Agnieszka mieszka razem z mężem w bloku przy ulicy Dmowskiego 26 od 2004 roku. Miesiąc temu do ich mieszkania zapukał pełnomocnik nowych właścicieli, przedstawiając trzy możliwe scenariusze:
- nowa umowa najmu okazjonalnego i podwyżka czynszu,
- wykup mieszkania na warunkach rynkowych.
- eksmisja.
- Zapytałam, co w razie eksmisji, bo przecież na ulicę mnie nie wyrzucą. Pełnomocnik powiedział, że mają własne mieszkania przy ul. Kaplicznej 3 w Sosnowcu i tam nas przeniosą – opowiada pani Agnieszka.
Pod wskazanym adresem znajduje się pusta, zarośnięta chwastami działka.
To nie jedyna problematyczna kwestia w toczącej się sprawie wyprzedaży mieszkań z lokatorami. W niektórych przypadkach trudno
ustalić, ile razy doszło do transakcji sprzedaży tych mieszkań. Trzy? A może
cztery? Albo kto jest faktycznym właścicielem niektórych lokali.
- XXI wiek, a nas jak za Piasta Kołodzieja sprzedają jak wieś, razem z chłopami. Nas tak sprzedali raz i odsprzedają nas dalej i nikt z tym niczego nie robi. To dla mnie nie do pojęcia, naprawdę – nie do pojęcia - powtarza jedna ze sprzedanych wraz z mieszkaniem lokatorek.
Gdy dzwoni domofon, serce podchodzi do gardła
Pani Kasi, mieszkającej przy Dmowskiego 26 z mężem i 11-letnim synem, zależy przede wszystkim na sprawiedliwości. Kobieta cierpi na padaczkę, która z powodu stresu związanego z mieszkaniem nasiliła się do pięciu ataków w ciągu tygodnia.
Razem z sąsiadami ustalili specjalny sposób pukania do drzwi, bo boją się otwierać nieznajomym. - Mój syn zostaje sam w domu, oni dzwonią,
nachodzą. W klatce jest dużo starszych, schorowanych osób,
ich też nie oszczędzają. Masakra tutaj jest. Tutaj jest jedna
wielka masakra - tłumaczy Kasia, powstrzymując łzy.
Mówi, że napisała w tej sprawie do prezydenta Sosnowca Arkadiusza Chęcińskiego. Ale ten miał ją spławić, sugerując, żeby zasięgnęła opinii prawnika, bo sam jest na urlopie. Na pytanie Katarzyny o to, dlaczego prezydent pozwala, żeby ludzie z Dmowskiego otrzymywali groźby eksmisji, prezydent stwierdził, że „myli ona rolę prezydenta”. Rzecznik Urzędu Miasta, mimo naszego pytania, nie odniósł się do tej konwersacji.
Sprawą sprzedaży mieszkań przy Dmowskiego 26 zainteresowali się politycy: poseł Kamil Wnuk, senator Joanna Sekuła oraz sosnowiecka radna Edyta Maj. 28 sierpnia 2024 r. zorganizowano wspólne spotkanie. Tego dnia przed blok wyszli niemal wszyscy lokatorzy. Ci, którzy nie byli w stanie ze względów zdrowotnych, śledzili jego przebieg z okien.
Długie cienie transformacyjnych patologii
Od lat 60. XX wieku
przy granicy Sosnowca i Dąbrowy Górniczej działała „Silma”,
gdzie produkowano małe elektryczne silniki. Blok przy Dmowskiego to
jeden z kilku budynków zakładowych na Zagórzu, w którym mieszkali
pracownicy zakładu i ich dzieci. W 1995 roku sprywatyzowano
upadający zakład. W następnych latach rozpoczęła się wielka
wyprzedaż majątku „Silmy”. Postanowiono pozbyć się również
mieszkań zakładowych i robotniczego hotelu.
Choć do 1997 roku
zarządy spółek w całym kraju miały możliwość przekazywania
mieszkań zakładowych gminom i spółdzielniom, to z różnych powodów ani miasta, ani prezesi nie kwapili się do
tego. W zamian oddawano w prywatne ręce całe budynki razem z
„wkładką ludzką”, czyli mieszkańcami. Nowi właściciele za
symboliczne kwoty nabywali mieszkania, a następnie oferowali
lokatorom ich wykup po cenach rynkowych.
