Nad drzwiami wejściowymi do czterogwiazdkowego hotelu nieopodal malowniczego Jeziora Paprocańskiego widnieje napis w staroepipskich hieroglifach mówiący - jak tłumaczy twórca obiektu, Tadeusz Cegliński - „Gość jest dla gospodarza świętością”. Tychy to jedno z dwóch miejsc na świecie (obok Las Vegas), gdzie działa hotel będący wierną rekonstrukcją Wielkiej Piramidy w Gizie. Ta w Vegas jest co prawda pięć razy większa (skala 1:1, w Tychach - 1:5), jednak nie ma „tego czegoś” - czakramu energii, ponoć drugiego pod względem siły w Polsce (po Wawelu, za to przed Jasną Górą).
Ów czakram nie jest - jak można by podejrzewać - marketingowym wymysłem jakiegoś przebiegłego biznesmena. Już wiele pokoleń temu mieszkańcy wsi Paprocany i okolic przynosili na górujące nad jeziorem wzgórze chorych, by zdrowieli; ponoć sama księżna Daisy, jadąc z pałacu w Pszczynie do Tychów kazała się tam zatrzymywać, by zregenerować siły. Mówiono też, że bujniej rośnie tam zboże i roślinność, a nawet widywano anioły.
„Czułem taką błogość, taką inszość”
Cegliński, z wykształcenia filozof, usłyszał tę historię od tyskich radiestetów w latach 90., gdy prowadził przy Stadionie Zimowym swoje Centrum Terapii Naturalnej. Poszukiwacze podziemnych energii chcieli w tym miejscu wybudować kumulującą moce małą piramidkę i ścieżkę zdrowia. Oczarowany widokiem wzgórza z brzózką Cegliński, człowiek pełen śmiałości i fantazji, stwierdził wówczas że to świetny pomysł - jednak czemu tylko mała piramidka? Postawmy tu prawdziwą piramidę!
Tu na razie jest ściernisko…
Władze miasta z początku pukały się w głowę - po co to komu? Na co? Podchodzący sceptycznie do zamiarów Ceglińskiego samorządowcy chcieli całe wzgórze po prostu pokryć asfaltem, rozbudowując główny parking dla OW Paprocany i ukrócając "szarlatanerię". Sytuacja zmieniła się, gdy do władzy doszedł Andrzej Dziuba, prezydent w latach 2000-2023. Nowy włodarz od razu zaryzykował, widząc w projekcie szansę na redukcję szalejącego bezrobocia i nowy impuls rozwojowy dla przechodzących ciężki okres zwolnień grupowych przemysłowych Tychów. Nowy obiekt miał też szansę stać się współczesną ikoną miasta.
Nowa ekipa w tyskim magistracie ogłosiła przetarg. Inwestor Piramidy przedstawił solidne gwarancje finansowe realizacji, dzięki czemu wygrał konkurs. Kamień węgielny wmurowano w 2001 roku przy udziale lokalnej elity, w tym środowiska lekarskiego.
Sen szalonego faraona?
Prasa miała wówczas na Ceglińskim używanie. „Pomysł szalonego faraona” - głosił jeden z nagłówków z tamtych lat. Nie podobało się to też niektórym mieszkańcom („nie oddamy naszego czakramu”). Bioenergoterapeuta dopiął jednak swego, i to z przytupem.
Budynek projektu Krzysztofa Barysza i Aleksandra Nowackiego z tyskiego biura architektonicznego "Urbi" (twórcy m.in. muzeum w Kairze) jest geometrycznie wierny, a nawet tak samo zorientowany względem kierunków świata jak pierwowzór w Gizie. Jego szczytowa, przeszklona część (piramidion) „pasowałaby” idealnie na miejsce brakującego wierzchołka piramidy Cheopsa. 17 metrów pod nim znajduje się miejsce uważane za centrum czakramu - tzw. „ślepe źródło” wody gruntowej.
Więcej niż „jakby” luksusowo
Korytarze i hol hotelu wypełnia całe mnóstwo figur egipskich bóstw, które strzegą przejść, schodów, wejść do windy, a nawet odprowadzają do toalety. W restauracji „Kleopatra”, barze „Ramzes” na platformie widokowej i wielu ścianach znajdziemy reliefy z hieroglifami i całą masę grafik nawiązujących do starożytnego Egiptu. Hieroglify znajdują się nawet nad prostymi kafelkami w pokojowych łazienkach; bordowe dywany, polerowany kamień, skóra i ciemne drewno tworzą wrażenie konwencjonalnego przepychu a la lata 90. - jednak też pewnej przytulności.
