Stefan Kisielewski, wybitny polski prozaik, publicysta i kompozytor, wśród swego bogatego dorobku twórczego pozostawił po sobie również „Dzienniki”, pisane w latach 1968-1980. To wręcz lektura obowiązkowa dla każdego, kto chce wyrobić sobie choć jako takie pojęcie o Polsce w okresie schyłkowego Gomułki oraz dekadzie Gierka. Zapiski „Kisiela” zaciekawią również czytelnika ze Śląska. Kisielewski na Śląsku bowiem bywał i swoje zeń wrażenia spisywał całkiem obszernie. A że odwiedził m.in. Katowice i Wojewódzki Park Kultury i Wypoczynku w Chorzowie, możemy dziś spojrzeć na nie jego oczami – obserwatora sprzed ponad pół wieku. Obserwatora, dodajmy, bystrego i wobec PRL-owskiej propagandy krytycznego.
Lenin na pięć pięter
Tak pisał „Kisiel” pod datą 5 maja 1970 roku:
Byłem więc w Krakowie i Katowicach, oglądałem pochód pierwszomajowy i nieprawdopodobne wręcz dekoracje leninowskie: w Katowicach wisi Lenin na pięć pięter wysokości, a absurdalność gigantycznych napisów przekracza wszystko, co można sobie wyobrazić. Nowe Katowice projektowane są z dużym rozmachem, pomnik Powstańców piękny, tyle że w reprezentacyjnym nowym hotelu kuchnia jak w podrzędnej stołówce, a dworzec rozbebeszony i prowizoryczny.
Przypomnijmy – nowy dworzec kolejowy (ten wyburzony w latach 2010-2011) otwarto w roku 1974. „Kisiel” narzekał na obiekt, będący jeszcze w budowie.
Z widokiem na drapacze chmur
Niemniej jego ogólny odbiór Katowic był pozytywny, o czym przekonuje nas jego wpis z 26 listopada:
Jestem w Katowicach – lubię to miasto, zresztą lubię każde polskie miasto, gdzie życie toczy się bardziej na serio niż w Warszawie. Tutaj ludzie są zasiedziali, poważni, wiedzą, że mają do czynienia ze sprawami serio, nie na przykład z hutą „Warszawa”. Nawet i urbanistycznie Katowice są bardziej na serio niż Warszawa – nowe centrum ma swoją solidność i monumentalizm, także „uszy słonia” – jak nazywam pomnik Powstańców Śląskich. Tylko dworzec wciąż się nie może wykokosić z niebytu - monumentalne fragmenty obok prowizorki gorszej niż w warszawskim dworcu autobusowym na Żytniej. Ale Polska tu jest nie gorsza niż w Warszawie – nawet gwary śląskiej już się nie słyszy. Kobiety mają specjalny wdzięk pracowitości i uległości – o cholera, o czymże ja tu piszę!
No właśnie, ciekawe, o czym? Wszak Kisielewski nieco dalej wspomina, że wieczór w Katowicach spędził sam:
(...) jadłem kolację z wódką (samotną) w hotelu „Katowice”, obserwując arcyzabawny dancing. Mieszkam w tym hotelu, w świetnym pokoju z łazienką, i rozumiem, dlaczego hotelarstwo rozwija się u nas tak powoli. Zaopatrzenie pokoju jest wspaniałe (...) - wychwala.
I kończy w sposób godny literata: walę się na luksusowy hotelowy tapczan – za oknem iluminacja katowickich drapaczy i szum uliczny, inny niż w Warszawie.
„Drapacze chmur” naprzeciwko hotelu „Katowice” już stoją. Kisielewski widzi przez okno m.in. Separator i Superjednostkę.
Podczas tego pobytu w Katowicach Kisielewski odwiedzi też Koszutkę, którą również oceni wysoko. Stwierdzi, że dzielnica wspaniale się rozbudowywała, dodając:
Mówcie, co chcecie, ale nie robi ona wrażenia takiej tandety materiałowej jak warszawska ściana Wschodnia.
Także już w stolicy będzie ją chwilami porównywał z Katowicami i to na korzyść tych ostatnich:
nowe przejście pod skrzyżowaniem Alej Jerozolimskich i Marszałkowskiej -
tandetne zresztą jest to przejście w porównaniu z katowickim.