Proceder miał
miejsce w wielu śląskich miastach: Zabrzu, Katowicach, Mysłowicach
i Sosnowcu. W odpowiedzi formowały się pierwsze w Polsce komitety
na rzecz obrony praw lokatorów; w samym województwie śląskim
powstało ponad 20. Niektóre z nich, dzięki aktywnej polityce
gminy, przyniosły pozytywny efekt poprzez przywrócenie mieszkańcom
prawa do pierwokupu. Niestety, w Sosnowcu się nie udało.
W 1999 roku, Leszek
Klin, tajemniczy inwestor z Warszawy – jak napisał wówczas
Dziennik Zachodni – nabył od „Silmy” 279 mieszkań wraz z
gruntem przy ulicy Dmowskiego, Jagiełły 8 oraz Pięknej 3 za kwotę 200 tys. złotych. Według raportu pokontrolnego, przeprowadzonego przez Najwyższą Izbę Kontroli w 2000 roku, cena
za 1 m2 wyniosła 19,60 zł, natomiast kwoty wykupu, które
zaproponowano lokatorom w tamtym czasie wahały się od 450 do 600
złotych za m2.
Zatem Leszek Klin nabył w 1999 roku od Spółki „Silma” 279
mieszkań w uśrednionej cenie 716 zł za jeden lokal. Analiza aktów notarialnych w okresie 1998-1999 wskazuje, że średnia cena sprzedawanych w tamtej okolicy mieszkań wynosiła wówczas 950 zł/m2.
W podsumowaniu
kontrolerzy NIK-u wnosili o przeprowadzenie renegocjacji umowy między
„Silmą” a Leszkiem Klinem. Z kolei Prokuratura Rejonowa w
Sosnowcu wszczęła w 1999 roku dochodzenie w sprawie działania na
szkodę Spółki „Silma”, ale ostateczne nie doszukała się
znamion przestępstwa.
Po zakupie bloków
Leszek Klin powołał do życia spółkę „Agarex”, która do
dziś zarządza wszystkimi nieruchomościami biznesmena. W 2002 roku straszył lokatorów z hoteli robotniczych przy ul. Braci Mieroszewskich 93 eksmisją, jeśli ci nie podpiszą nowych
umów ze znacznie zwiększonym czynszem. Kiedy właściciel napotykał opór,
odcinał prąd w całym bloku i nasyłał ludzi:
- Ponieważ nie chcieliśmy podpisać umów na nowych warunkach, właściciel zaczął nas straszyć, że zostaniemy wyrzuceni i będziemy płacić karny czynsz. Bezprawnie odcinał nam prąd, nasyłał pracowników administracji, którzy grozili eksmisją. Większość ludzi naiwnie zgodziła się na nowe warunki - mówił Robert Repelewicz, dla "Gazety Wyborczej" w 2002 roku, który wraz z kilkunastoma innymi mieszkańcami nie zgodził się na warunki Klina.
- Niektórzy zawarli z Klinem umowy i zapłacili kilkaset złotych kaucji, ale nie otrzymali do ręki egzemplarza umowy. Teraz okazuje się, że papierów nie ma, umowy nie było i trzeba wpłacić kaucję na nowo - tym razem 6 tys. zł. Agarex twierdzi, że bez tej kaucji mieszkamy nielegalnie – opowiadała reporterom "Gazety Wyborczej" jedna z zastraszonych mieszkanek.
Po kilku latach Leszek Klin postanowił pozbyć się kłopotliwych
nieruchomości i sprzedał je swojemu synowi Piotrowi Klinowi. Sam
Leszek Klin do dziś pozostaje aktywny w branży budowlanej. Jest
właścicielem firmy Lark Leisure Homes. W 2023 roku z rąk marszałka
województwa zachodniopomorskiego odebrał nagrodę Gryfa
Zachodniopomorskiego.
