Samorządy „od zawsze” dopłacają do oświaty. Kwoty szły w dziesiątki miliardów
Przez lata wójtowie, burmistrzowie i prezydenci miast skarżyli się na rosnącą lukę oświatową, czyli różnicę między tym ile wydają na oświatę w swych gminach, a ile dostają na ten cel od rządu. Wedle wyliczeń Związku Miast Polskich, zrzeszającego ponad 370 miast z całego kraju, w 2023 roku różnica ta przekroczyła kwotę 42 mld zł. W tym ma zamknąć się w 38 mld zł, co i tak jest dla samorządów gigantycznym obciążeniem.
Udział subwencji oświatowej w publicznych wydatkach na oświatę w ciągu ostatnich dwóch dekad zmalał z ponad 70 proc. do ok. 50 proc. podczas gdy udział samorządów wzrósł z 25 proc. do 45 proc.
Tymczasem
od 2025 roku subwencji oświatowej w ogóle nie będzie. Nie
będzie też dotacji na dofinansowanie opieki nad dziećmi w wieku
przedszkolnym. Za sprawą reformy samorządowych finansów gminy
dostaną od rządu jedynie swoją „dolę” w podatku PIT i CIT.
Owszem, będzie to „dola” większa niż do tej pory, gdyż
liczona nie od pobranych z danej gminy podatków, ale od
dochodu odprowadzających ten podatek mieszkańców. Zamiast
subwencji oświatowej w finansach publicznych pojawiła się
kategoria „kwoty potrzeb oświatowych”, która ma być dzielona
między samorządy na podstawie specjalnego algorytmu. Efekty tego
podziału nie wywołały entuzjazmu.
Nowy algorytm wciąż nie doszacowuje kosztów
- Nasze potrzeby oświatowe wyliczono na poziomie 308 mln zł, podczas gdy wydatki na oświatę w projekcie budżetu miasta wynoszą 467 mln zł. Jest to zatem o ponad 158,7 mln zł mniej niż konieczne zapotrzebowanie – wskazuje Ewa Guziel, skarbnik Rudy Śląskiej.
Czyli nic nowego. Do oświaty po staremu z konieczności będą się musiały dokładać samorządy.
- Oświata w realnych wyliczeniach jest o wiele droższa niż finanse przewidziane na ten cel dla miast – pisze w mediach społecznościowych Daniel Beger, prezydent Świętochłowic.
Niektórzy z prezydentów miast nie kryją rozgoryczenia. Prezydent Bytomia Mariusz Wołosz, który kilkanaście miesięcy temu podczas konferencji prasowej Donalda Tuska stał u boku obecnego premiera, narzeka, że wprowadzona w tym roku podwyżka wynagrodzeń nauczycieli (jak podkreśla „zasadna i zasłużona”) przy niewystarczającej kwocie subwencji z budżetu państwa sprawiła, że finansowanie przez miasto zadań związanych z oświatą stało się jeszcze trudniejsze.
Samorządy nie bardzo mają tu jednak co do gadania, bo choć nauczycielskie wynagrodzenia są wypłacane z budżetu miasta, to ich wysokość jest określana przez administrację państwową.
- Dla budżetu Bytomia wypłaty dla nauczycieli oraz pracowników administracji i obsługi to kwota sięgająca co miesiąc około 32 mln zł. Pod koniec 2024 roku tzw. luka w oświacie wyniesie w Bytomiu co najmniej 170 mln zł – wylicza Wołosz.
Wskazuje też, że niespełna 26 mln zł rekompensaty za utracone dochody związane z wprowadzeniem przez rząd PiS-u Polskiego Ładu to najniższe wsparcie przyznane miastu w latach 2021-2024 mimo apeli o uwzględnienie wszystkich potrzeb miasta i mechanizmów wyrównawczych opartych na ogólnych wskaźnikach przyjętych przez Ministerstwo Finansów.
- To powód, dla którego złożyliśmy wniosek o odroczenie do stycznia płatności składek ZUS w miejskich jednostkach. M.in. dzięki temu sfinansujemy pensje nauczycieli i pracowników oświaty w grudniu 2024 roku – zakomunikował w mediach społecznościowych Wołosz.
Miasta krytykują MEN. „Resort nie podjął żadnych działań”
Narzekają zresztą nie tylko pojedynczy prezydenci czy burmistrzowie. Związek Miast Polskich negatywnie zaopiniował projekt rozporządzenia MEN w sprawie sposobu podziału łącznej kwoty potrzeb oświatowych między samorządy w roku 2025. Jak stwierdzono, wątpliwości budzi sam punkt wyjścia zakładający, że ogólna kwota potrzeb oświatowych ma być rozumiana jako zwaloryzowana kwota subwencji z roku 2024. Samorządowcy przypominają, że w latach 2017-2023 subwencja była za każdym razem mocno niedoszacowana, co powodowało olbrzymi wzrost luki finansowej w oświacie.
- Zmiana tej tendencji w roku 2024 przyniosła niewielkie zmniejszenie luki, jednak subwencja nadal była o 5 mld zł mniejsza niż same tylko wydatki płacowe w oświacie – czytamy w stanowisku podpisanym przez wiceprezesa Związku Miast Polskich, prezydenta Sosnowca Arkadiusza Chęcińskiego.
- Kwestionujemy także nazywanie historycznego ujęcia wydatków bieżących w oświacie potrzebami jednostek samorządu terytorialnego w tej dziedzinie. Wydatki te w każdej jednostce były raczej wyrazem jej ograniczonych możliwości a nie realnych potrzeb. Podkreślamy, że – wbrew naszym postulatom – resort nie podjął żadnych działań na rzecz uelastycznienia warunków realizacji zadań oświatowych, w tym zwłaszcza organizacji sieci szkół i placówek, które mogłyby spowodować poprawę efektywności wydatków bieżących na oświatę – narzeka w tym piśmie Chęciński.
Może Cię zainteresować:
Największym wygranym budżetów obywatelskich są szkoły. Szukają tam pieniędzy nawet na... toalety
Może Cię zainteresować: