National Museum of the U.S. Navy/Wikipedia
Harriman z Churchillem i Stalinem w Moskwie, sierpień 1942

Najpierw robił interesy w Katowicach. A potem ustalał nowy światowy ład z Rooseveltem, Churchillem i Stalinem

Averell Harriman siedział przy radiu z Churchillem (a skoro z Churchillem, to pewno i przy drinku), słuchając szokującego komunikatu o ataku Japończyków na Pearl Harbor. Był na Kremlu i spuszczał wzrok, gdy Stalin brutalnie dawał Mikołajczykowi do zrozumienia, ile znaczy polskie zdanie w kwestii polskich granic. Był w Jałcie, gdy decydowały się losy powojennej Polski, później zaś uczestniczył w takim dobieraniu składu polskiego rządu, by zaakceptowała go Moskwa. Był zaufanym człowiekiem Roosevelta. A przed II wojną światową jednym z najbardziej wpływowych przemysłowców... na Górnym Śląsku.

Inwestycyjne plany Harrimana nie kończyły się na Śląsku i Giesche SA. Amerykanin był zainteresowany np. budową elektrowni w Polsce. Z tych akurat planów nic nie wyszło, germanofobiczni decydenci sanacyjni nie ufali powiązanemu z niemieckim kapitałem Amerykaninowi. Ale nie cieszył się też sympatią innych środowisk, np. Narodowej Partii Robotniczej.

Jako jedyne pismo na Śląsku prowadzimy stalą, systematyczną kampanię przeciw amerykańskiej inwazji Harrimanna na Śląsk. Czynimy to nietylko w imię interesów tysięcy robotników, traktowanych przez amerykanów nie jak obywatele, którzy pracować muszą na chleb codzienny w Państwie swem, jednak równi są pp. dyrektorom Harrimannowskim, lecz jak żywe maszyny, które bezkarnie można nadużywać. Przeświadczeni jesteśmy bowiem i daliśmy temu wielokrotnie wyraz, że i dla Państwa najazd kapitału amerykańskiego nie daje żadnych korzyści. Harrimann traktuje bowiem Polskę jak jakąś kolonię, do której po wyczerpaniu rabunkową gospodarką bogactw, nigdy się nie powróci. Te momenty składają się na krytykę, jaką stale zmuszeni jesteśmy uprawiać wobec „śląskich“ amerykan - krytykował Harrimana 5 listopada 1928 "Głos Poranny", organ NPR (pisownia oryginału).

Jak procentuje konformizm

Łagodny i unikający konfrontacji amerykański arystokrata - pisze o Harrimanie znany historyk Laurence Rees. Spokojny i zgodliwy, ale niegłupi. Pamiętny swych doświadczeń z Moskwy, ostrzegał później prezydenta Trumana przed komunizmem, przepowiadając wojnę ideologiczną, równie zawziętą i niebezpieczną, jak z faszyzmem i nazizmem. Zarazem jednak był Harriman konformistą, unikającym wprawiania w zakłopotanie czy co gorsza irytację swojego poprzedniego pryncypała z Białego Domu. Harriman uważał, iż - jak pisze biograf Stalina Alan Bullock - nie zdawał on (tzn. Roosevelt - T.B.) sobie sprawy z przepaści, jaka dzieliła jego własne doświadczenia jako polityka demokratycznej Ameryki od doświadczeń Stalina, i trwał w przekonaniu, że ma z nim więcej wspólnego niż z takim przywódcą starego świata jak Churchill. Rooseveltowi, a i Stalinowi, mówił więc to, co tamci woleliby słyszeć. Córkę Kathleen, którą Sowieci zaprosili do Katynia, by na własne oczy zobaczyła miejsce zamordowania polskich oficerów przez NKWD, zapewne poinstruował, by nie podważała kłamliwej wersji o niemieckim sprawstwie zbrodni. Tak też zrobiła, obydwoje zresztą musieli się z tego po wojnie tłumaczyć przed komisją Kongresu USA.

Śmierć Roosevelta i zakończenie II wojny światowej nie zakończyły kariery politycznej Harrimana. Ambasadorem w ZSRR pozostał do stycznia 1946 r. Później mianowano go jeszcze ambasadorem w Wielkiej Brytanii. Pełnił szereg ministerialnych funkcji w administracji USA, nawet jeszcze w czasach prezydentów Johna F. Kennedy'ego i Lundona Johnsona. Był też gubernatorem stanu Nowy Jork.

Można się zastanawiać, czy dobre układy, jakich Harriman być może dorobił się w ZSRR podczas II wojny światowej, nie zaprocentowały po jej zakończeniu. Mimo jego antykomunistycznych wypowiedzi Sowieci mogli przecież pamiętać mu wojenne zasługi dla uruchomienia dostaw Lend-Lease-u, które uratowały ich przed klęską i legły u podwalin zwycięstwa nad III Rzeszą. A prócz tego cechującą większość ludzi Roosevelta spolegliwość w zaspokajaniu sowieckich roszczeń, także wobec Polski. Mogło to nie pozostać bez wpływu na zaspokojenie powojennych roszczeń amerykańskich.

Polska bowiem w 1946 r. znacjonalizowała majątek Giesche SA. Jednak w roku 1960 PRL spłaciła amerykańskich właścicieli akcji spółki. Tytułem odszkodowania otrzymali kilkadziesiąt milionów dolarów.

Wybuch II wojny światowej, okupacja polskiej części Górnego Śląska przez III Rzeszę i związane z tym problemy prawne dla amerykańskiego biznesu doprowadziły SACO do upadłości. Spółka istniała wprawdzie jeszcze w latach 50., jednak głównie po to, by być pozywaną do sądu przez właścicieli obligacji, których nie była w stanie spłacić.

William Averell Harriman zmarł w 1987 roku.

Nikiszowiec fot UM Katowice

Może Cię zainteresować:

Giesche, firma wyjątkowa. Nazwisko wygasło wieki temu, ale wciąż żyje w świadomości mieszkańców Śląska

Autor: Tomasz Borówka

17/05/2023

Gdzie mieszkali najbardziej znani katowiczanie w czasach II RP?

Może Cię zainteresować:

Lepsze ludzie. Oto gdzie mieszkali najbardziej znani katowiczanie w czasach II Rzeczpospolitej

Autor: Tomasz Borówka

28/02/2023

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon