Bezpieczne dotąd miasta w głębi Ukrainy, od poniedziałku 10 października, stały się celem rosyjskich ataków rakietowych. Od dwóch tygodni konsekwentnie niszczone są elektrownie i infrastruktura energetyczna Ukrainy.
- Robią to celowo. Ich celem jest pozostawienie Ukrainy bez prądu i ogrzewania w przeddzień zimy. To prawdziwe ludobójstwo Ukraińców, do którego Rosjanie uciekali się więcej niż raz w swojej historii – powiedział prezydent Ukrainy, Wołodymyr Zełeński.
Dziś już nikt nie ignoruje wyjących syren, które ostrzegają przed atakiem powietrznym.
- W Kijowie ludzie chowają się w stacjach metra. Ścisk jest niesamowity. Dzieci płaczą, dorośli płaczą. Czasami siedzimy tam po kilka godzin – opowiada nam Iryna, która wróciła do Ukrainy, gdy zrobiło się bezpieczniej. - Prawie codziennie słychać wybuchy.
I tak w całym kraju. Eksplozje w Dnieprze, Krzywym Rogu, Chmielnickim, Tarnopolu, Lwowie, Odessie, Mikołajowie. I stały ostrzał przyfrontowych miasteczek i wsi. Codziennie kilkadziesiąt jest przykrywanych ogniem artylerii.
Wprawdzie ukraińska obrona powietrzna strąca sporo rosyjskich pocisków, a jej skuteczność w październiku szacuje się na ponad 60 procent, to… prezydent Zełeński przyznał, że Ukrainie zostało około 10 procent pierwotnych zapasów pocisków przeciwlotniczych...
Problem z pomocą medyczną
Do Fundacji Cross Borders zgłosiło się dowództwo jednego z batalionów Gwardii Narodowej Ukrainy o stworzenie mobilnego szpitala frontowego w rejonie Charkowa. Będzie to dla nas spore wyzwanie, gdyż trzeba pozyskać odpowiednie pojazdy, sprzęt i – przede wszystkim ludzi chętnych do takiej operacji. Okolica nie należy do cichych i bezpiecznych. Również dla niosących pomoc ratowników. Kilka dni temu, we wsi Dworiczne w obwodzie charkowskim, niedaleko granicy, Rosjanie ostrzelali artylerią i zniszczyli trzy ambulanse.
Nie zmienia się więc podejście agresorów, którzy od początku wojny, bez skrupułów strzelają do medyków. Nie dziwi też fakt, że nawet w jednostkach bojowych – sanitariuszy i ratowników jest jak na lekarstwo. Nikt nie chce się szkolić w tym kierunku. W batalionie Dnipro-1 jest jeden medyk polowy na kompanię...
Raz my ich, raz oni nas
Nie ustają też walki na wschodzie kraju. Najcięższe toczą się w okolicach Doniecka i Sewierodoniecka. Każdy dzień to nowe straty. Po obu stronach. Partyzanckie wręcz starcia przypominają stary dowcip, jak to „jednego dnia my pogoniliśmy Niemców, drugie dnia oni pogonili nas”. Tylko niestety nie przychodzi leśniczy, by wszystkich wyrzucić. Ale są i śmieszne momenty. Bracia z batalionu Dnipro-1 wysłali nam film, na którym „wyzwalają” pralkę.
- Znaleźliśmy ją w lesie, porzuconą przez uciekających żołnierzy rosyjskich. Jest już bezpieczna. Nie trafi do Rosji – śmieje się porucznik Maksym Bereza z 2 batalionu strzelców Gwardii Narodowej Ukrainy „Dnipro-1”.
Zresztą zdobyczy jest wiele. Ruska cerkiew, która była bazą rosyjskiego poddziału – pełna sprzętu i amunicji. Spore zapasy porzuconej amunicji do haubic i moździerzy, armaty. Bataliony Gwardii Narodowej muszą się dozbrajać w boju, bo na porządne dostawy dawno nie ma co liczyć. Dwa tygodnie temu w zasadzce minowej, jaką przygotowali na rosyjską kolumnę pancerną zdobyli czołg.
- Troszkę się popsuł na minie, ale nasz warsztat naprawi – mówi Maks. - Zdobyliśmy już na kacapach pięć transporterów i wozów bojowych, a teraz czołg. I wykorzystujemy przeciwko nim.
Ale dobre nastroje „bojców” psują kolejne doniesienia o atakach rakietowych na Dniepr.
- Znów dwie rakiety przedarły się przez obronę. Ciężko jest cywilom – dodaje porucznik.
Miny żołnierzy tężeją na informację o znalezieniu masowego grobu we wsi Łyman w obwodzie donieckim. Ciała 111 cywilów i 35 żołnierzy znalazły wyzwalające teren jednostki ukraińskie.
Kiedy się to skończy?
Ataki na elektrownie nie ustają. Rosjanie ostrzelali Zaporoską Elektrownię Jądrową i nocą usiłowali wysadzić tam desant. I idą dalej – według informacji, jakie uzyskał ukraiński wywiad - Rosjanie zaminowali tamę i hydroelektrownię w Nowej Kachowce.
- Ich wysadzenie doprowadzi do zatopienia Chersonia i ponad 80 innych miejscowości. Doprowadzi to również do problemów z dostawami wody na południu, w tym do chłodzenia reaktorów Zaporoskiej – powiedział prezydent Ukrainy.
Do tego dochodzą codzienne informacje o przerzucie wojsk rosyjskich do Białorusi, które docierają tam od tygodnia. Według szacunków „połączone siły” wsparło już ponad 300 czołgów i kilkaset rosyjskich dział. Jak informuje rosyjskie Ministerstwo Obrony – z zakładanych 300 tysięcy objętych mobilizacją żołnierzy, blisko 220 tysięcy trafiło już do jednostek. I choć tysiące Rosjan unika poboru wszelkimi metodami, nie inaczej dzieje się już w Ukrainie.
- Wojsko chodzi po domach i bierze „w kamasze”. Ale młodzi już nie chcą iść ginąć. Komu się uda – ucieka w pole. Kogo złapią – może się wykupić. Kosztuje to 800 euro. Ostatnio przywieźli worki z trzema chłopakami z naszej wsi. Jeden był w kawałkach, bez głowy – mówi ksiądz Andrzej z Krysowic. - Nie ma się co dziwić, że młodzi już mają dość tej wojny i wolą uciekać przed branką.
Zniechęcenie do służby jest coraz większe, w miarę jak coraz większe są straty ukraińskie. Dzięki dobrze działającej propagandzie praktycznie nie słyszy się o tym, ilu żołnierzy ginie. A ginie wielu… W drodze na wschód mijamy zaorane połacie pól z krzyżem wbitym pośrodku.
- To miejsca przygotowane na cmentarze. Czekają na zmarłych. I tak jest w każdej wsi, w każdym miasteczku. Ludzie to widzą, ale nikt o tym nie mówi – odpowiada na nasze pytanie ksiądz prałat Józef Legowicz, proboszcz parafii w Żółkwi.