Ogólnopolski Festiwal Sztuki Reżyserskiej "Interpretacje" 2024 wygrał Wojtek Rodak. Za "teatr szalony i anarchiczny"

Nagrody rozdane, wątpliwości rozwiane. Zwycięzcą 22. Ogólnopolskiego Festiwalu Sztuki Reżyserskiej "Interpretacje" w Katowicach, a tym samym szczęśliwym posiadaczem Lauru Konrada, został Wojtek Rodak. Nagrodzono go za inscenizację „Dziejów grzechu”, wg Stefana Żeromskiego, w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie, w koprodukcji z Teatrem Małym w Tychach.

Jest werdykt jury Ogólnopolskiego Festiwalu Sztuki Reżyserskiej "Interpretacje"

Jak wieść gminna niesie (a ona zawsze jest dobrze poinformowana) obrady grona jurorskiego były burzliwe, zaś ostateczny werdykt ustalono dosłownie kilka godzin przed rozpoczęciem gali wręczenia nagród!

Świadczy to nie tylko o wyrównanym poziomie festiwalowych spektakli (któż by się spierał o nagrodę dla kiepskiej produkcji?), ale i o teatralnej intuicji trojga selekcjonerów:

  • Doroty Buchwald,
  • Katarzyny Niedurny,
  • Michała Centkowskiego,

którzy dla nas te przedstawienia wybrali. A łatwo im nie było, bo to tylko pięć spektakli, które w założeniu ukazywać powinny kondycję artystyczną młodego pokolenia twórców i ich zainteresowania tematyczne. Moim zdaniem to się udało.

„Kobieta upadła” odzyskuje godność

Dla jasności obrazu dodajmy, że Wojtek Rodak prócz uznania jurorów, zdobył także Nagrodę Dziennikarzy akredytowanych przy festiwalu.

Przede wszystkim jego pracę docenili jednak jurorzy:

  • aktorka Dominika Bednarczyk,
  • dramaturg i reżyser Paweł Demirski,
  • scenografka Barbara Hanicka.

Każdy z jurorów wręczył reżyserowi umowny mieszek wart 11 tys. zł (brutto) i uzasadnił swój wybór przed publicznością. Z wielu ciepłych słów, jakie popłynęły od adresem młodego reżysera, najbliższa moim odczuciom była opinia Pawła Demirskiego, który nazwał spektakl Rodaka „teatrem szalonym i anarchicznym”.

Dodałabym jeszcze, że to też spektakl najbliższy nazwie festiwalu, bo interpretujący (!) tekst Żeromskiego na nowo, nowocześnie, świeżo i… bardzo mądrze. W dodatku w kapitalnie pomyślanej formie, z wykorzystaniem scenografii, świateł i muzyki, nawiązań do filmowych adaptacji „Dziejów grzechu” (głównie Waleriana Borowczyka) i ich percepcji czytelniczej.

Niebagatelną rolę w sukcesie przedstawienia odegrał też tekst i dramaturgia Igi Gańczarczyk, przede wszystkim w jego drugiej części. Bo ten spektakl nie jest prostą adaptacją powieści, a tylko czerpie z niej szkielet narracyjny, na którym reżyser i dramaturżka montują własną historię.

U Żeromskiego Ewa ponosi całkowitą klęskę, u Rodaka podnosi w końcu głowę i wystawia światu rachunek za upokorzenia. W powieści jej los jest zdeterminowany przez mieszczańską obyczajowość, wydającą wyrok na „kobietę upadłą”, u Rodaka Ewa zostaje prostytutką, bo tak ułożyły się los, ale także dlatego, że czuje się właścicielką swojego ciała.

Dziś, wyśmiewając się trochę z książki Żeromskiego, zapominamy o tym, że powstała ona jednak w „słusznej sprawie” obrony praw kobiet, a na autora posypały się gromy ze strony, oburzonej jego odwagą, kołtunerii. Przez ponad 100 lat zmieniliśmy się jako społeczność; dziś nikt nie nazwie niezamężnej kobiety z dzieckiem „upadłą”, ale do odzyskania pełni praw kobiet daleka jeszcze droga… Zresztą w tym przedstawieniu umowny gorset narzucanych społecznie ról noszą nie tylko kobiety, ale i mężczyźni. One, bo wciąż wbija im się do głowy, że powinny być miłe, bezkonfliktowe, posłuszne. Oni, bo wciąż wychowuje się ich według wzorca: silny, zaradny, bezwzględny, nieokazujący uczuć. Tutaj akurat niewiele się zmienia, miejsca „dla innych” wciąż mało, albo wręcz nie ma go wcale.

W przedstawieniu Ewę grają trzy aktorki, pokazujące bohaterkę w różnym wieku. To ważny zabieg inscenizacyjny, podkreślający prawo kobiety do stanowienia o własnej seksualności bez wykluczenia na wiek właśnie. Ale też inteligentny pomysł reżyserski pokazujący jak bardzo zmienia się język i literacka forma gatunku zwanego melodramatem. Na początku XX wieku zmysłowość i pożądanie nazywane były „niezdrowym szaleństwem zmysłów, podeptaniem cnotliwości, upadkiem” etc. Dziś nazywają się po prostu pożądaniem i seksualnością.

…Zimny świat skrywanych uczuć

„Dzieje grzechu” miały jednak sporą konkurencję, a ich reżyser zdobył Laur Konrada jednym głosem przewagi, reżyserka Ewelina Marciniak i krytyk teatralny Tomasz Kireńczuk oddali bowiem swoje jurorskie głosy na Małgorzatę Wdowik i jej spektakl „Niepokój przychodzi o zmierzchu”, na podstawie powieści Marieke Lucasa Rijnevelda z Wrocławskiego Teatru Pantomimy im. Henryka Tomaszewskiego.

To spektakl z zupełnie innych punktów teatralnej mapy niż reszta propozycji tegorocznych Interpretacji; pod każdym względem. Tytułowy „niepokój” długo płynie tu jakby podskórnym nurtem pozornie błahych zdarzeń. Na scenie dominuje uczucie zimna. Dosłowne – bohaterowie brną w białym pyle (śnieg?, piach?), z trudem pokonując najkrótsze nawet dystanse, kilkunastoletnia dziewczynka nie zdejmuje niepokojąco czerwonej kurtki... I metaforyczne – śmierć brata dziewczynki, depresyjne milczenie ich matki, oschłość ojca wypełniają dom uczuciową pustką.

Dramaty dzieją się w ich sercach i umysłach, ale słowa padają rzadko. A jeśli już, to niewiele znaczą. Dziecko zostaje samo i mierzy się ze światem, którego nie rozumie, a którego nikt mu nie objaśnia. Nie wie, że dojrzewa fizycznie; nie wie, że zmarłego nie przywróci do życia żadna ofiara, choć jest na tę ofiarę gotowe.

Spektakl Małgorzaty Wdowik wypełnia aura niedopowiedzenia i nierealności. Zwierzęta przypominają ludzi, ludzi traktuje się jak zwierzęta, nie wiemy, gdzie biegnie granica pomiędzy prawdą a wyobraźnią dziewczynki. Jest zimno, a jednocześnie dziwnie duszno od skrywanych emocji. Dawne rytuały się nie sprawdzają, dziecko próbuje je nazwać, ale wciąż pozostaje samotne i coraz bardziej nieszczęśliwe. Prawdopodobnie trauma przeżyta w dzieciństwie sprawi, że mała bohaterka dołączy do milczącego świata dorosłych i - tak jak oni - powielać będzie puste gesty bez znaczenia…

…Publiczność

Kolejne wyróżnienie było do przewidzenia, choć skala sukcesu zaskoczyła nawet organizatorów. Na spektakl „Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję”, z Teatru Łaźnia Nowa w Krakowie i Teatru im. Stefana Żeromskiego w Kielcach, głosowało tak wielu widzów, jak nigdy dotąd (procentowo) na żaden inny spektakl w historii Interpretacji. Tak więc nagrodę szóstego jurora – publiczności – otrzymał Mateusz Pakuła. Otrzymał ją za przedstawienie jedyne w swoim rodzaju, którego nie da się ani naśladować, ani powtórzyć w innym opracowaniu czy wykonaniu. Trudno je też sklasyfikować, nie ma zresztą takiej potrzeby.

Tekst spektaklu powstał na podstawie osobistego dziennika, prowadzonego przez reżysera w ciągu kilku miesięcy, a zwłaszcza ostatnich dwóch tygodni, w czasie których jego ojciec umierał na raka trzustki.

To zwierzenia momentami bardzo intymne, a opisy ataków choroby – czasem trudne do zniesienia przez widza. Jednocześnie jest to jednak najprawdziwszy teatr, w którym nie ma grama ekshibicjonizmu. Jakim sposobem Mateusz Pakuła ten efekt osiągnął - nie wiem. Wiem tylko, że nie stosuje wobec widza moralnego szantażu, nie wymusza na mnie współczucia, po prostu relacjonuje (na pozór wręcz beznamiętnie) walkę o eutanazję swojego ojca. To ojciec prosi, dopóki jeszcze ma przebłyski świadomości, o swoją szybką śmierć. Wszyscy wiedzą, że jego cierpienie jest nieodwracalne, ale nikt nie przerwie jego męki, bo zabrania tego polskie prawo i Kościół katolicki. Jedyny moment, w którym na scenie przebijają się silne emocje autora, to ten, gdy pada pytanie: jaki sens miało cierpienie ojca i naszej rodziny, gdy tata konał przez dwa tygodnie? Jednocześnie spektakl Pakuły ma wcale sporo momentów… komicznych. Bo to nie tylko opowieść o umierającym, to także opowieść o tym, jak żywi mogą się bronić przed tym, by nie zwariować w obliczu tragedii. Nie bójcie się tego spektaklu, jeśli będzie grany gdzieś w okolicy zobaczcie koniecznie…

Miło cię było zobaczyć, Teatr Śląski

Może Cię zainteresować:

Michał Żurawski i Agnieszka Radzikowska w nowym spektaklu Teatru Śląskiego "Miło cię było zobaczyć". Premiera 21 listopada 2024

Autor: Katarzyna Pachelska

21/11/2024

„MonsterS. Mordercze pieśni”, Teatr Rozrywki Chorzów

Może Cię zainteresować:

Henryka Wach-Malicka recenzuje: „MonsterS. Mordercze pieśni” w Teatrze Rozrywki w Chorzowie. Niesamowita robota teatralna

Autor: Henryka Wach-Malicka

11/11/2024

"Wojna i pokój", Teatr Śląski

Może Cię zainteresować:

Henryka Wach-Malicka recenzuje: „Wojna i pokój” w epoce Wikipedii. Spektakl Teatru Śląskiego w Katowicach

Autor: Henryka Wach-Malicka

17/10/2024

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon