Kolej gondolowa na Szyndzielnię z Olszówki ma już swoje lata, ale do stulecia wciąż jeszcze sporo jej brakuje (oddana od użytku pod koniec 1953 roku, modernizowana w latach 1994-1995 i 2016-2017). Dziś stanowi kuszącą alternatywę dla pieszego podejścia na popularny szczyt nad Bielskiem-Białą, przed wiekiem turysta nie miał innej opcji i blisko 450 metrów w pionie musiał pokonać na własnych nogach.
Nie narzekać proszę. Nawet jeśli to dla was męczące podejście, szanowni państwo niedzielni turyści (dla wytrawnych beskidzkich łazików te niespełna pół kilometra podejścia nie stanowi wyzwania). Doceńmy co innego: przed wiekiem Bielsko (które połączy się w jedno miasto z Białą dopiero w 1951 roku) posiada niezaprzeczalny atut dobrego skomunikowania koleją z Górnym Śląskiem i Małopolską. Nie tylko stanowi ważny etap dla turystów udających się w głąb Kotliny Żywieckiej, ku szczytom Beskidu Żywieckiego i Śląskiego, ale i samo jest punktem wypadowym dla górskich wycieczek. Posiada przy tym cenne udogodnienie dla zmierzających w góry przybyszów: transport publiczny. A mianowicie tramwaj, funkcjonujący tu od 1895 roku, kiedy to był drugim po Wrocławiu na całym (podzielonym między Niemcy i Austrię) Śląsku.
Z dworca kolei żelaznej prowadzi kolej elektryczna do miasta, które oprócz fabryk nie posiada prawie nic zajmującego. Podróżny, przeszedłszy parę krzywych i stromych ulic, chętnie powróci na przystanek kolei elektrycznej, aby uciec od zgiełku i gwaru miasta przemysłowego do uroczego zacisza, »cygańskiego lasu«, Prater u mieszkańców miast, sąsiadujących nad Białką. Zaledwie 20 minut jazdy, a już szumią nad nami ciemne świerki i szare jodły, napełniając powietrze balsamicznym zapachem żywicy. W niedzielę i święta, gdy pogoda służy, wyludniają się oba miasta, a »cygański las« wre życiem i gwarem wielkomiejskim - zachwala ksiądz Antoni Macoszek w "Przewodniku po Śląsku Cieszyńskim".
Może Cię zainteresować:
Beskidy 100 lat temu. Wycieczka w góry retro. Na początek Barania Góra. Bez schronisk i bufetów
Autor tej publikacji z 1901 roku poleca nam następnie trasę na Klimczok:
Z »cygańskiego lasu« prowadzi bity gościniec dalej na południe do uroczej, blisko milę w głąb gór ciągnącej się doliny Białki, która nosi nazwę Bystrej. Tu w prześlicznem położeniu znajduje się zakład leczniczy dra Jekelesa. Cieniste ścieżki, wijące się coraz wyżej, prowadzą z Bystrej na Klimczak, najwyższy szczyt w paśmie Beskidów nadbialskich (1119 w). Przepyszny widok odsłania się z niego na panoramę dorzecza Wisły ku północy, a na wierzchołki Beskidów śląskich na południe. Klimczak bowiem to baszta tych gór, najbardziej na północ wysunięta; połączona nieprzerwanem pasmem z głównym łańcuchem, spada północnymi stokami bezpośrednio do równiny, obfitującej w pola, łąki, rzeki i stawy.
Klimczok - nazwa po zbóju
Jak widzimy, ksiądz dobrodziej używa tu nazwy Klimczak. Warto tu dodać, iż Klimczok czy Klimczak nie jest oryginalną nazwą tego znanego szczytu. Ta brzmiała bowiem Skałka. Używa jej na przykład XVIII-wieczny autor Andrzej Komoniecki w swoim dziele "Dziejopis żywiecki". Dopiero w późniejszych czasach romantyzmu przemianowano górę na cześć Wojciecha Klimczaka vel Klimczoka, sławnego beskidzkiego zbójnika straconego w Oświęcimiu w 1695 r. Może zresztą chodziło o cały zbójecki ród, jako że w 1697 r. na krakowskich Krzemionkach wykonano wyrok na kolejnym Klimczaku, góralu Mateuszu z Lipowej. Jak było, tak było, na fali XIX-wiecznych fascynacji górską bandytką rozmaitych Ondraszków i Janosików (tak naprawdę pozbawioną choćby krztyny romantyzmu), osobliwego uhonorowania doczekała się i pamięć Klimczoka.
Wróćmy jednakowoż na szlaki góry jego imienia. A tak! Szlaki. Ich bowiem w tym już przed wiekiem popularnym masywie górskim nie brakuje. Na Klimczok i Szyndzielnię łatwo dojdziemy szlakami z Bielska (tzn. Cygańskiego Lasu), Bystrej, a nawet ze Szczyrku.
Teren koło Klimczoka posiada nawet nadmiar urządzeń turystycznych i takie mnóstwo znakowanych ścieżek, że nawet obcy zupełnie z łatwością potrafi się tu wszędzie szybko orjentować - ocenia Jan Galicz w "Przewodniku po Beskidzie Śląskim" z 1931 r.
Oddajmy z kolei głos prof. Kazimierzowi Sosnowskiemu, autorowi "Przewodnika po Beskidzie Zachodnim i Pieninach":
Urządzenia turystyczne na Klimczaku są wzorowe; Sekcya Bielska "Beskiden-Vereinu" cała górę opasała gęstą siecią dróg, kolorami dokładnie znaczonych, opatrzyła je licznymi drogowskazami tak, że każdy, nawet z górami nieobyty, trafi tu wszędzie z łatwością. Schroniska na Klimczaku stoją dwa, oba cały rok otwarte jedno na kończynie płn. ramienia na t. zw. Kamienickim płaskowyżu 1001 m. (Kamitzer-Platte) jest własnością niem. Tow. Beskidowego, drugie na wklęsłej hali miedzy Klimczakiem i Magórą, t.zw. Klementynówka (Klementinen-hütte 1067 m.,) jest pryw. własnością bar. O. Klobusa z Łodygowic.
Szyndzielnia? Nein, Kamitzer Platte!
Rozpędził się nam nieco pan profesor, uściślijmy więc. Schronisko na Kamitzer-Platte, o którym pisze, to schronisko na Szyndzielni. Kamitzer-Platte, po polsku Płyta Kamienicka, to miejsce, gdzie wznosi się teraz górna stacja kolejki. Gdzie indziej w swoim przewodniku, Sosnowski nazywa je płaskowyżem Kamienickim. Pokrewną nazwę nosi teren między nią a schroniskiem: Hala Kamienicka. Ta z kolei nazwa pochodzi z czasów, gdy na Szyndzielni (Szędzielnym Groniem zwanej przez Komonieckiego ) wypasano jeszcze owce. Jednak przed 100 laty nazwą Kamitzer Platte miejscowi i nie tylko Niemcy określają też całą Szyndzielnię.
W schronisku na Szyndzielni czekają na nas eleganckie urządzenia wewnętrzne, a przed nim terasa z ławkami i stolikami, z oszklonej werandy budynku widok w 3 strony świata. Co jeszcze? Wykwintna restauracya, piwiarnia, w suterenie winiarnia. Żyć nie umierać. Choć po biesiadzie wycieczkę bezpieczniej kontynuować dopiero nazajutrz. Kolejka nas nie zwiezie! Schronisko oferuje turystom 30 łóżek i 23 pościeli materacowych.
Właściwe schronisko na Klimczoku, a dokładnie (tu prof. Sosnowski ma całkowitą rację) pomiędzy Klimczokiem a sąsiednią Magurą, to właśnie owa Klementynówka. Precyzyjniej zaś - następczyni historycznej Klementynówki, domku myśliwskiego wystawionego w 1867 r. przez barona Klobusa i nazwanego na cześć jego połowicy. Spłonął on w roku 1895, ale nazwa się utrzymała, przeszła na nowy obiekt. I przetrwała, mimo że miejsce było coś feralne - Klementynówka poszła z dymem jeszcze dwukrotnie, w 1910 i 1913 roku. Niemniej odbudowywano ją uporczywie i za czasów Sosnowskiego doczekała się ukończenia jej najnowsza, murowana inkarnacja na 40 miejsc noclegowych.
Schronisko było bardzo wygodnie, restauracya dobra (służba mówi po polsku i po niemiecku), ceny nie wygórowane - zachwalał autor, wieszcząc jednak - nowe schronisko zapewne jeszcze je przewyższy.
No ale jeśli rozsądny turysta wie, za co płaci, to przecie i dziś nie narzeka.
Górska konkurencja
W latach 30. XX wieku nową Klementynówkę obejmie w posiadanie Beskidenverein.
Odwiedzają Klimczok rok rocznie przeważnie turyści niemieccy (chociaż w niedziele i święta zjawiają się tam licznie i Polacy z G. Śląska) w liczbie po kilkanaście tysięcy osób rocznie. Miasto Bielsko było niegdyś sekcją, a obecnie jest siedzibą Gł. Zarządu Beskiden- Vereinu, który w tych stronach rozwinął najintensywniejszą akcję - pisze Galicz.
Beskidenverein nie udziela zniżek na noclegi członkom Polskiego Towarzystwa Tatrzeńskiego. Z wzajemnością zresztą. Wydaje się, że nic dobrego z tej polsko-niemieckiej wojenki w górach nie wynika, choć z drugiej strony - na dłuższą metę na rywalizacji towarzystw turyści mogą kiedyś skorzystać. Tak czy inaczej, zasobny BV bardzo dba tak o swoją bazę noclegową, jak i o szlaki turystyczne. Ich sieć w masywie Klimczoka robi szczególnie imponujące wrażenie. Zarazem stanowiąc wyzwanie dla konkurencji z PTT.
Może Cię zainteresować: