy, którzy przypuścili desant na Górny Śląsk, choć mało brakowało, a wystartowałby w pierwszych częściowo wolnych wyborach w Zakłębi Dąbrowskim.
– Nie marzyłem o polityce, nigdy nie chciałem startować w wyborach, ale czasy były takie, że wszyscy musieliśmy iść w kamasze i spróbować. Pamiętam, że zawołał mnie Lech Wałęsa i zapytał, w jakim okręgu chcę być kandydatem. Dla mnie wszystko jedno, bo byłem przekonany, że i tak nie wygram. Zaproponował Zagłębie i to przyjąłem. Okazało się jednak, że jest tam tylko jedno miejsce dla kandydata solidarnościowego, bo komuniści kombinowali z ordynacją wyborczą, więc nie mógł to być spadochroniarz. Tak, z kilkoma innymi osobami, trafiłem do Bytomia. Wtedy poprosiłem aktorkę i moją przyjaciółkę Joannę Szczepkowską, aby skontaktowała mnie z Kazimierzem Kutzem, którego słabo jeszcze znałem. Umówiła nas na spotkanie. Przyjechałem i spędziłem u niego cały dzień. Pytałem, robiłem notatki i tak zostałem wyposażony w elementarną wiedzę na temat tego, czego mam nie robić. Najważniejsze, co mi przekazał: „Ślązacy to są fajni ludzie, niech pan po prostu będzie sobą” – tłumaczył w rozmowie dla portalu ŚLĄZAG.
Nie każdy wierzy w teorię ewolucji
Roman Giertych jest najbardziej rozpoznawalny z całej rodziny, ale naturalnie ma ojca – Macieja, który jako spadochroniarz dostał się w 2004 roku do Parlamentu Europejskiego z województwa śląskiego. Często bywa tak, że dzieci buntują się przeciwko ojcom, ale nie tym razem. Roman i Maciej Giertychowie razem reprezentowali Ligę Polski Rodzin. Z ciekawostek warto wspomnieć, że swego czasu nie był zwolennikiem teorii ewolucji i postulował, aby w szkołach uczono o stworzeniu świata i człowieka przez Boga. Nie wiadomo, czy coś w kwestii jego poglądów zmieniło się z biegiem lat.
Bolesne skutki transformacji
Unia Wolności w 1997 roku wprowadziła do Sejmu RP Leszka Balcerowicza. Ba! Uzyskał najlepszy wynik wśród kandydatów tej partii w ówczesnym okręgu katowickim. Być może wówczas była w tym silna wiara i przywiązanie do proponowanego przez niego modelu transformacji. Z perspektywy lat widać jego bolesne skutki dla całego regionu – nieprzemyślana likwidacja ciężkiego przemysłu, dla którego nie stworzono alternatywy, wzrost bezrobocia, zubożenie społeczeństwa, depopulacja etc.
Jest kandydatka stąd, ale...
Lewica w województwie śląskim prowadzi dość dziwną politykę dotyczącą podziału miejsc na listach wyborczych. Przykładem jest okręg 29. (Bytom, Gliwice, Zabrze, pow. gliwicki, tarnogórski), gdzie drugie miejsce w wyborach do Sejmu RP otrzymała Alicja Musiał – inżynierka systemowa w branży kosmicznej. Brzmi ciekawie? Naprawdę wie co mówi w kwestii nowoczesnych technologii oraz edukacji, prowadzi bardzo aktywną kampanię, odświeża wizerunek całego bloku lewicowego, a na dodatek jest związana zawodowo i życiowo z Gliwicami. Jedynką została jednak ponownie pochodząca z Lublina Wanda Nowicka.
Jak słyszymy w kuluarach, młodzi działacze nie są zadowoleni z jej zaangażowania w sprawy okręgu i wolą pracować na sukces kogoś, kto żyje jego problemami na co dzień. Oczywiście Wanda Nowicka może pochwalić się interwencjami, np. w sprawie zanieczyszczenia Kanału Gliwickiego czy przywrócenia połączeń kolejowych na trasie Tarnowskie Góry – Opole. Sęk w tym, że woda nadal nadal jest zatruwana, a pociągi nadal nie jeżdżą. Zastrzeżenia można składać w biurach poselskich na terenie Bytomia, Gliwic oraz Zabrza.
Śląsk był pod zaborami
W 2004 roku Prawo i Sprawiedliwość najwyraźniej nie miało godnego kandydata do Parlamentu Europejskiego ze Śląska. Dlatego z Warszawy przysłało spadochroniarza z politycznego cienia – prof. Wojciecha Roszkowskiego. Tak, to autor nieszczęsnego podręcznika do "Historii i Teraźniejszości". 19 lat temu nie robił na Śląsku wielkiej kampanii. Do historii przeszło jednak jego spotkanie z wyborcami w katowickiej kawiarni Monopol. Wtedy, jak twierdzi lider śląskich autonomistów, dr Jerzy Gorzelik, profesor Roszkowski powiedział do zebranych, że „Śląsk był pod zaborami”. – Do tego twierdził, że była tu silna endecja. Ewidentnie pomylił endecję z chadecją – wspominał Gorzelik.
A aktywność Roszkowskiego podczas przygody politycznej na Śląsku? Praktycznie zerowa.
Spadochroniarz na pół gwizdka
Jeśli można być spadochroniarzem na pół gwizdka, to był nim właśnie Marian Krzaklewski. Coś jakby skakał bez spadochronu albo raczej miał spadochron, ale nie skakał. Co prawda pochodzi z Kolbuszowej w województwie podkarpackim, ale studiował i pracował na Politechnice Śląskiej w Gliwicach. Był nawet sekretarzem Regionu Śląsko-Dąbrowskiego Komitetu Obywatelskiego Lecha Wałęsy. Kiedyś mówiło się, że z tylnego siedzenia kierował rządem Jerzego Buzka. Do Sejmu RP (1997-2001) został wybrany z ówczesnego okręgu katowickiego. Z życia politycznego zaczął wycofywać się po wyborach prezydenckich w 2000 roku, kiedy przegrał z Aleksandrem Kwaśniewskim i Andrzejem Olechowskim.
„Miałem honor być posłem z Katowic”
Bronisław Komorowski w rozmowie dla portalu ŚLĄZAG powiedział: „Ponad 30 lat temu miałem honor być posłem z Katowic”. Nie wspomniał jednak o tym, że został wybrany z listy ogólnopolskiej, gdzie nie nie liczyły się głosy na konkretnych kandydatów, ale właśnie na konkretną listę. To rozwiązanie nie funkcjonuje obecnie w ordynacji wyborczej. Jaki ma zasługi dla Górnego Śląska? Uparcie od lat twierdzi, że język śląski nie istnieje, a Ślązaczki i Ślązacy nie są mniejszością etniczną.
***
Tegoroczne wybory będą chyba pierwszymi w historii, w których śląska polityka wyeksportuje swoich przedstawicieli do innych regionów Polski. Dobromir Sośnierz, dziś poseł Konfederacji z Katowic, powalczy o mandat w Siedlcach. Z kolei Rafał Piech, prezydent Siemianowic Śląskich i lider partii Polska Jest Jedna, wystartuje w wyborach w Nowym Sączu.