Kuracyjne elementy hotelu to obok tradycyjnego sanatorium (sale masażu i odnowy biologicznej, basen) mistyczna podziemna Sala Ozyrysa, gdzie przy relaksacyjnej muzyce można być „bliżej czakramu”, a nawet dotknąć jego fragmentu - kamienia na metalowym, barwnie podświetlonym postumencie.
Budynek wybudowano w rekordowym tempie około roku - pomysłodawca i inwestor chciał, by jego „dziecko” powstało w symboliczne dziewięć miesięcy.
Symboliczna była również data otwarcia - 1 maja 2004 r.
- Weszliśmy z piramidą do Unii - kwituje ten fakt gospodarz hotelu. Pojechaliśmy też „z nią” na Euro - wielu tyszan pamięta wizyty narodowej kadry piłkarskiej, która była częstym gościem hotelu-uzdrowiska przez jego pierwsze kilka lat, co znacznie też go rozreklamowało. - Dawne piramidy były bramą do nieba, ta jest bramą do zdrowia - tłumaczył Cegliński, który nadal sporadycznie prowadzi w obiekcie swoje terapie; złote czasy Piramidy to jednak niewątpliwie pierwsze pięć lat jej działalności.
W tym właśnie czasie hotel spa wizytowały ekipy Engelsa, Beenhakkera czy Wisły Kraków. Wbrew obiegowej opinii, że doprowadziły do tego konszachty z tyskimi „szychami”, przygoda zaczęła się w końcu lat 90. od znajomości Ceglińskiego z Jerzym Engelem, wówczas trenerem szorującej o dno tabeli Polonii Warszawa. Engel przyszedł do terapeuty, który wówczas miał interesy w Warszawie i pozytywną opinię, z prośbą o wsparcie morale drużyny.
Piłkarski prorok
Ten pierwszy zgodził się porozmawiać z drużyną, w której grał wtedy m.in. Emmanuel Olisadebe. Przesądny Nigeryjczyk traktował ponoć Ceglińskiego jak wielkiego czarownika czy szamana - reszta piłkarzy podchodziła początkowo do sesji z nim ze sceptycznym uśmiechem, jednak zwyciężyło nastawienie „a co nam szkodzi”. Prędko okazało się, że w drużynie pojawił się nowy duch - a legendę ugruntował dodatkowo fakt, że Cegliński trafnie przewidział wynik spotkania Polonii z Górnikiem Zabrze, która w dodatku wygrała 3:0 - a nikt nie liczył wtedy na więcej niż remis.
- To, co oni o mnie myślą było najmniej istotne. Najważniejsze, żeby pojawiło się szczęście - tłumaczy z rozbrajającą szczerością "szaman".
Na graczy „Czarnych Koszul” szczęście w owym czasie wręcz się wysypało. Z dna tabeli drużyna trafiła na szczyt - w 2000 roku wygrali Ekstraklasę i Superpuchar, a rok później Puchar Polski. Trener Engel został selekcjonerem reprezentacji Polski, do której ściągnął kilku polonistów, w tym Olisadebe. W czasach mody na jadeitowe figurki Buddy, łapacze snów, różdżkarstwo i tarota wiele mówiło się o przeznaczeniu; trenerowi Engelowi szczęście przynosić miał jego zielony płaszcz.
„Do Serbii jechałem już w dresach kadry”
Za kulisami skrywała się jednak jeszcze szara eminencja i nieoficjalny członek drużyny - bioenergoterapeuta, który jakimś niezbadanym fartem typował wyniki meczów kadry z trafnością równą słynnej ośmiornicy z ZOO w Oberhausen. Mimo tego po porażce na mundialu w 2002 Engel stracił stanowisko; w tym czasie Cegliński był zaangażowany w budowę Piramidy.