Wydaje się, że miał tu na myśli dawne przejście podziemne pod dzisiejszym rondem Generała Jerzego Ziętka. Mógł nim przechodzić po drodze z hotelu "Katowice" na Koszutkę bądź na przystanek tramwajowy, wyprawiając się do Chorzowa.
Stara zabudowa Katowic również zainteresowała Kisielewskiego i choć wyrażał się o niej z dezaprobatą, to w jakiś sposób i ona go chyba intrygowała:
(...) łaziłem po ohydnych starych podwórzach, ciemnych, pruskich, przedwojennych (sprzed I wojny oczywiście), ohyda, ale jest w tym jednak jakiś smak przeszłości.
Park zrobiony z dużym rozmachem
Sporo miejsca poświęca „Kisiel” dzieleniu się wrażeniami z WPKiW, który wywarł na nim duże wrażenie:
(...) pojechałem tramwajem do Parku Kultury w Chorzowie, po drodze oglądając giganty huty "Baildon". Park zrobiony z dużym rozmachem i nowocześnie, dziwaczne przestrzenne posągi czy pomniki (bardzo dobre), Stadion Śląski brzydszy od warszawskiego, ale bardziej pakowny, milczące dziś wesołe miasteczko wręcz znakomite. A jednak dają oni w circenses górniczemu ludowi - a Gierek się puszy. Byłem jedynym zwiedzającym, jedynym w ogóle człowiekiem w promieniu 10 kilometrów. Biegałem sobie po prowadzących w pustkę asfaltowych alejach, wokół mgła, bo dzień dzisiaj stylowy, mglisty.
Wojewódzki Park Kultury i Wypoczynku „Kisiel” odwiedza też w sierpniu 1973 roku, nie szczędząc słów podziwu szczególnie Wesołemu Miasteczku:
Po drodze spędziliśmy dzień w Katowicach. W Parku Kultury w Chorzowie jest wesołe miasteczko, muszę powiedzieć, że czegoś takiego nie widziałem jeszcze dotąd, a widziałem przecież niejedno. Ogromna przestrzeń, jezioro ze statkami, kolejka napowietrzna, którą jedzie się nad całym parkiem ze dwie godziny, przeróżne karuzele i kolejki w najrozmaitszych stylach i rodzajach, zaopatrzenie świetne - po prostu rzecz wspaniała. To cały Gierek: dać ludowi circenses, niech się bawi - aby tylko nie politykował, nie próbował mieszać się do niczego. Trochę to niewolnicza koncepcja - i ci zmęczeni górnicy na owych huśtawkach wyglądają po trochu jak niewolnicy. Ale rzecz zrobiona jest świetnie - wszystkie maszyny rodem z NRD, a oni umieją to robić solidnie.
Poza pobytem w Wesołym Miasteczku, „Elką” też zapewne się przejechał, skoro podał (mniej więcej) czas przejazdu wszystkimi trzema jej liniami. Państwo Kisielewscy odwiedzili wtedy Katowice i WPKiW po drodze z Beskidów. „Kisiel” był pod tak wielkim urokiem serca Górnego Śląska, że postanowił:
Jedziemy stąd przez Katowice, chcę Lidii pokazać te igrzyska: Park Kultury, nową halę sportową etc. Jak Śląsk, to Śląsk!
Nowa hala sportowa to oczywiście Spodek, który najwyraźniej też przypadł autorowi „Dzienników” do gustu.
Warszawa jak Katowice?
Zdaniem Kisielewskiego w czasach Edwarda Gierka Warszawa zaczęła być przebudowywana właśnie na wzór nowych Katowic. Gierek wyłazi ze skóry, żeby zrobić z Warszawy „drugie Katowice” - pisze „Kisiel”. I myśl tę konkretyzuje tak:
Tak więc Gierek woli zamiast w politykę wcielić się w beton, żelazo, mur, kamienie - uważa, że to trwalsze, może jedyne trwałe. Tak zrobił w Katowicach, tak i tutaj, rozkręcając szybko Trasę Łazienkowską, Dworzec Centralny, Wisłostradę, hotele etc.