Na diable tropy w Będzinie natknąć się nietrudno. Nawet w kościele. Był rok 1992, gdy w kościele św. Katarzyny w Będzinie-Grodźcu zawisła tablica upamiętniająca jubileusz (chyba?) istnienia parafii. Ufundował ją Karol Wojtczyk Poza widniejącym na tablicy nazwiskiem fundatora umieszczono na niej jeszcze nazwiska trzech duchownych: ks. proboszcza Stanisława Wojtuszkiewicza, ks. prałata L. Szweblika i ks. K. Szybalskiego. I nie byłoby w tym może nic niezwykłego, gdyby nie fakt, który to jubileusz owa tablicą uczczono. Otóż w roku 1992 parafia obchodziła 666-lecie. 666, apokaliptyczna Liczba Bestii, wzbudzająca jednoznaczne przecież, satanistyczne skojarzenia, została oficjalnie i z nabożeństwem umieszczona na ścianie katolickiej świątyni. Czyżby nieświadomie? Nieprawdopodobne! W końcu trzech absolwentów teologii się pod tym podpisało. Dla żartu? Jak na kapłanów byłoby to poczucie humoru specyficzne, łagodnie mówiąc. Tak to sobie mogą żartować muzycy Iron Maiden. A może szydercze wyzwanie rzucone Piekłu? No ludzie złoci.
Może po prostu wzruszyć ramionami i pogodzić się z tym, że... to Będzin. No w każdym razie obecnie, Grodziec przyłączono do Będzina w roku 1975 (datę tę łatwo zapamiętać, gdyż w tym samym roku powstał zespół Iron Maiden).
Ale zostańmy jeszcze chwilę przy Grodźcu i tamtejszej parafii. Kościół św. Katarzyny istniał już w 1326 r. Może być starszy, po prostu w tamtym roku pierwszy raz pojawiła się w kościelnych dokumentach grodziecka parafia. Ale od tej daty liczona jest jego historia i do 1992 r. rzeczywiście upłynęło od tamtego czasu 666 lat. Ale nim w Grodźcu stanął pierwszy kościół - i to na całe stulecia wcześniej - funkcjonowało pradawne miejsce kultu na pobliskiej Górze Św. Doroty. Mimo przebadania go przez archeologów, niewiele w sumie na temat tego zagadkowego miejsca wiadomo i na dobrą sprawę, to nie mamy bladego pojęcia na temat bóstw, jakim oddawano tam cześć przed nadejściem ery chrześcijaństwa, a być może jeszcze przez jakiś czas później. Ale nawet jeżeli był to jakowyś poczciwy, bogobojny kult, wolny od mrocznych i brutalnych obrzędów, z punktu widzenia Kościoła i tak oddawano tam cześć demonom.
Piekielne zmagania na "Dorotce"
Gdyby wierzyć legendzie zapisanej przez dziejopisa Zagłębia Mariana Kantora-Mirskiego, Piekło upominało się o "Dorotkę" jeszcze w czasach nowożytnych, gdy na szczycie wzgórza budowano kościół:
Do północka cisza panowała dookoła. Lecz o samej północy znów straszliwie zaszumiało. Od strony północnej zjawiła się zgraja czarnych djabłów. Spadłszy na polanę otaczającą budowlę, już chwycili w pazury olbrzymie kamienie, aby niemi zburzyć mury świątyni. Lecz w tym momencie od wschodu zjawiło się kilku aniołów, którzy rozpoczęli walkę z szatanami, wytrącając im z łap kamienie z taką siłą, że spadły aż w okolicach Siemianowic, gdzie do dzisiaj leżą potłuczone na mniejsze odłamki, na przestrzeni kilku mil, z widocznemi śladami djabelskich pazurów. Część naznoszonych przez szatanów kamieni, dotychczas oglądać można obok murów kościółka na "Dorotce".
Opuszczając już "Dorotkę", dostrzeżemy także i u jej stóp rzeczy wielce interesujące. Pierwotny kościół św. Katarzyny był drewniany i nie przetrwał do naszych czasów.
Kościołek drewniany w Grodżcu gorzał dwukrotnie:- w r. 1620 i w r. 1638. W drugim pożarze spaliła się również i plebania, a z nią bogate archiwum, rejestra, prawa i t. p. - pisze Kantor-Mirski.
Obecny kościół pochodzi z XVIII wieku.. Rozpoczęta w 1726 r. budowa ciągnęła się długo, konsekracja nastąpiła dopiero w 1744 r. Podczas rozbudowy świątyni w latach 30. XX wieku, dokonano cennego, lecz makabrycznego odkrycia. Wokół kościoła rozciągał się zapomniany cmentarz!