Kiedy już powstała, zaczęli do niej trafiać piłkarze zachęceni spokojną okolicą, dobrą bazą treningową, dogodną lokalizacją i oczywiście legendą sportowego cudotwórcy. Bywała tu kadra Leo Beenhakkera, która kręciła nosem na ceny: „Jak przegramy, to nie płacimy” - mieli powiedzieć, na co właściciel zaproponował 10 procent zniżki, którą mieli stracić w razie porażki.
Z końcem pierwszej dekady XXI wieku Piramida przestała już być elektryzującą sensacją, a do zabiegów nie ustawiają się już kolejki - jednak będąc tu nie odnosi się wrażenia, że hotel upada. Goście to w dużej mierze grupy biznesowe, skuszone bliskością coraz bogatszego w atrakcje ośrodka na Paprocanach.
Baron Cegliński
Skoro już nieco plotkujemy o panu tego miejsca, o którym w Tychach krążą legendy - jego faktyczny życiorys jest chyba jeszcze bardziej intrygujący. Pochodzący z Dolnego Śląska Tadeusz Cegliński jest postacią niejednoznaczną i trudną do sklasyfikowania, a przy tym obdarzoną charyzmą i specyficznym urokiem osobistym. 72-latek ma nieprzeciętną pamięć do nazw, wydarzeń, wątków swoich dygresyjnych opowieści i anegdot, przy których można dostać zawrotów głowy od nadmiaru wrażeń.
Doktor nauk humanistycznych (co głosi plakietka na drzwiach jego gabinetu), emigrant z PRL do RFN, biologiczny fenomen o niezwykłej temperaturze dłoni, biznesmen-ryzykant, dobroduszny marzyciel, ekscentryczny indywidualista, który nie chciał być niczyim „asem w rękawie” - to opis, który przychodzi na myśl po kilku godzinach obcowania z Ceglińskim.
Spośród ludzi, którym pomógł, zjednać go sobie lub „ozłocić” próbowali krezusi, niemiecka arystokratka a nawet cygański król z Australii, który chciał mu oprócz walizki pieniędzy wręczyć też tytuł barona. Pan Tadeusz grzecznie odmówił, nie chcąc być wplątanym w klanowe sprawy Romów.
„Wiem, że wyglądam jak mafiozo” - mówi z uśmiechem
Pokaźnej postury łysy mężczyzna ma dozę dystansu zarówno do swojego rzekomego cudotwórstwa, pozycji społecznej, jak i zarzutów i drwin pod swoim adresem. - Wie pan, co do Cheopsa nie jest wiadome do końca, czy faktycznie ją budował - a tu sprawa jest jasna, Piramida jest Ceglińskiego - wcina w pewnym momencie ze śmiechem. W innej chwili opowiada o prezencie, który nieco go kiedyś zafrapował - portrecie siebie jako faraona. Zamiast w gabinecie, powiesił go w apartamencie de luxe na przedostatnim piętrze.
Zdarzało się, że Cegliński wcielał się w kelnera na charytatywnym balu wigilijnym w Piramidzie. Gdy wspomniany zostaje Zbyszek Nowak z kultowego programu "Ręce które leczą", stwierdza że był to człowiek, który łatwo obrażał się za oskarżenia o oszustwo; sam wyraża przekonanie, że największą satysfakcję daje mu wdzięczność ludzi, których mniej lub bardziej wsparł w leczeniu - a jest ich naprawdę wielu.
W bardziej poważnych momentach rozmowy tłumaczy istotę swojej terapii. - Nie diagnozuję, nie wyręczam lekarzy - dodaje, kiedy tłumaczy, że jego zdolności dodawania ludziom sił badano w ośrodkach medycznych i psychologicznych m.in. w Regensburgu, Freiburgu oraz na Śląskiej Akademii Medycznej.
***
Po oprowadzeniu po komnacie Ozyrysa i ekskluzywnym apartamencie rozstajemy się z prezesem, który udaje się na naradę z synem - obecnie dyrektorem hotelu. Piramidionu nie zwiedziliśmy - jest niestety w remoncie po pożarze (zbyt silna kumulacja mocy czakramu?); zahaczamy jeszcze o restaurację Kleopatra, w której panuje już dyskretny półmrok wlewający się przez wielkie, panoramiczne witryny. Piszący te słowa po kilku godzinach badania Piramidy i jej twórcy stwierdził, że…odpłynęła od niego energia. Jak to możliwe?