O sobie mówi, że jest twórcą internetowym. To od 7 lat jego praca i źródło utrzymania. Na samym YouTubie (w tym roku minie 12 lat jego kanału Niklaus Pieron) ma ponad 137 tysiące subskrybentów, którzy regularnie oglądają i komentują jego filmy. Sam o sobie pisze na YT: "Jestem Niklaus, pochodzę z Górnego Śląska, często tworzę materiały w rodzimej mowie zwanej "Ślōnsko godka", ale również po polsku - vlogi, kabarety, testy i recenzje sprzętu i technologii, kulinaria i wiele więcej, a ponadto codziennie streamuję na żywo na swoim kanale twitch".
Kevin som doma - hit na YouTubie
29-letni Mikołaj Wilga zaczynał od komentowania gier komputerowych, i to po polsku. Po śląsku zaczął komentować dopiero cztery lata później, i to nie tylko gry komputerowe ale też trailery filmów. To okazało się strzałem w dziesiątkę. Pełna humoru śląska zajawka hitu "Kevin sam w domu" ma na YouTubie ponad 1,3 mln wyświetleń. Niewiele mniej, bo ponad 600 tys., zaliczył trailer do "Rambo", czyli Ecika Moczygemby. Charakterystycznego niskiego głosu Mikołaja, ze specyficzną wymową "r" i śląskim akcentem nie da się podrobić.
Dziś Mikołaj Wilga, alias Niklaus Pieron, to człowiek instytucja. Choć sam zżyma się na określenie "ambasador Bytomia i Śląska", faktem jest, że dzięki niemu tysiące ludzi z całej Polski poznają śląską kulturę, język i krajobrazy. Bo Niklaus nie jeździ na dalekie rajzy z rodzinnego Bytomia, jak już to na Żabie Doły, do Radzionkowa albo Parku Śląskiego. Pokazuje śląską ziemię i odczarowuje ją jako krainę tylko węgla, familoków i ogólnej upadłości. Pokazuje, jaki Śląsk jest zielony, jakie ma piękne miejsca, i przy okazji dzieli się ciekawostkami. Uczy jak przeklinać po śląsku, jak odróżnić hanysa od gorola, czyta Tuwima po śląsku. Stworzył nawet format "Śląskie recenzje", gdzie z innym twórcą, Bonkolem, recenzują - po śląsku oczywiście - rozmaite rzeczy, od krupnioków po konsolę.
Mikołaj ma na koncie konkretne sukcesy w promocji rodzinnego Bytomia. - Znam kilka osób, które za sprawą mojej działalności przeprowadziły się do Bytomia. Zastanawiały się, gdzie osiąść i finalnie zdecydowały się właśnie na Bytom. Mam nadzieję, że są zadowolone - zastanawia się.
- Staram się dzielić wiedzą, którą mam. Dlatego powstają moje ciekawostki językowe czy historyczne w formie krótkich filmów. Mają lekką formę, bo i moja działalność przecież nie jest naukowa a rozrywkowa - tłumaczy Mikołaj. (Interesujesz się Śląskiem? Zapisz się i bądź na bieżąco - https://www.slazag.pl/newsletter)
Śląski zasługuje na miano języka
Wśród jego odbiorców, jak sam mówi, większość to ludzie spoza Śląska.
- Ludzie dalej w dużej części kojarzą Śląsk z krajobrazów ze "Świętej Wojny", kominów, kopalń i zasmolonych familoków. Ale to się zmienia, powoli, ale się zmienia. Cieszę się, że język śląski jest coraz bardziej obecny w przestrzeni publicznej, że nie wstydzimy się nim posługiwać - dodaje.
Mikołaj uważa, że śląski jest językiem. - Na pewno nie jest gwarą - twierdzi. - Można by się zastanawiać, czy jest językiem albo dialektem czy etnolektem. Tak naprawdę granica między tymi pojęciami jest płynna, to nie jest matematyka, gdzie wszystko da się wyliczyć. Co jest językiem a co dialektem jest zmienne i zależy od uwarunkowań politycznych. Np. norweski był uważany za dialekt duńskiego do XIX wieku, słowacki - za odłam czeskiego. Kaszubski do pewnego momentu był tylko dialektem, a potem, jak mu na to zezwolono, stał się językiem. Jeżeli użytkownik mowy śląskiej twierdzi, że to jest jego język, to tak jest. Nie rozumiem zarzutów, że śląski nie może być językiem, bo jest za bardzo podobny do polskiego. Słowacki jest jeszcze bardziej podobny do czeskiego, a mogą funkcjonować jako odrębne języki - mówi Mikołaj Wilga.
Podziwia tłumaczy z innych języków na śląski, np. Grzegorza Kulika, który jest jego sąsiadem w Bytomiu. - Skoro burmistrz Radzionkowa, Gabriel Tobor, przełożył Nowy Testament na mowę śląską, to znaczy, że po śląsku da się wyrazić wszystko. Nie jest to tylko język codziennych, przyziemnych spraw, ale da się w nim opisywać nawet filozoficzne czy religijne zagadnienia - uważa Niklaus.
Ślązak z dziada pradziada
Mikołaj Wilga jest Ślązakiem. Jego rodzina zamieszkuje Bytom od kilku pokoleń, ma on pochodzenie zarówno polskie ze strony pradziadków, którzy przybyli do Bytomia po II wojnie światowej, jak i niemieckie, od strony rodziny ojca.
- Wychowywałem się w rodzinie mojej mamy, która przyjechała tutaj, do Bytomia. Pradziadek, który jest pochowany na cmentarzu w Bytomiu, pochodził spod Tarnowa, a prababcia była ze Lwowa - mówi Mikołaj.
Jest jednym z nielicznych młodych ludzi, którzy całe życie spędzili nawet nie w jednym mieście, a w jednej dzielnicy.
- Urodziłem się na Kleinfeldzie, w szpitalu na Batorego. Wychowany jestem na Grossfeldzie, w okolicach szkoły nr 5, do której chodziłem. W tamtych okolicach zresztą żyła od pokoleń moja rodzina. Do dzisiaj mieszkam w mieszkaniu w kamienicy z 1937 roku, w którym mieszkali moi pradziadkowie, dziadkowie, mama - opowiada.
Nie kryje, że ważną osobą w jego życiu był dziadek, tata mamy. Dziadek, który całe życie pracował w Hutniczym Przedsiębiorstwie Remontowym w Rudzie Śląskiej, zmarł w 2022 r. - To była dla mnie ogromna strata, bo on zastępował mi ojca, którego nigdy nie poznałem. Po śmierci babci mieszkaliśmy razem. Czuję to jako podwójną stratę, ojca i dziadka, i dobrego przyjaciela - wyznaje Mikołaj.
Jak wspomina, w jego domu mówiło się raczej po polsku, ale używając tyle słownictwa śląskiego, że richtig Polak miałby trudności ze zrozumieniem.
- Kiedyś, gdy zakładałem internet, to rozmawiałem z konsultantem przez telefon. Pan mnie pyta, kiedy mają przyjechać monterzy. Ja mówię: Skuli mnie, to jak najszybciej. Pan się przestraszył, że jak to mnie skuli, co się tam u mnie dzieje, czy wzywać policję. Ja mu tłumaczę, że nic się nie dzieje, tylko tak się mówi po śląsku "jeśli o mnie chodzi" - śmieje się Niklaus.
Dziadek więcej godoł, bo pracował w Rudzie Śląskiej i tam się osłuchał ze śląskim. - Miałem szczęście wychowywać się w dzielnicy, gdzie było bardzo dużo ludzi w podeszłym wieku, urodzonych jeszcze często w niemieckim Bytomiu. Na początku łatwiej mi było rozumieć tę mowę niż się nią posługiwać, ale szybko nauczyłem się też godać - mówi.
Zawsze miał dryg do języków
Gdy Mikołaj miał kilkanaście lat, zaczął się interesować historią i kulturą Śląska. Nawet w liceum (chodził do bytomskiego Smolenia) brał udział w Olimpiadzie Górnośląskiej, i ją wygrał. Te zainteresowania ciągle kultywuje. - Czytam o Śląsku, dokształcam się - mówi. Miał jednak też dryg do języków, i zaczął studiować filologię angielską ze specjalizacją nauczycielską i językiem niemieckim na Uniwersytecie Śląskim. - Na wydziale zagranicznym w Sosnowcu - żartuje.
Zamiłowanie do języków teraz realizuje promując śląski.
- Lubię zwłaszcza te śląskie słowa, które odwołują się do dzieciństwa, kojarzą się z zabawą, jak plac czy pyndalować. Ja ciągle sam poznaję śląski. Wiadomo, że nie ma jednej gwary i lubię poznawać inne odmiany śląszczyzny, np. z opolskiego, z Cieszyna czy Pszczyny. Bardzo też lubię słowo pieron, i dlatego użyłem go w moim pseudonimie - wyznaje.
Może Cię zainteresować:
Niklaus Pieron: Harry Potter i bansztajg 9 i 3/4. "Jak dojechać do Hog... do Chebzio?"
Może Cię zainteresować: