Mikael Colville-Andersen, duński urbanista i rowerowy aktywista. Pamiętacie go jeszcze? Podczas swojego pobytu na WUF 11 w Katowicach brylował na Twitterze jako pierwszy krytyk stolicy województwa śląskiego. W swoim wpisie nazwał Katowice "jednym z najbardziej dystopicznych krajobrazów miejskich na świecie", gdzie piesi muszą chodzić "sowieckimi" przejściami pod jezdniami, a ulice są szerokie jak w USA. Krótkie przypomnienie: zaraz po przylocie do Pyrzowic Duńczyk zamiast autobusem, pojechał do hotelu uberem, w którym ktoś naciągnął go na 260 zł. Następnego dnia znowu taxi na WUF11, gdzie – na marginesie – nie zezwolono mu na przemówienie (mimo starań duńskiej ambasady). Awantura wisiała w powietrzu.
Panu, którego zwą "Justinem Bieberem miejskiej jazdy na rowerze" tak spodobało dojeżdżanie (nie jeżdżenie) Katowic (nie ma żartów, kilka razy powtórzył, że to "gówniane miasto"), że wpadł na pomysł, aby wyruszyć antykatowicką krucjatę po polskich miastach. Nazwał ją "Colville's Anti-Katowice Urban Polish Tour". Mało tego, założył nawet zrzutkę na portalu gofundme.com na tę wycieczkę. O planowanej wyprawie napisał, że „może to być przygnębiająca urbanistyczna wersja Dekalogu Kieślowskiego, z muzyką przygnębionej wersji Szymanowskiego".
Fura pieniędzy na antykatowicką krucjatę? Nic z tych rzeczy
Szalony pomysł duńskiego urbanisty przyjął się mniej więcej jak roślinka od teściowej w Twoim domu. Andersena w dwa miesiące wsparło... 5 osób. Słownie: pięć. Jedno nazwisko nawet zabrzmiało znajomo. Tak czy inaczej, przeliczając na polską walutę, Duńczyk zdołał zebrać zawrotną kwotę 288 złotych. Z blisko 50 tys. zł, na które ustawiona jest zbiórka (76 tys. duńskich koron). Więc z wycieczki nici? Nie no, nie bądźmy tacy małostkowi.
Zapraszamy Duńczyka ponownie do Katowic, a może nawet też do propsowanej przez niego Dąbrowy Górniczej. Za te niecałe trzy stówki może tu spędzić miło czas. Nawet przy dzisiejszej drożyźnie i inflacji.
Hotel wynajmie, na rowerze pojeździ
Teraz do rzeczy. Mikael Colville-Andersen ma kieszeni 288 zł od kwintetu darczyńców, których uwiódł swoją gawędą. To jasne, że taka kasa nie wystarczy na podróż do Katowic ze Skandynawii. Samolot - ze śladem węglowym czy bez - będzie musiał sobie zorganizować samodzielnie. Ale gdy będzie już na miejscu, to może spokojnie wykorzystać uzbierany przy okazji zrzutki budżet.
Najpierw nocleg. Hotel w samym centrum Katowic. Koszt? Za dwie noce w najtańszym hostelu to będą w sumie 84 zł. Zostają nam dwie stówy. Wypożyczenie roweru miejskiego nie będzie go wiele kosztowało. A może nawet... nic. Protip: pierwsze 15 minut jest za darmo. Chyba, że się zgubi i nie trafi do kolejnej stacji, wtedy dodatkowa złotówka za każdą godzinę. Wróć! Trzeba się jakoś dostać z lotniska do Katowic, a uber bierze 260 zł (to pan Duńczyk już wie). Autobus, Mikael, bierz autobus. W obie strony będzie ze 12 zł. I kierowca nie zawiezie cię do Sieradza.
Alkohol. Miał być alkohol
Wiadomo, trzeba też coś jeść. Szału nie będzie. Na śniadanie do dyskontu. Na obiad szybki kebab na Stawowej. W dwa dni wyjdzie w sumie z 60 zł. Do tego piwko albo lufa na Mariackiej - niech będzie, że gość poszaleje i wyda 5 dyszek. Wszak Colville-Andersen zapowiadał, że sporą część uzbieranych pieniędzy wyda na alkohol. Ile zostaje? Szybkim rachunkiem coś koło 80 zł.
Tę kwotę warto wydać w chwalonej przez Duńczyka Dąbrowie Górniczej. Bilet autobusowy w obie strony - jakieś 10 zł, bo za darmo na rowerze do Pałacu Kultury Zagłębia nie dojedzie. Tam wejściówka na dowolny spektakl - 40 zł. Zostają trzy dyszki.
Może magnesik z Katowic na pamiątkę?
PS. Pan Mikael naprawdę sądził, że ktoś ufunduje mu wakacje za 50 tys. zł za osobisty dramat, którego doznał w Katowicach. Nie wiemy jak Was, ale nas śmieszy.
Może Cię zainteresować:
Antykatowicka krucjata Duńczyka po Polsce. Chce naprawić miasta, by były mniej "katowickie"
Może Cię zainteresować: