Ma 32 lata, pochodzi z Myszkowa. Nie miał wielkich problemów z pomysłem na życie. – To pasja przejęta od wujka. On jest sokolnikiem „od zawsze” – mówi Jakub Bednarz. Dziś obaj – wraz ze swoimi sokołami – dbają o bezpieczeństwo na pyrzowickim lotnisku.
Sokolnik, rzadki zawód
Jak można zostać „licencjonowanym” sokolnikiem? – Sokolnictwo jest formą łowiectwa, trzeba mieć więc przede wszystkim uprawnienia łowieckie, czyli po prostu być myśliwym – wyjaśnia Jakub Bednarz. – Ptak w polskim prawie jest trochę traktowany jak broń, więc trzeba być i myśliwym, i mieć uprawnienia sokolnicze, a także zgodę na polowanie z sokołami.
Sokolników w Polsce nie jest wielu, bo około 250. – To wielka nisza – przyznaje sokolnik z Pyrzowic. – Kilku jest na terenie naszego województwa.
Sokolarnia należy do lotniska (znajduje się w starej części, obok pasa wykorzystywanego kiedyś przez siły powietrzne LWP), ale właścicielami ptaków, jak i niezbędnego sprzętu są Jakub Bendarz i jego wujek. Do pracy na terenie lotniska wykorzystywanych jest siedem sokołów.
– Dzień pracy rozpoczyna się dla mnie dość wcześnie – opowiada Jakub. – Jak ptaki zaczynają swoją codzienną aktywność, to ja już muszę być na miejscu i pilnować, żeby nie kręciły się w pobliżu drogi startowej i jednocześnie pilnować przestrzeni powietrznej dla samolotów lądujących i startujących w Pyrzowicach. Teren lotniska jest ogromny i ptaki gdzieś zawsze są, ale chodzi o to, żeby ich nie było wówczas, kiedy samoloty się wznoszą i lądują. Mają dużą prędkość, a ptaki nie są w stanie jej ocenić, dlatego czasem dochodzi do kolizji.
Birdstrike’ów nie da się jednak całkowicie uniknąć. Ich ryzyko wzrasta szczególnie od wiosny do jesieni. – Lotnisko jest wtedy dla ptaków wielkim, odkrytym polnym terenem. Mają tu tak naprawdę świetne warunki do tego, aby lęgować i żywić się – mówi Bednarz.
Polowania „na niby”
W ciągu dnia sokolnik kilka razy zmienia ptaki. – Z jednym sokołem można popracować jakiś czas, a potem trzeba podjechać pod wolierę, zamienić go na innego i dalej latać. W ciągu dnia sokół może wykonać kilka lotów – wyjaśnia.
Bez obaw, na lotnisku nie urządza się prawdziwych polowań. Sokoły w Pyrzowicach jedynie płoszą inne ptactwo. – W zasadzie odstraszają je tylko swoją obecnością. Instynkt każe innym ptakom uciekać. Oczywiście to nie jest tak, że ptaki całkiem znikają z terenu lotniska, one odlatują po prostu na bezpieczną odległość. Ale wracają, bo żerują tutaj, więc my mamy robotę cały czas. Wszystko trzeba jednak dobrze zaplanować. Chodzi o to, żeby ptaki nie przyzwyczaiły się do sokołów, tylko cały czas odbierały te loty jako ataki – opowiada Jakub Bednarz.
Praca sokolnika na lotnisku trwa od rana do późnego popołudnia. Ptaki około godziny 18 kończą zazwyczaj swoją główną aktywność i to jest koniec „dniówki”. A jak wygląda sama praca? – Jeżdżę autem z jednym sokołem, albo dwoma. Jeśli widzę, że gdzieś się gromadzą na przykład jaskółki czy czajki wypuszczam sokoła. On robi dwa, trzy kółka. Wygląda to tak, jakby atakował, a potem ściągam go z powrotem. On się ma pojawić, wypłoszyć ptaki, a potem zniknąć – mówi Bednarz.
Nagrodą jest kawałek surowego mięsa. Z przepiórki czy gołębia. – Sokół nie je wiele. Dobrej jakości mięsa potrzebuje do 100 gramów na dobę – dodaje sokolnik.
Najszybsze zwierzęta świata
Do pracy z sokołami potrzebny jest sprzęt. To na przykład kaptur. – Z kapturem na głowie ptak podróżuje w aucie czy siedzi na ręce. Jeśli zdejmę kaptur ptak zrywa się do lotu – opowiada Jakub. Sokół ma też na nogach pęta do przytrzymywania go i kontrolowania – to tak, jak smycz w przypadku psa.
– Psy mają mocne karki, a sokoły nieprawdopodobnie wręcz mocne nogi. Używamy też systemów do ewentualnego namierzania radiowego lub GPS, gdyby sokół nam się gdzieś „zapodział”. Nadajnik jest bardzo mały, przypina się go do nogi albo pióra. Mamy też antenę kierunkową. Dzięki temu możemy znaleźć ptaka nawet w odległości 30 kilometrów. Takie sytuacje zdarzają się jednak bardzo rzadko – wyjaśnia.
W sokolarni na swoje loty czekają białe sokoły norweskie, białozory. To największy gatunek sokoła, samice mogą ważyć nawet 2 kilogramy. Nie mają imion, ale sokolnik je bez problemów rozróżnia. – Każdy ptak jest inny i woliery trzeba przygotowywać indywidulanie pod każdego z nich – podkreśla Jakub.
Są też sokoły wędrowne, nieco mniejsze od białozorów. To najszybsze zwierzęta na świecie. Podczas lotu nurkowego sokół wędrowny osiąga prędkość nawet 400 kilometrów na godzinę. Wszystkie mają świetny wzrok. Mogą „zoomować” oczy na bardzo bliską i bardzo daleką odległość. – W warunkach naturalnych widzą swoją ofiarę, która lata kilka kilometrów dalej i mogą zaplanować dokładnie swój atak – zaznacza Bednarz.
14-letni… skarb
Przygotowania ptaków do pracy na lotnisku nie są łatwe. – Najpierw trzeba ptaka przekonać do siebie, musi wiedzieć, że nie chcemy zrobić mu krzywdy – opowiada Jakub Bednarz. – Kolejny etap przygotowania do pracy trwa do momentu, kiedy ptak zaczyna z nami współpracować, to znaczy latać na tzw. wolnych pętach i to jest około 30 dni. A potem jeszcze rok adaptacji w danym miejscu.
Trening jest więc długi i nic dziwnego, że kilkuletnie sokoły to prawdziwy skarb na lotnisku. Jeden z nich ma 14 lat. – Te ptaki czują się tu jak u siebie. Nie boją się, nie reagują nerwowo na różne bodźce, takie jak na przykład koszenie trawy – podkreśla pyrzowicki sokolnik.
Loty odbywają się między operacjami (startami i lądowaniami) i sokoły wykonują je cały czas. – To, że w danym momencie nie widać żadnych ptaków nie oznacza, że za chwilę nie pojawi się tu 500 czy 1000 jaskółek, bo tyle czasem tu przylatuje, żeby żerować nad drogą startową. Jak zawieje wiatr tak gromadzą się owady i za nimi podąża stado – opowiada sokolnik.
Bywa, że między każdą operacją odbywa się płoszenie ptaków. Zdarza się to nawet kilkadziesiąt razy dziennie. – To zwykle problem z mniejszymi ptakami – jaskółkami czy jerzykami, bo krukowate, jak się zorientują, że jest tu sokół, to nie przylatują więcej. Podobnie mewy, które też bardzo szybko się uczą – dodaje Bednarz.
To nie tylko praca, to pasja
Rzecz jasna – większe zagrożenie dla samolotów stanowią większe ptaki. Na lotnisku w Pyrzowicach pojawiają się bociany – często podczas koszenia trawy. – Bocian jest ogromny, pojawia się „znikąd” i nagle mamy na lotnisku cztery czy pięć takich ptaków. Trzeba szybko interweniować, bo bocian – przy swoim rozmiarze – jest bardzo niebezpieczny dla samolotu. Na szczęście takie sytuacje zdarzają się rzadko – podkreśla Jakub.
Najniebezpieczniejsze sytuacje na lotnisku, które przydarzyły się w pracy sokolnika? – Raz zdarzyło się bardzo dużo mew, były prawie lądujące łabędzie, które w ostatniej chwili udało mi się przepłoszyć metodą pirotechniczną, hukową. To był deszczowy dzień i mogły pomylić pas startowy z rzeką. Gdyby wylądowały, mielibyśmy duży problem, bo poderwanie się łabędzia do lotu to prawie jak start samolotu – uśmiecha się.
Jakub Bednarz pracuje w Pyrzowicach jako sokolnik piąty sezon, a jego wujek działa tu już od czternastu lat.
– To trudna, odpowiedzialna praca, wymagająca zaangażowania od rana do wieczora. Nie można sobie „odpuścić”. Jest sezon, jest praca. Jeśli w czasie przerwy na śniadanie coś się dzieje, to nie ma przerwy na śniadanie. Miałem już kilka takich dni w tym roku, kiedy to była ciągła praca, bez żadnych przerw – uśmiecha się sokolnik z Pyrzowic. – Z drugiej strony to też pasja. To po prostu nasz sposób na życie – dodaje.