Historia tego miejsca jest autentycznie burzliwa. Chwilami w sensie dosłownym i dramatycznym - rankiem 4 września 1939 na skrzyżowaniu ulic Stawowej i 3 Maja zwiadowcy Wehrmachtu ulokowali swój punkt ogniowy, a po południu tego samego dnia nieopodal wykonano historyczne zdjęcia idących na rozstrzelanie polskich patriotów. Włoski dyplomata sfotografował grupę skazańców na tle kamienic, których próżno by dziś szukać przy 3 Maja. Na jego zdjęciu widać też skrzyżowanie, które dziś nie jest już tak do końca skrzyżowaniem. W zasadzie stanowi wylot Stawowej na 3 Maja, stanowiący południowy koniec znanego katowickiego deptaka. Po drugiej, południowej stronie 3 Maja znajduje się już plac - niegdyś Szewczyka, obecnie Kaczyńskich, a co będzie dalej, to się jeszcze okaże. Plac ten jest jednak tworem sztucznym.
Kiedy w XIX wieku architekt i urbanista Heinrich Moritz August Nottebohm (któremu, tak nawiasem mówiąc, chociaż jakaś skromna uliczka by się należała) opracował plan zabudowy przestrzennej Kattowitz, częścią głównej osi miasta stała się Industriestrasse (później Grundmanstrasse, dziś 3 Maja). Po obu jej stronach zaplanowano kwartały kamienic. I żadnego placu. Nie inaczej było pomiędzy ulicą Stawową (Teichstrasse) i Słowackiego (Schillerstrasse). Tak też ten rejon zabudowano. Zabudowa ta, przy pewnych modernizacjach, przetrwała dwie wojny światowe i pamiętają ją jeszcze starsi wiekiem mieszkańcy Katowic. Skrzyżowanie 3 Maja i Stawowej było autentycznym skrzyżowaniem, a ta ostatnia ciągnęła się aż do linii kolejowej, po drodze przecinając się z Młyńską.
Huk? Raczej jęk
Z dawnego skrzyżowania Młyńskiej i Stawowej zostało niewiele. Tak wspomina je Henryk Waniek w książce "Katowice-blues czyli Kattowitzer-Polka":
Niegdyś było tych rogów cztery. Dzisiaj pozostał tylko jeden, północno-wschodni. Ostatni. (...) Natomiast po trzech pozostałych narożnych domach ani śladu. Najpierw zlikwidowano róg południowo-zachodni, gdzie znajdował się sklep towarów żelaznych. Tak to szybko i składnie zrobiono, że nawet nie wiem kiedy.
Waniek zapamiętał jednak dobrze wyburzenie kolejnego narożnika:
Czteropiętrowa kamienica, spory budynek, który majowego popołudnia 1965 roku - dosłownie w trzy lub cztery sekundy - na moich oczach stał się kupą gruzu. Tego dnia mieszkańcom domów sąsiednich nakazano - ze względu na bezpieczeństwo - opuścić je na dwie godziny. Było pogodnie i ciepło. Jak większość ciekawskich stałem nieopodal. Mniej więcej tam, skąd dziś odjeżdżają autobusy do Ochojca i Mikołowa. (...) Robiono miejsce dla nowego dworca kolejowego. Czekaliśmy tam i czekali, aż się rozdarła syren alarmowa. Raz, drugi, trzeci. Wszyscy wytężyli uwagę. W pewnym momencie rozległ się huk. Wcale nie tak wielki, jak się spodziewałem. Raczej jęk. Ziemia drgnęła pod stopami, a kamienica, wszystkimi czterema piętrami osunęła się jak zemdlona. Wzbił się kurz. Gdy opadł, w miejscu, gdzie przez dwadzieścia lat widziałem te same okna, balkony i gzymsy, była patetyczna pustka ponad kupą cegieł, desek i szkła.
Ostatnie wyburzenia, np. kamienic przy Stawowej 19, 3 Maja 32 czy Młyńskiej 25, przeprowadzano jeszcze w roku 1969. Tak oto, poprzez wyburzanie ciągu kamienic wzdłuż Młyńskiej, na zachód od Stawowej, rodził się plac Wilhelma Szewczyka (nazwany tak w roku 1995). Przez kilkadziesiąt lat mieścił katowicki dworzec dla autobusów komunikacji miejskiej i przez dziesięciolecia przechodzili nad nim podróżni w drodze na pociąg bądź z pociągu (oraz liczni mieszkańcy, jeżeli mieli tamtędy po drodze). Korzystali z przecinającej go z południa na północ estakady.
Plac zamykał od południa główny beneficjent i przyczyna całej tej rewolucyjnej rzezi kamienic: nowy dworzec kolejowy, o którym znawcy architektury do dziś mówią nie inaczej, jak w superlatywach.
Ruchome schody... No, załóżmy
Dworzec kolejowy w Katowicach od początku swojego powstania był budowlą ikoniczną, bramą Katowic, wizytówka regionu śląsko-zagłębiowskiego. Należał do najwybitniejszych realizacji brutalistycznych nie tylko w Polsce, ale również w Europie - podkreśla Aneta Borowik w książce "Nowe Katowice. Forma i ideologia polskiej architektury powojennej na przykładzie Katowic (1945-1980)".
Tym, którzy pamiętają schyłkowe lata hali dworca, smutne, brudne i beznadziejne, warto przypomnieć, że nie tak miało być. Obiekt zaprojektowano nowocześnie, a nawet futurystycznie. Wiecie, że miał być skomunikowany z dworcem autobusowym m.in. za pomocą helikopterów? Albo że był pierwszym dworcem dostosowanym do tzw. naturalnego ruchu podróżnych, tzn. w zamyśle mieli oni być segregowani na przyjeżdżających oraz odjeżdżających (dodatkowo dzielonych na z bagażem lub bez), i w związku z tym oddzielnie wchodzić na dworzec i zen wychodzić? A pamiętacie ruchome schody? Katowicki dworzec był pierwszym w Polsce, na którym zastosowano takie rozwiązanie jako zasadniczy element komunikacji.
Niemniej ze wspaniałych planów zbyt mało wyszło, by całość ogromnej, epokowej dla Katowic inwestycji uznać za bezdyskusyjnie korzystną dla miasta i jego mieszkańców. Fenomenalny (bo taki z początku był) dworzec dworcem, ale w (tak entuzjastycznie wyburzonej) okolicy coś poszło nie tak.
Pomimo tych pozytywnych opinii i wysokiej klasy samego obiektu i wysokiej klasy samego obiektu należy stwierdzić, że jego otoczenie słusznie nazywano "czarną dziura urbanistyki Katowic" (...). Nie zrealizowano bowiem założonych elementów komunikacji, m.in. linii tramwajowe, 2-kondygnacyjnych węzłów komunikacji kołowej, ruchomych schodów estakady oraz reprezentacyjnych, sprawnych komunikacyjnie placów. Stanowiska autobusowe zlokalizowane pod estakadą skutecznie zdegradowały tę przestrzeń - ocenia Agata Borowik.
Plac Kaczyńskich? Raczej Burzliwej Historii Katowic
W XXI wieku plac Szewczyka zniknął z Katowic niejako podwójnie. W latach 2011-2012 rozebrano dworzec, a ściślej jego podziwianą przed laty halę. W 2012 r. oddano do użytku nową. Wprawdzie nawiązującą formą do dawnej, lecz znaczenie tego pomniejszyło zintegrowanie jej z handlową Galerią Katowicką, która wybudowano na większości powierzchni placu Szewczyka i oddano do użytku w roku 2013. Ten masywny obiekt do pewnego stopnia zajął miejsce wyburzonej przed laty, zachodniej pierzei ulicy Stawowej i kamienic po południowej stronie 3 Maja. Plac Szewczyka, w teorii nadal sąsiadując z 3 Maja, praktycznie skurczył się do niewielkiej przestrzeni pomiędzy głównym wyjściem z dworca a zachowanym narożnikiem Młyńskiej ze Stawową.
Co więcej, kilka lat później rozpoczął się wciąż nie rozstrzygnięty ostatecznie spór o zmianę nazwy placu, który w 2018 r. wojewoda śląski przemianował na plac Marii i Lecha Kaczyńskich.
A może bądźmy konsekwentni? Skoro placu Szewczyka i tak już prawie nie ma, przywróćmy ocalałym kamienicom Stawowej dawne adresy (to dzisiejsze plac Szewczyka / Kaczyńskich nr 1, 3, 5 i 7). A placyk przed dworcem można nazwać Placem Burzliwej Historii Katowic.
Zdjęcia, które możecie obejrzeć w galerii powyżej, zostały wykonane w 2010 roku, niedługo przed zamknięciem dworca i jego późniejszym wyburzaniem. Autorem fotografii jest katowiczanin Krzysztof Duda. Zwróćcie uwagę na piękno betonowej konstrukcji i jednoczesne zapuszczenie obiektu, który przez lata nie tylko niszczał, ale i był pozbawiony jakiegokolwiek nadzoru architektonicznego. Można było tam powiesić każdy szyld, każdą, nawet najszkaradniejszą reklamę, a w środku urządzić przestrzeń jak na wiejskim targowisku. Zwróćcie też uwagę na wystawę "nowych Katowic" ustawioną w środku skazanego na zagładę obiektu. Pamiętacie te spektakularne wizualizacje Galerii Katowickiej? Cóż, wyszło jak zawsze.