Obserwując kilkakrotnie prace koło wykopów fundamentowych, prowadzone na cmentarzu kościelnym pod przybudówkę, zauważyło się trzy kondygnacje grobów. Najstarsza na głębokości około 3 metrów, przedstawiała masowe groby, Nad nią na głębokości 160 cm. leżała druga kondygnacja. lecz już pojedyńczych grobów. Ostatnia znajdowała się na około 60 cm. pod powierzchnią. Najwięcej zaciekawiały owe groby, leżące najgłębiej, przestawiające kości ludzkie już zupełnie zmurszałe, ale o kolorze takim, który każe przypuszczać, że leżą w ziemi kilkaset lat. Te groby mówią, że za- nim na wzgórzu stanął kościół, musiała na tem miejscu stać zupełnie inna budowla, obok której po jakiejś walce czy bitwie, pochowano masowo poległych - opisuje Mirski.
Można sądzić, że nową, XVIII-wieczną świątynię wzniesiono mniej więcej tam, gdzie stała ta najstarsza, średniowieczna. W XIV wieku zmarłych chowano na cmentarzach przykościelnych. Groby znajdujące się najgłębiej, mogły być reliktem dużo starszej wczesnośredniowiecznej nekropolii, tzw. cmentarzyska rzędowego (takie właśnie, pochodzące z XI lub XII wieku, odkryto w grodzieckim osiedlu Boleradz). Ale sensacyjne to znalezisko umknęło niestety uwadze raczkującej dopiero wtedy zagłębiowskiej archeologii i czort raczy wiedzieć, skąd wzięły się stosy szkieletów pod kościołem...
Dodajmy, że tymże XVII stuleciu, gdy świątynia w Grodźcu przemieniła się w ogniste inferno, na jednej z tamtejszych ról gospodarzył niejaki Szat. Ki diabeł? Ale zostawmy już w spokoju Grodziec, a wybierzmy się do... Piekła.
Dąbrowskie piekło będzińskiego plebana
Piekło to osiedle Dąbrowy Górniczej. Ongiś przynależało do gminy i gromady Gołonóg, wraz z którą w 1960 r. włączono je do Dąbrowy. Co więc ma wspólnego z Będzinem? Ano coś ma. Otóż Piekło, które powstało przed wiekami jako niewielka leśna osada nad brzegiem Czarnej Przemszy, należało do parafii w Będzinie. Z tym prastarym rodowodem Piekła wiąże się jego nazwę - miałoby ją zawdzięczać zamieszkującym tam smolarzom, wypalającym węgiel drzewny oraz smołę. Z tą ostatnią wyraz piekło powiązany jest zresztą etymologicznie - przed wiekami, w swej pierwotnej formie, po prostu ją oznaczał. Ale też buchające dymem mielerze z unoszącą się nad nimi nocami ognistą łuną, wokół których krzątali się umorusani smolarze, pobudzać musiały wyobraźnię w sposób zaiste infernalny. Być może aż do tego stopnia, że podobnych nazw nadano w okolicy więcej. Niedaleko Piekła (choć już w granicach obecnego Będzina) jest również i Niepiekło, a na starej mapie figuruje jeszcze Piekiełko. Tak też nazywała się gospoda koło przeprawy przez Przemszę. Sławna karczma - zajazd, jak o niej pisze Kantor-Mirski, nie podając wszakże, z czego słynęło Piekiełko.
Na brak w okolicy piekielnych topów topograficzych i toponomastycznych nie można narzekać. Nazwy położonych niedaleko Piekła Łagiszy i Łęknic mogą kojarzyć się z Łęczycą. W tej zaś miał swą siedzibę Boruta, wśród polskich czartów najmożniejszy i - jak się jeszcze przekonamy - również związany z Będzinem oraz Czarną Przemszą.
Deweloperka wygrała z Piekłem
Co zostało w Piekle z tamtych czasów? Dziś Piekła nie zasnuwają już dymy, a co najwyżej poranne mgły znad sąsiadujących z nim zalewów. Gdyż obecna Kolonia Piekło (taką nazwę przeczytamy na tamtejszych przystankach autobusowych komunikacji miejskiej oraz niektórych tabliczkach z nazwami ulic) leży pomiędzy zbiornikami Pogoria III i Kuźnica Warężyńska. Popularne akweny powstały już w XX wieku i żyją jeszcze mieszkańcy Piekła, pamiętający ich tereny sprzed zalania.
Jeżeli jednak przybysz do Piekła spodziewa się zastać tam jakiś infernalny krajobraz, to się rozczaruje. Żadnych żużli ani dymiących hałd. I najmniejszego śladu po diabłach. Piekło jest puste - jak napisałby Szekspir. W każdym razie takie się wydaje w chłodny jesienny ranek w środku tygodnia, kiedy większość mieszkańców Piekła siedzi w domach bądź wyjechała do pracy. Tej raczej trzeba szukać gdzie indziej, gdyż Piekło niewiele ma tu do zaoferowania. Po głównym tamtejszym pracodawcy, jakim było Przedsiębiorstwo Przerobu i Obrotu Złomem Metali HK-CUTIRON (złomem, HAHAHA), zajmujące się złomowaniem pojazdów pancernych Imperium Zła (czyli pozostałych po armiach Układu Warszawskiego), pozostał tylko nieużytkowany, zarośnięty plac. Terenem tym jakby nadal władały złe moce, które widać pokonały nawet deweloperów. Ludzie w okolicy i byli pracownicy szepcą o utrzymującym się tam skażeniu szkodliwymi dla zdrowia substancjami, a nawet o radioaktywności.
Jednak gdzie indziej w Piekle to deweloperka jest górą. W zabudowie kolonii dominują teraz XXI-wieczne już wille, takie jak te przy ulicy Zakątek. Skądinąd Zakątek Piekło brzmi smakowicie, a tamtejszym mieszkańcom nie brakuje poczucia humoru.
Gdy pytają mnie, gdzie mieszkam, mówię, że w Piekle! W odpowiedzi słyszę, że chyba sobie jaja robię - śmieje się napotkany pan.
Powstała w ostatnich latach willowa zabudowa Piekła kompletnie odmieniła tamtejszy wiejski, w najlepszym razie podmiejski krajobraz. Ale żyją tu jeszcze ludzie, którzy pamiętają czasy, gdy "do miasta" (czyli Dąbrowy) mieli daleko jak diabli. W związku z tym wielu wybierało opcję zakupów w... Tarnowskich Górach, z którymi Piekło było dogodnie skomunikowane... kolejowo. Dziś pociągi pasażerskie do Piekła nie docierają, a w każdym razie się tam nie zatrzymują. Przejeżdżają tylko towarowe. Jak mówi rozmowna pani, ongiś pracowniczka złomnicy - szybko jak diabli.
Czorty chyba więc porzuciły Piekło. W sumie co im się dziwić, skoro to teraz nie Będzin. Tak, żartowałem. Niemniej skoro już o Będzinie mowa...
Wszystkie diabły są tutaj
Powróćmy z Piekła do położonego niżej w biegu Czarnej Przemszy Będzina. Znacie legendę o pochodzeniu nazwy tej rzeki? Diablo ciekawa ci ona! Jak głosi, goszczący ongiś na będzińskim zamku i podający się za węgierskiego szlachcica słynny diabeł Boruta zadurzył się tam w pięknej córce zamkowego pana. Choć jednak ta odwzajemniła czartu uczucie, bezduszne piekielne władze w najbardziej nieodpowiednim momencie odwołały Borutę do centrali. Diabeł usłuchał i ukochaną porzucił. W drodze do Piekła z wściekłości ukręcił czarny guzik u swego stroju i cisnął go do Przemszy, za nic mając ekologię. Mały ale magiczny artefakt miał w sobie tak osobliwą moc, że z miejsca zafarbował wodę w rzece na czarno. Smoliste diabelstwo utrzymywało się w Przemszy latami, więc ludzie przezwali ją Czarną i tak już zostało.
Skądinąd najsłynniejszy z polskich biesów jest tez bohaterem legendy w Czeladzi. Tam z kolei Boruta miał wodzić lokalsów i przyjezdnych na grzeszne pokuszenie w karczmie przy rynku. Ich pijaństwo i cielesne uciechy sponsorował długo i z entuzjazmem. Diabelski proceder ukróciła dopiero akcja miejscowego plebana, u którego pomocy szukały zasadnicze mieszczki, oburzone deprawowaniem czeladzian. W efekcie nadąsany Boruta Czeladź porzucił i może to wtedy przeniósł się do sąsiedniego Będzina, kto go tam wie.
Aha, wracając jeszcze do dawnych mapach - na jednej z nich pod Będzinem zaznaczono trakt, opisany jako Czarna Droga.
Fakt, że przyglądając się dzisiejszemu zagłębiowskiemu biznesowi dostrzeżemy (także w Będzinie) firmy o nazwie Szatan (w branży nieruchomości i wędliniarskiej) to zapewne tylko przypadek (Szatan, popularne nazwisko). Podobnie jak i to, że na deskach Teatru Dzieci Zagłębia w Będzinie, w ramach I Festiwalu "Klasyka Od-Nowa", wystąpił Miejski Teatr Miniatura z Gdańska ze spektaklem według "Co u diabła" według braci Grimm. W końcu takie rzeczy dzieją się nie tylko w Będzinie. No, może poza 666-leciem parafii.