Wybory
w Związku Górnośląskim jak w polskiej partii politycznej: jeden
kandydat na prezesa i prawie wszyscy za.
Nie wszyscy, bo
głosowało na mnie 90 delegatów. Sześciu było przeciw, dwóch się
wstrzymało.
I o czym to
świadczy?
Że Związek
Górnośląski ma wspólny mianownik. Że ludzie o różnych
poglądach jednoczą się pod szyldem jednej idei.
I Grzegorz
Franki to właśnie ta jedna idea?
Ideą jest Górny
Śląsk – ta ziemia i ci ludzie. A Grzegorz Franki łączy różne
nurty ideowe. Parę lat temu zrobiliśmy takie spotkanie:
naukowców, profesorów, którzy należą do ZG. Prowadziła je prof.
Irena Lipowicz. Tak się złożyło, że to były ostatki i Rysiu
Sadłoń zaprosił mnie z tej okazji do knajpy na wspólnego śledzia z
członkami Związku. Prof. Lipowicz zapowiedziała wtedy, że z tego
ostatkowego powodu "prezes będzie musiał wyjść przed czasem". I że to dobrze,
bo Związek Górnośląski ma dwie nogi: intelektualną i ludową. A
prezes… Zabrzmiało to mniej więcej tak, że… „prezes stoi
między tymi dwiema nogami”.
Ha ha ha. Teraz myślę, czy to naprawdę komplement.
Oczywiście, że komplement (śmiech). Dla
mnie to komplement, bo właśnie staram się łączyć intelektualną
i ludową istotę Związku. ZG ma taką specyfikę od samego
powstania.
Po co właściwie
Związek Górnośląski jeszcze istnieje?
Już 33. rok
istnieje.
W porządku, ale
po dziś Śląskowi Związek Górnośląski?
Żeby
podtrzymywać nasze tradycje i wartości i po to, by patrzeć w
przyszłość. Interesować się, jak będziemy tu żyć, czym
będziemy oddychać. To nawet ważniejsze.
Przepraszam, ale
co Związek Górnośląski ma do czystego powietrza?
W 2018 roku
mieliśmy kongres programowy z wieloma ważnymi ludźmi. Efektem była
uchwała, w której zaakcentowaliśmy to, o czym Związek mówił,
gdy powstawał: sprawiedliwą transformację, ekologię, jakość
życia na Śląsku. Co ma Związek do czystego powietrza? W mojej
minionej kadencji przeprowadziłem 48 debat poświęconych
sprawiedliwej transformacji: z naukowcami, samorządowcami i
działaczami. Kilka lat temu była gala Nagrody
Korfantego, podczas której laureatami zostali ludzie ratujący hutę cynku w Szopienicach i dr Jolanta Wadowska-Król,
która w latach 70. ratowała śląskie dzieci przed ołowicą. To
dla mnie symbol, że nie można przekreślić tego, co było i nas
żywiło, ale trzeba też pamiętać, z jakim kosztem społecznym
wiązał się przemysł na Śląsku. Dziś patrzymy w przyszłość i
uważam, że najlepsze, co powinno pozostać po kopalniach, to
orkiestry górnicze.
A co zostanie po
Związku Górnośląskim? Bo członków coraz mniej, a ci, którzy
są, są coraz starsi.
Na liczbę
członków nie narzekam. Jest ich bardzo wielu, ok. 3,2 tys. Kiedyś
było nawet 5 tys., ale czas takich wielkich, masowych stowarzyszeń
już minął. Przypomnę tylko, że w trudnych czasach pandemii w ZG
narodziły się trzy nowe koła: w Łące koło Pszczyny, w Kaletach
i w Katowicach na os. Tysiąclecia. Jest też nowe bractwo
historyczne. A wiek? Najstarszy członek zarządu Związku ma 74
lata. Najmłodszy: 24.
Związek
Górnośląski i polityka?
Jest temat.
To znaczy?
Nas interesuje,
co jest nam najbliższe, czyli samorządy. Będziemy starali się
uczestniczyć w procesie wyboru prezydentów, radnych, burmistrzów
czy wójtów w naszych miastach. Będziemy wspierać tych, z którymi
jest nam po drodze. To różne postacie, jak Małgorzata Mańka-Szulik
w Zabrzu, nestorka samorządu, czy Michał Pierończyk w Rudzie
Śląskiej: człowiek nowego pokolenia w polityce samorządowej.
A sejmik?
Zmieścilibyście się na jednej liście z RAŚ, który
prawdopodobnie wystartuje pod starym szyldem?
Nie było u nas
dotąd żadnej dyskusji o sejmiku. Na wiosnę przyszłego roku
planujemy kongres programowy poświęcony samorządności. I wtedy
podejmiemy takie decyzje.
Może Cię zainteresować:
Związek Górnośląski powołuje nagrodę im. Łucji Staniczkowej. Dla dbających o edukację regionalną
Może Cię zainteresować: