Lokatorzy w Sosnowcu Zagórzu kolejny raz sprzedani razem z blokiem. Ich walka o mieszkania trwa 25 lat

Zakładowy blok na sosnowieckim Zagórzu. Zielona okolica, zadbany budynek. Kilka lat temu wykonano termomodernizację. Cztery klatki i cztery piętra, łącznie ok. 60 mieszkań. Niektórzy lokatorzy za miesiąc będą musieli opuścić swój dom, bo nie stać ich na opłacenie podwyższonego czynszu lub wykup mieszkań. Niektórzy żyją tutaj od 40 lat. Nowi właściciele twierdzą, że stare umowy tracą w tym roku ważność. Wręczają wypowiedzenia umów najmu i grożą eksmisją.

Agnieszka mieszka razem z mężem w bloku przy ulicy Dmowskiego 26 od 2004 roku. Miesiąc temu do ich mieszkania zapukał pełnomocnik nowych właścicieli, przedstawiając trzy możliwe scenariusze:

  1. nowa umowa najmu okazjonalnego i podwyżka czynszu,
  2. wykup mieszkania na warunkach rynkowych.
  3. eksmisja.
- Zapytałam, co w razie eksmisji, bo przecież na ulicę mnie nie wyrzucą. Pełnomocnik powiedział, że mają własne mieszkania przy ul. Kaplicznej 3 w Sosnowcu i tam nas przeniosą – opowiada pani Agnieszka.

Pod wskazanym adresem znajduje się pusta, zarośnięta chwastami działka.

To nie jedyna problematyczna kwestia w toczącej się sprawie wyprzedaży mieszkań z lokatorami. W niektórych przypadkach trudno ustalić, ile razy doszło do transakcji sprzedaży tych mieszkań. Trzy? A może cztery? Albo kto jest faktycznym właścicielem niektórych lokali.

- XXI wiek, a nas jak za Piasta Kołodzieja sprzedają jak wieś, razem z chłopami. Nas tak sprzedali raz i odsprzedają nas dalej i nikt z tym niczego nie robi. To dla mnie nie do pojęcia, naprawdę – nie do pojęcia - powtarza jedna ze sprzedanych wraz z mieszkaniem lokatorek.

Gdy dzwoni domofon, serce podchodzi do gardła

Pani Kasi, mieszkającej przy Dmowskiego 26 z mężem i 11-letnim synem, zależy przede wszystkim na sprawiedliwości. Kobieta cierpi na padaczkę, która z powodu stresu związanego z mieszkaniem nasiliła się do pięciu ataków w ciągu tygodnia.

Razem z sąsiadami ustalili specjalny sposób pukania do drzwi, bo boją się otwierać nieznajomym. - Mój syn zostaje sam w domu, oni dzwonią, nachodzą. W klatce jest dużo starszych, schorowanych osób, ich też nie oszczędzają. Masakra tutaj jest. Tutaj jest jedna wielka masakra - tłumaczy Kasia, powstrzymując łzy.

Mówi, że napisała w tej sprawie do prezydenta Sosnowca Arkadiusza Chęcińskiego. Ale ten miał ją spławić, sugerując, żeby zasięgnęła opinii prawnika, bo sam jest na urlopie. Na pytanie Katarzyny o to, dlaczego prezydent pozwala, żeby ludzie z Dmowskiego otrzymywali groźby eksmisji, prezydent stwierdził, że „myli ona rolę prezydenta”. Rzecznik Urzędu Miasta, mimo naszego pytania, nie odniósł się do tej konwersacji.

Sprawą sprzedaży mieszkań przy Dmowskiego 26 zainteresowali się politycy: poseł Kamil Wnuk, senator Joanna Sekuła oraz sosnowiecka radna Edyta Maj. 28 sierpnia 2024 r. zorganizowano wspólne spotkanie. Tego dnia przed blok wyszli niemal wszyscy lokatorzy. Ci, którzy nie byli w stanie ze względów zdrowotnych, śledzili jego przebieg z okien.

Długie cienie transformacyjnych patologii

Od lat 60. XX wieku przy granicy Sosnowca i Dąbrowy Górniczej działała „Silma”, gdzie produkowano małe elektryczne silniki. Blok przy Dmowskiego to jeden z kilku budynków zakładowych na Zagórzu, w którym mieszkali pracownicy zakładu i ich dzieci. W 1995 roku sprywatyzowano upadający zakład. W następnych latach rozpoczęła się wielka wyprzedaż majątku „Silmy”. Postanowiono pozbyć się również mieszkań zakładowych i robotniczego hotelu.

Choć do 1997 roku zarządy spółek w całym kraju miały możliwość przekazywania mieszkań zakładowych gminom i spółdzielniom, to z różnych powodów ani miasta, ani prezesi nie kwapili się do tego. W zamian oddawano w prywatne ręce całe budynki razem z „wkładką ludzką”, czyli mieszkańcami. Nowi właściciele za symboliczne kwoty nabywali mieszkania, a następnie oferowali lokatorom ich wykup po cenach rynkowych.

Proceder miał miejsce w wielu śląskich miastach: Zabrzu, Katowicach, Mysłowicach i Sosnowcu. W odpowiedzi formowały się pierwsze w Polsce komitety na rzecz obrony praw lokatorów; w samym województwie śląskim powstało ponad 20. Niektóre z nich, dzięki aktywnej polityce gminy, przyniosły pozytywny efekt poprzez przywrócenie mieszkańcom prawa do pierwokupu. Niestety, w Sosnowcu się nie udało.

W 1999 roku, Leszek Klin, tajemniczy inwestor z Warszawy – jak napisał wówczas Dziennik Zachodni – nabył od „Silmy” 279 mieszkań wraz z gruntem przy ulicy Dmowskiego, Jagiełły 8 oraz Pięknej 3 za kwotę 200 tys. złotych. Według raportu pokontrolnego, przeprowadzonego przez Najwyższą Izbę Kontroli w 2000 roku, cena za 1 m2 wyniosła 19,60 zł, natomiast kwoty wykupu, które zaproponowano lokatorom w tamtym czasie wahały się od 450 do 600 złotych za m2.

Zatem Leszek Klin nabył w 1999 roku od Spółki „Silma” 279 mieszkań w uśrednionej cenie 716 zł za jeden lokal. Analiza aktów notarialnych w okresie 1998-1999 wskazuje, że średnia cena sprzedawanych w tamtej okolicy mieszkań wynosiła wówczas 950 zł/m2.

W podsumowaniu kontrolerzy NIK-u wnosili o przeprowadzenie renegocjacji umowy między „Silmą” a Leszkiem Klinem. Z kolei Prokuratura Rejonowa w Sosnowcu wszczęła w 1999 roku dochodzenie w sprawie działania na szkodę Spółki „Silma”, ale ostateczne nie doszukała się znamion przestępstwa.

Po zakupie bloków Leszek Klin powołał do życia spółkę „Agarex”, która do dziś zarządza wszystkimi nieruchomościami biznesmena. W 2002 roku straszył lokatorów z hoteli robotniczych przy ul. Braci Mieroszewskich 93 eksmisją, jeśli ci nie podpiszą nowych umów ze znacznie zwiększonym czynszem. Kiedy właściciel napotykał opór, odcinał prąd w całym bloku i nasyłał ludzi:

- Ponieważ nie chcieliśmy podpisać umów na nowych warunkach, właściciel zaczął nas straszyć, że zostaniemy wyrzuceni i będziemy płacić karny czynsz. Bezprawnie odcinał nam prąd, nasyłał pracowników administracji, którzy grozili eksmisją. Większość ludzi naiwnie zgodziła się na nowe warunki - mówił Robert Repelewicz, dla "Gazety Wyborczej" w 2002 roku, który wraz z kilkunastoma innymi mieszkańcami nie zgodził się na warunki Klina.
- Niektórzy zawarli z Klinem umowy i zapłacili kilkaset złotych kaucji, ale nie otrzymali do ręki egzemplarza umowy. Teraz okazuje się, że papierów nie ma, umowy nie było i trzeba wpłacić kaucję na nowo - tym razem 6 tys. zł. Agarex twierdzi, że bez tej kaucji mieszkamy nielegalnie – opowiadała reporterom "Gazety Wyborczej" jedna z zastraszonych mieszkanek.

Po kilku latach Leszek Klin postanowił pozbyć się kłopotliwych nieruchomości i sprzedał je swojemu synowi Piotrowi Klinowi. Sam Leszek Klin do dziś pozostaje aktywny w branży budowlanej. Jest właścicielem firmy Lark Leisure Homes. W 2023 roku z rąk marszałka województwa zachodniopomorskiego odebrał nagrodę Gryfa Zachodniopomorskiego.

Z kolei mieszkania przy Dmowskiego, a raczej udziały w nieruchomości, sprzedawane są fliperom i prywatnym inwestorom. Zresztą sami pełnomocnicy nowych właścicieli nie ukrywają, że mieszkania przy Dmowskiego 26 są wyłącznie inwestycją. Jedna z lokatorek sprzedanego mieszkania usłyszała to podczas spotkania. W dodatku poinformowano ją, że opór może jedynie podbić wysokość czynszu, albo doprowadzić do obniżenia ceny nieruchomości i kolejnej sprzedaży innemu inwestorowi.

- Myśmy nie mieli żadnej informacji. Buszowali po bloku jak banda zbirów. W każdej klatce inny. Wie pan, co mi powiedział na koniec? Jak się nie podoba, to mam się wyprowadzić. Inaczej on doprowadzi do tego, że będę za kawalerkę 25 m2 płacić 2000 zł. Kiedy ja emerytury mam 2500 złotych – mówi jedna z zastraszanych mieszkanek.

Ogłoszenie ze sprzedażą mieszkań z lokatorami widniało na stronie biura nieruchomości „Delfis” do 30 sierpnia 2024 roku. Cena za 1m2 wynosiła wtedy 4500 zł. Po spotkaniu lokatorów z politykami ogłoszenia zniknęły z internetu.

Obywatelski opór

Historie mieszkań zakładowych w III RP „utkano z korupcji, niewiedzy i niemocy”, jak trafnie napisał Paweł Klimczak na łamach Krytyki Politycznej. Tragizm mieszkańców pogłębiała bierność rodzącej się klasy politycznej, która wolała zacieśniać więzi z biznesmenami niż przejmować się losem robotników z odrapanych bloków.

W ten sposób miliony Polaków odbyło przyspieszony kurs do życia w nowej rzeczywistości. Tam, gdzie pojawiał się „tajemniczy inwestor”, wyrastały oddolne grupy oporu, na czele których stawali najbardziej zaangażowani lokatorzy. Przy Dmowskiego 26 taką osobą był Kazimierz Gała, z zawodu strażak, były pracownik ochrony przeciwpożarowej, który zaangażował się w walkę od samego początku, czyli 1999 roku.

Córka pana Kazimierza, Edyta Mistrzyk, opowiada, że przez tę sprawę jej tata stał się prawnikiem samoukiem. Wyszukiwał w gazetach prawnych wchodzących w życie ustaw i odnosił się do nich poprzez listy. Pisał do wszystkich możliwych instancji. Od władz miasta, polityków w Parlamencie i Senacie, przez Ministerstwo Infrastruktury i Zasobów Lokalowych, kończąc na Trybunale Konstytucyjnym i Europejskim.

- Pamiętam, że za dzieciaka też pisałam pisma. Bo pan Kazimierz korzystał z maszynopisu albo pisał je odręcznie. Ja później siedziałam z nim przy komputerze i to wszystko przepisywałam. Mogłam mieć wtedy 12-13 lat – mówi Daria, jedna z mieszkanek bloku, dziś silnie zaangażowana w walkę o mieszkania.

W swoim mieszkaniu pan Kazimierz założył coś na kształt biura, w którym udzielał konsultacji wszystkim mieszkańcom. Jego celem była znalezienie drogi do wykupu mieszkania, które jako pierwotni lokatorzy kilkukrotnie bezprawnie tracili.

- Chodziłam po klatce i zbierałam podpisy, żeby tata nie musiał. Wszyscy sąsiedzi, do których przychodziły listy w sprawie mieszkań, podwyżek czynszu lub cokolwiek innego, przychodzili do nas, gdzie mogli te kwestie rozwiązać. Można powiedzieć, że tata został delegowany przez społeczeństwo do reprezentowania sprawy na zewnątrz. Do dziś mamy wszystkie pisma, każdy odpis. Wszystko. Każdy papier posegregowany według lat i umieszczony w specjalnym segregatorze. Nie mieszczą się już w szafie – mówi Iwona Mistrzyk-Gała.

Walka o prawo do wykupu mieszkań

Warto przypomnieć, skąd wzięły się mieszkania zakładowe. Co prawda budowano je z inicjatywy zakładów państwowych, jednak środki pozyskiwano ze składek potrącanych z pensji i premii pracowników. Nierzadko przyszli lokatorzy budowali je własnymi rękami, a przed wprowadzeniem opłacali wysokie kaucje.

Po prywatyzacji większość tego typu budynków zaczęła podupadać. Nowi właściciele nie kwapili się do wykładania pieniędzy na niezbędne remonty. Dlatego mieszkańcy sami opłacali wymianę stolarki okiennej, remonty klatek, nie wspominając o gruntownych remontach we własnych mieszkaniach.

Na spotkanie z politykami pan Roman, mieszkaniec bloku przy Dmowskiego 26, przyniósł pismo, które w 1995 roku otrzymał od ówczesnej prezes zarządu „Silmy”, Teresy Stryj. Jest to propozycja wykupu mieszkania zakładowego w cenie 7020 złotych. Wycena została dokonana przez biegłego z listy wojewody, a działki spółka postanowiła przekazać nabywcom bezpłatnie. Niestety do transakcji nigdy nie doszło, choć pan Roman robił wszystko, aby mieszkanie wykupić. 4 lata później biznesmen Leszek Klin zakupił mieszkanie wraz z panem Romanem za ok. 700 złotych.

Dziś jedni składają wnioski o kredyt, inni robią darowizny wewnątrz rodziny, bo nie chcą stracić swoich mieszkań. Wszyscy zgodnie podkreślają, że zostali pozostawieni sami sobie w tej trudnej sytuacji, bez żadnej reakcji miasta.

Sosnowiecki magistrat odpowiada, że:

- Gmina w 2019 roku złożyła propozycję wykupu mieszkań, niestety została odrzucona. W chwili obecnej część mieszkań została wtórnie sprzedana, w związku z powyższym Gmina analizuje aktualny statut tych mieszkań.

Poseł Kamil Wnuk podczas spotkania z mieszkańcami potwierdza tę wersję:

- W 2019 roku pojawiła się szansa na wykup, ale sprawa ostatecznie upadła, ponieważ ktoś uprzedził miasto i częściowo wykupił mieszkania, niestety zgodnie z przepisami polskiego prawa. Tutaj rzeczywiście popełniono błąd, a miasto bało się kryminału. Teraz sytuacja wygląda tak, że mieszkania sprzedaje się dalej. Przypomina to casus "Sokolni", która znalazła swój finał w sądzie, ale postępowanie toczy się dalej. Państwo jesteście w lepszej sytuacji, gdyż istnieje realna szansa na wykup mieszkań.

Jaka to szansa? Dzięki ustawie ustawa z dnia 29 września 2022 r. o zmianie niektórych ustaw wspierających poprawę warunków mieszkaniowych, gminy otrzymały możliwość pozyskiwania z Funduszu Dopłat BGK środki na wykup mieszkań, które w przeszłości zostały sprzedane osobom prywatnym. Dofinansowanie sięga do 95 proc. kosztów transakcji. Rząd postanowił przeznaczać na ten cel co najmniej 50 mln rocznie. Niestety w samej ustawie nie znajdujemy definicji mieszkania zakładowego, co rodzi olbrzymie problemy dla lokatorów sosnowieckiego Zagórza. Bowiem niektóre umowy lokatorów podpisane już z Leszkiem Klinem po roku 1999, a nie z zakładem „Silmy”, mogą unieważniać status mieszkania zakładowego.

W praktyce miasto Sosnowiec musiałoby z własnej kieszeni wyłożyć 5 proc. wartości mieszkań. Przy wykupie wszystkich 100 mieszkań po zakładzie "Silma" (ul. Dmowskiego 26, Jagiełły 8 i Pięknej 3), będzie to koszt ok. 1-2 mln złotych. Czy to wysoka kwota? W skali budżetu 200 tys. miasta są to niewielkie wydatki. Warto przypomnieć, że tylko w 2022 roku prezydent Chęciński zdecydował o podwyższeniu kapitału spółki miejskiej Zagłębiowski Park Sportowy o 55,4 mln złotych.

* imiona niektórych lokatorów zostały zmienione na ich prośbę

Ratusz w Sosnowcu

Może Cię zainteresować:

Modernizm? Gdynia, Katowice i… Sosnowiec. Gmach sosnowieckiego ratusza ma już 90 lat, a wybudowano go na kredyt

Autor: Maciej Baranowski

31/08/2024

Zory

Może Cię zainteresować:

Dane Urzędu Statystycznego w Katowicach: prawie co trzeci młody w województwie śląskim mieszka dalej z rodzicami

Autor: Michał Wroński

13/08/2024

Przy ulicy Odkrywkowej w Będzinie powstaną mieszkania społeczne

Może Cię zainteresować:

Mieszkania społeczne powstaną także w Będzinie. Wkrótce rozpocznie się nabór wniosków o najem

Autor: Redakcja

15/07/2024

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon