Hej, lufciorze ze Śląska i Zagłębia. Wiśle przybyła nowa atrakcja turystyczna, i to taka, która prezentuje to, co turyści lubią najbardziej - czyli jedzenie. Odczarowuje też stereotyp, że wiślańska kuchnia to tylko sycąca zupa z kapustą w roli głównej. Różnorodnych polywek, swaczen, lejoków, żebroczek, poleśników, gałuszek, brytfanioków w wiślańskim jadłospisie jest co niemiara. To Muzeum Wiślańskiej Kuchni Regionalnej z podtytułem "Stolica Pradziadków".
Znajduje się ono na parterze restauracji Chata Olimpijczyka Jasia i Helenki (al. ks. Bursche 33, Wisła).
Nazwa to nie chwyt marketingowy - dawniej na Śląsku Cieszyńskim “stolicą” nazywano długą ławę, często usytuowaną przy piecu, na której spożywano posiłki. Była sercem domu w trakcie rodzinnych spotkań i uroczystości. Wokół niej gromadzili się biesiadnicy. Jednocześnie nazwa muzeum oddaje też swego rodzaju hołd tym, od których tak naprawdę wszystko się zaczęło, czyli prapradziadków, a w szczególności praprababci - Ewy Bujok, zwanej stareczką.
- To ona zaszczepiła w naszej rodzinie miłość i pasję do gotowania, a ogromna wiedza, którą posiadała na ten temat, jest ciągle żywa i aż po dziś dzień przekazywana kolejnym pokoleniom - mówią założycielki Muzeum, Helena Legierska i Maria Pietruszka.
Od wiślańskiej jadłodajni do Muzeum Kuchni Regionalnej
Siłą napędową nowo powstałego muzeum jest Maria Pietruszka, pochodząca z rodziny, która słynie z ogromnej pasji, miłości i pielęgnowania tradycji do gotowania. To właśnie jej rodzice są właścicielami znanej nie tylko w Beskidzie Śląskim, ale i w całej Polsce „Chaty Olimpijczyka Jasia i Helenki”, w której wiślański duch jest wiecznie żywy, a od samego progu czuć góralską atmosferę. Również tutaj goście mogą skosztować tradycyjnych dań, przyrządzanych w oparciu o sprawdzone receptury babci Anieli – założycielki jednej z pierwszych jadłodajni w Wiśle. Sama restauracja to ważny punkt na kulinarnej mapie Wisły – w końcu nieprzypadkowo znalazła się ona na Kulinarnym Szlaku „Śląskie Smaki”. Wielopokoleniowe tradycje kulinarne, pasja do gotowania i ogromne przywiązanie do regionu skłoniły Marię Pietruszkę do stworzenia miejsca, które będzie pielęgnować pamięć o jej rodzinie, ich historii i dziedzictwie, które miało znaczący wpływ na okoliczną społeczność.
Przez lata, mama Marii Pietruszki, Helena Legierska, gromadziła zbierane wśród najbliższych przedmioty, które niosłyby ze sobą jakieś historie – historie na tyle barwne i ciekawe, że warto byłoby opowiedzieć je światu. Związane były przede wszystkim z kuchnią – która nie bez powodu uznawana jest za serce domu – ale wśród zebranych eksponatów znalazły się także różnego rodzaju narzędzia codziennego użytku, jak chociażby… imponująca kolekcja żelazek na węgiel i duszę. Do tego Pani Maria zebrała pokaźny zbiór przepisów na regionalne dania – zarówno te, które w jej rodzinie były obecne od pokoleń, jak i również uzyskane od lokalnej społeczności.
- Można spokojnie i z pełną świadomością powiedzieć, że ile było gospodyń, tyle było różnych wersji danego przepisu. Przykładowo tzw. żebroczka, czyli pikantna babka ziemniaczana była przygotowywana z ziemniaków, szpyrek, boczku, cebuli i ryżu. Jednak w naszej rodzinie dziadek Paweł, mąż babci Anieli, nie lubił ryżu, dlatego w naszym domu danie to było zawsze robione na grysiku. – tłumaczy Maria Pietruszka, pomysłodawczyni „Stolicy Pradziadków.
Każdy eksponat w muzeum ma swoją własną historię
Na przykład pozornie zwykła maszynka do mielenia mięsa przywędrowała do Wisły przez ocean ze Stanów Zjednoczonych. A było tak: córka prababci Ewy Bujok (też Ewa), pracowała u braci Cienciałów, zwanych „bankierami". Choć tak naprawdę to Paweł Cienciała otworzył w Wiśle bank, a jego brat Karol w tym samym budynku miał salon fryzjerski. Prapraciocia Ewa była u braci służką. Za pracę oprócz zapłaty często otrzymywała też prezenty. Któregoś razu od jednego z „bankierów", który wrócił z podróży do Ameryki, otrzymała maszynkę do mielenie mięsa pochodzącą z końca XIX wieku. Ewa podarowała ją stareczce Ewie Bujok (swojej mamie), a ta przekazała ją babci Anieli w prezencie do „nowej chałpy".
Muzeum Wiślańskiej Kuchni Regionalnej w Wiśle nie jest typowym obiektem muzealnym. Co więcej, ktoś, kto raz odwiedzi to miejsce, w żadnym wypadku nie będzie mógł powiedzieć, że je zna, bowiem podczas kolejnej wizyty może usłyszeć zupełnie inną historię snutą przy stolicy - szerokiej ławie obok pieca, gdzie dawniej spotykała się cała rodzina, a dziś do tej rodziny dołączają goście muzeum z kraju i ze świata.
- Wisła w oczach odwiedzających nas gości od zawsze słynęła z wysokiej jakości usług gastronomicznych. Są w naszym mieście miejsca z tradycyjną kuchnią, są też nowoczesne, ale jednak czerpiące z tradycji. Cieszę się, że powstało takie miejsce, gdzie tą specyfikę kulinariów z Wisły będzie można poznać i skosztować. Wierzę, że będzie to miejsce nie tylko pyszne, ale i tętniące życiem i pomysłami – mówił na otwarciu burmistrz Wisły Tomasz Bujok.
Może Cię zainteresować:
Patryk Osadnik: Łączy nas rolada, gumiklyjzy, modro i żur. Kuchnia to nasza śląska racja stanu
Może Cię zainteresować: