Aleja Polskiego Dziedzictwa Śląska. Brzmi źle. Wygląda jeszcze gorzej. Wzdłuż drogi zasadzono sto dębów. Przed nimi ustawiono sto niemal identycznych tablic, które niczym nie przyciągają wzroku. Zmieniają się na nich tylko imiona, nazwiska i krótkie opisy postaci historycznych. Natłok informacji, których nikt nie przyswoi. Kierowcy nie zauważą z samochodów, rowerzyści nie zdążą przeczytać podczas jazdy, a pieszych jest tu niewielu. Jeśli ktoś liczy, że przyciągnie ich szpaler nudnych tablic, to od razu odpowiadam - nie, nie przyciągnie. Chyba że wielbicieli spacerów w oparach spalin.
Stworzyli tę nieszczęsną Aleję Polskiego Dziedzictwa Śląska politycy Prawa i Sprawiedliwości - wojewoda Jarosław Wieczorek i jego doradca Czesław Sobierajski. Oczywiście bez jakichkolwiek konsultacji. - Mnie inne dziedzictwa nie interesują (…) Nie przejmujemy się tym, co kto mówi. Mówimy to, co my uważamy i co powinniśmy powiedzieć o historii tego regionu - oświadczył wprost ten drugi w rozmowie z Teresą Semik na łamach ŚLĄZAG-a.
Ktoś przywiózł drzewa, ktoś inny tablice. Ktoś je zasadził i zamontował. Ile to kosztowało? Nikt nie liczy.
"Dla uczczenia setnej rocznicy powrotu Górnego Śląska do Polski" powstała na uboczu Aleja Polskiego Dziedzictwa Śląska. Na alibi, jak Narodowy Dzień Powstań Śląskich, który ogłoszono nie na stulecie tych wydarzeń, ale rok później. W końcu coś wypadało zrobić, bo ktoś przypomniał sobie o wkroczeniu gen. Stanisława Szeptyckiego na czele oddziałów Wojska Polskiego do Katowic.
Jej otwarcie miało nastąpić w Narodowe Święto Niepodległości, ale 11 listopada nie było tam nawet psa z kulawą nogą (wcześniej była za to delegacja na 151. miesięcznicy smoleńskiej). Wszyscy zapomnieli? Nic dziwnego. Ostatecznie przetną wstęgę 16 listopada - tak bez okazji, ale na pewno z pompą.
Wyszedłem pobiegać i niespodziewanie natknąłem się na gotową już niemal Aleję Polskiego Dziedzictwa Śląska. Zapomniałem, że już czas jej inauguracji. To wzorowy przykład tego, o czym pisał Zbigniew Przybyłka z Klubu Jagiellońskiego. Polska zaatakowała mnie symbolicznie. Można było po prostu zasadzić sto dębów, ustawić odpowiednią tabliczkę i tyle. Skromnie, z wyczuciem. Ale nie. Trzeba było przywalić obuchem patriotyzmu w śląski łeb. Szkoda, że kosztem zaśmiecenia przestrzeni publicznej.