Z kolei mieszkania
przy Dmowskiego, a raczej udziały w nieruchomości, sprzedawane są
fliperom i prywatnym inwestorom. Zresztą sami pełnomocnicy nowych
właścicieli nie ukrywają, że mieszkania przy Dmowskiego 26 są
wyłącznie inwestycją. Jedna z lokatorek sprzedanego mieszkania
usłyszała to podczas spotkania. W dodatku poinformowano ją, że
opór może jedynie podbić wysokość czynszu, albo doprowadzić do
obniżenia ceny nieruchomości i kolejnej sprzedaży
innemu inwestorowi.
- Myśmy nie mieli żadnej informacji. Buszowali po bloku jak banda zbirów. W każdej klatce inny. Wie pan, co mi powiedział na koniec? Jak się nie podoba, to mam się wyprowadzić. Inaczej on doprowadzi do tego, że będę za kawalerkę 25 m2 płacić 2000 zł. Kiedy ja emerytury mam 2500 złotych – mówi jedna z zastraszanych mieszkanek.
Ogłoszenie ze sprzedażą mieszkań z lokatorami widniało na stronie biura nieruchomości „Delfis” do 30 sierpnia 2024 roku. Cena za 1m2 wynosiła wtedy 4500 zł. Po spotkaniu lokatorów z politykami ogłoszenia zniknęły z internetu.
Obywatelski opór
Historie
mieszkań zakładowych w III RP
„utkano
z
korupcji,
niewiedzy i
niemocy”,
jak trafnie napisał Paweł Klimczak na łamach Krytyki Politycznej.
Tragizm
mieszkańców pogłębiała bierność rodzącej się klasy
politycznej, która wolała zacieśniać więzi z biznesmenami niż
przejmować
się losem
robotników z odrapanych bloków.
W ten sposób miliony Polaków odbyło przyspieszony kurs do życia w nowej rzeczywistości. Tam, gdzie pojawiał się „tajemniczy inwestor”, wyrastały oddolne grupy oporu, na czele których stawali najbardziej zaangażowani lokatorzy. Przy Dmowskiego 26 taką osobą był Kazimierz Gała, z zawodu strażak, były pracownik ochrony przeciwpożarowej, który zaangażował się w walkę od samego początku, czyli 1999 roku.
Córka
pana Kazimierza, Edyta Mistrzyk, opowiada, że przez tę sprawę jej
tata stał się prawnikiem samoukiem.
Wyszukiwał w gazetach prawnych wchodzących w życie ustaw i odnosił
się do nich poprzez listy. Pisał do wszystkich możliwych
instancji. Od władz miasta, polityków w Parlamencie i Senacie,
przez Ministerstwo Infrastruktury i Zasobów Lokalowych, kończąc na
Trybunale Konstytucyjnym i Europejskim.
- Pamiętam, że za dzieciaka też pisałam pisma. Bo pan Kazimierz korzystał z maszynopisu albo pisał je odręcznie. Ja później siedziałam z nim przy komputerze i to wszystko przepisywałam. Mogłam mieć wtedy 12-13 lat – mówi Daria, jedna z mieszkanek bloku, dziś silnie zaangażowana w walkę o mieszkania.
W
swoim mieszkaniu pan Kazimierz założył coś na kształt biura,
w którym udzielał konsultacji wszystkim mieszkańcom. Jego celem była
znalezienie drogi do wykupu mieszkania, które jako pierwotni
lokatorzy kilkukrotnie bezprawnie tracili.
- Chodziłam po klatce i zbierałam podpisy, żeby tata nie musiał. Wszyscy sąsiedzi, do których przychodziły listy w sprawie mieszkań, podwyżek czynszu lub cokolwiek innego, przychodzili do nas, gdzie mogli te kwestie rozwiązać. Można powiedzieć, że tata został delegowany przez społeczeństwo do reprezentowania sprawy na zewnątrz. Do dziś mamy wszystkie pisma, każdy odpis. Wszystko. Każdy papier posegregowany według lat i umieszczony w specjalnym segregatorze. Nie mieszczą się już w szafie – mówi Iwona Mistrzyk-Gała.
Walka o prawo do wykupu mieszkań
Warto
przypomnieć, skąd wzięły się mieszkania zakładowe. Co prawda
budowano je z inicjatywy zakładów państwowych, jednak środki
pozyskiwano ze składek potrącanych z pensji i premii pracowników.
Nierzadko przyszli lokatorzy budowali je własnymi rękami, a przed
wprowadzeniem opłacali wysokie kaucje.
Po
prywatyzacji większość tego typu budynków zaczęła podupadać.
Nowi właściciele nie kwapili się do wykładania pieniędzy na
niezbędne remonty. Dlatego mieszkańcy sami opłacali wymianę
stolarki okiennej, remonty klatek, nie wspominając o gruntownych
remontach we własnych mieszkaniach.
Na
spotkanie z politykami pan Roman, mieszkaniec bloku przy Dmowskiego
26, przyniósł pismo, które w 1995 roku otrzymał od ówczesnej
prezes zarządu „Silmy”, Teresy Stryj. Jest to propozycja wykupu
mieszkania zakładowego w cenie 7020 złotych. Wycena została
dokonana przez biegłego z listy wojewody, a działki spółka
postanowiła przekazać nabywcom bezpłatnie. Niestety do transakcji
nigdy nie doszło, choć pan Roman robił wszystko, aby mieszkanie
wykupić. 4 lata później biznesmen Leszek Klin zakupił mieszkanie
wraz z panem Romanem za ok. 700 złotych.
Dziś jedni składają wnioski o kredyt, inni robią darowizny wewnątrz rodziny, bo nie chcą stracić swoich mieszkań. Wszyscy zgodnie podkreślają, że zostali pozostawieni sami sobie w tej trudnej sytuacji, bez żadnej reakcji miasta.
Sosnowiecki magistrat
odpowiada,
że:
- Gmina w 2019 roku złożyła propozycję wykupu mieszkań, niestety została odrzucona. W chwili obecnej część mieszkań została wtórnie sprzedana, w związku z powyższym Gmina analizuje aktualny statut tych mieszkań.
Poseł Kamil Wnuk podczas spotkania z mieszkańcami potwierdza tę wersję:
- W 2019 roku pojawiła się szansa na wykup, ale sprawa ostatecznie upadła, ponieważ ktoś uprzedził miasto i częściowo wykupił mieszkania, niestety zgodnie z przepisami polskiego prawa. Tutaj rzeczywiście popełniono błąd, a miasto bało się kryminału. Teraz sytuacja wygląda tak, że mieszkania sprzedaje się dalej. Przypomina to casus "Sokolni", która znalazła swój finał w sądzie, ale postępowanie toczy się dalej. Państwo jesteście w lepszej sytuacji, gdyż istnieje realna szansa na wykup mieszkań.
Jaka to szansa? Dzięki ustawie ustawa z dnia 29 września 2022 r. o zmianie niektórych ustaw wspierających poprawę warunków mieszkaniowych, gminy otrzymały możliwość pozyskiwania z Funduszu Dopłat BGK środki na wykup mieszkań, które w przeszłości zostały sprzedane osobom prywatnym. Dofinansowanie sięga do 95 proc. kosztów transakcji. Rząd postanowił przeznaczać na ten cel co najmniej 50 mln rocznie. Niestety w samej ustawie nie znajdujemy definicji mieszkania zakładowego, co rodzi olbrzymie problemy dla lokatorów sosnowieckiego Zagórza. Bowiem niektóre umowy lokatorów podpisane już z Leszkiem Klinem po roku 1999, a nie z zakładem „Silmy”, mogą unieważniać status mieszkania zakładowego.
W praktyce miasto Sosnowiec musiałoby z własnej kieszeni wyłożyć 5 proc. wartości mieszkań. Przy wykupie wszystkich 100 mieszkań po zakładzie "Silma" (ul. Dmowskiego 26, Jagiełły 8 i Pięknej 3), będzie to koszt ok. 1-2 mln złotych. Czy to wysoka kwota? W skali budżetu 200-tysięcznego miasta są to niewielkie wydatki. Warto przypomnieć, że tylko w 2022 roku prezydent Chęciński zdecydował o podwyższeniu kapitału spółki miejskiej Zagłębiowski Park Sportowy o 55,4 mln złotych.
* imiona niektórych lokatorów zostały zmienione na ich prośbę
Może Cię zainteresować: