W 1922 roku, po plebiscycie i trzecim powstaniu śląskim Górny Śląsk przedzieliła granica państwowa. Niemcy zachowały większość terytorium plebiscytowego, to znaczy 7794 km.kw. (71%) z większością jego ludności (1116,5 tys. wobec 996,5 tys. po stronie polskiej). Utraciły natomiast większość górnośląskiego przemysłu - 53 kopalnie węgla kamiennego (zostało im 14), 10 kopalń rud cynku i ołowiu (zostało 5), 5 hut żelaza (zostały 4) oraz wszystkie 18 hut cynku, ołowiu i srebra oraz wszystkie 9 kopalń rud żelaza. Niemcy, mimo przegranej pierwszej wojny światowej i obarczenia ciężarem spłaty odszkodowań wojennych, wciąż stanowiły gospodarczą potęgę, której strata górnośląskich złóż naturalnych i przemysłu nie mogła powalić na kolana. Jednak dla samej śląskiej ekonomii mogło się to wydawać ciosem straszliwym i paraliżującym.
Złota śląska dekada
Lecz tak się nie stało. Mimo powojennych problemów nękających Niemcy - do terytorialnego okrojenia i gigantycznych odszkodowań w latach 20. doszła hiperinflacja, praktyczny krach rynku finansowego, drastyczny spadek wartości płac oraz wzrost bezrobocia - niemiecki Górny Śląsk, o dziwo, wszedł w okres dynamicznego rozwoju. A to dlatego, iż rząd Republiki Weimarskiej poważnie doinwestowywał właśnie okaleczone kresy wschodnie kraju. W ramach "programu pomocy dla niemieckiego wschodu "wpompowano w Śląsk milionowe sumy. W związku z okupacją Zagłębia Saary nastała też koniunktura na śląski węgiel. Dodatkowym dopalaczem okazał się dla niej strajk górników w Wielkiej Brytanii w 1926 roku. W efekcie w górnośląskich kopalniach o 100 procent zwiększono wydobycie.
Na metropolię zaczęły wyrastać Gliwice, gdzie funkcjonowały wielkie zakłady przemysłowe Vereinigte Oberslesische Huttenwerke AG i gdzie mieściła się centrala spółki kolejowej Oberslesische-Eisenbahn-Bedarfs-Gesselschaft. W prężnie rozwijającym się mieście powstało wiele nowoczesnych budynków użyteczności publicznej. Rozwijało się budownictwo mieszkaniowe, przybywało nowych osiedli. 65-tysięczne już Zabrze, przezywane do tej pory "największą wsią Europy", w 1922 r. awansowało nareszcie do rangi miasta. W innych miejscowościach, jak Kędzierzyn, Łabędy, Kuźnia Raciborska i Racibórz, powstawały nowoczesne rafinerie i zakłady chemiczne i metalurgiczne. Dynamiczną dekadę lat 20. z perspektywy kryzysu światowego początku lat 30. nazywano wręcz złotą!
Może Cię zainteresować:
Co zbudowała Polska na międzywojennym Śląsku? Jak to "zbudowała"? A nie my sami zbudowaliśmy?
Śląskie trójmiasto i "korony miast"
W latach 1927-1930 bawiono się (choć całkiem poważnie) z koncepcją śląskiego Tripolis, to znaczy integracji Bytomia, Gliwic i Zabrza.
W ramach globalnego planu odbudowy gospodarczej państwa, w 1926 roku powstał projekt jednolitego rozwoju gospodarczego, administracyjnego i socjalnego górnośląskiego okręgu przemysłowego (prof. Gerlach), który stał się podstawą dla opracowanych w latach następnych przez zespół pracowników Urzędów Budowlanych Bytomia, Zabrza i Gliwic projektów urbanistycznych wielkomiejskiego ośrodka przemysłowego. Nadzór nad pracami sprawowali architekci miejscy (M. Wolf, Albert Stutz i Karl Schabik). Najważniejszym zadaniem w przestrzennym ukształtowaniu trójmiasta było określenie warunków dalszej zabudowy w stosunku do istniejącej tkanki miejskiej. Nowy kształt miasta oparty był na decentralizacji, wydzieleniu terenów zielonych i rekreacyjnych, osiedli, systemu komunikacji, enklaw industrialnych. Idea strefowego zróżnicowania terenów miejskich wpisywała się w główne postulaty ówczesnej myśli urbanistycznej - piszą autorzy rozdziału poświęconego historii sztuki Górnego Śląska (Ewa Chojecka, Jerzy Gorzelik, Irma Kozina, Barbara Szczypka-Gwiazda) w "Historii Górnego Śląska", pracy zbiorowej pod redakcją Joachima Bahlckego, Ryszarda Kaczmarka i Dana Gawreckiego.
Narodził się też wizjonerski pomysł zbudowania od podstaw nowoczesnego centrum planowanej metropolii. Przegrała z koncepcją "odrębnych przestrzeni reprezentacyjnych" każdego z członów trójmiasta. Przegrała oczywiście na pozór, gdyż ostatecznie obie idee okazały się utopijne.
Szczególnie imponujące były plany stworzenia nowego centrum Zabrza, które miało zostać ukształtowane z nadzwyczajnym rozmachem, w myśl formuły "korony miasta".
Max Berg i Hans Poelzig zaprojektowali dla Zabrza wieżowce ze szkła i stali, stanowiące reminiscencję amerykańskich drapaczy chmur, które fascynowały ówczesną awangardę. Widziano w nich typ zabudowy, który zdominuje śródmieścia metropolii, stanowiąc "świątynie pracy", ową "koronę miasta" górującą nad miejską panoramą jak średniowieczne katedry - czytamy w książce "Architektura modernistyczna w Zabrzu" (opracowanie merytoryczne Tomasz Wagner).
Mimo iż w Hindenburgu zrealizowano tylko ułamek wielkich planów rozbudowy i to w skromniejszej ostatecznie niż zamierzana postaci, to substancja miejska Zabrza autentycznie bardzo wiele wtedy zyskała, a miasto wciąż może się szczycić niejednym (obecnie już klasycznym) obiektem z tamtej epoki. A nawet całymi zespołami architektonicznymi, jak modernistyczne miasto południowe (wówczas Südstadt) oraz osiedle DEWoG.
Modernizm, ekspresjonizm i budowlana konwergencja
Gdyż niespełnione urbanistyczne sny to jedno, a autentyczny, architektoniczny Sturm und Drang w trzeciej dekadzie XX wieku - drugie. Kipiące urbanistycznym i architektonicznym wizjonerstwem lata 20. nie obyły się - bo obyć się nie mogły, a wręcz temu sprzyjały - bez powstania na niemieckim Górnym Śląsku nowoczesnej architektury. Analogicznie jak i na polskim. Te dwa regiony, rywalizujące ze sobą na różnych polach, z których architektura nie była najmniej istotnym), dokumentalistka Jadwiga Kocur nazwała "Dwugłowym smokiem" (jak brzmi tytuł filmu o nich, którego jest autorką).
Paradoksalnie - zważywszy na to, jak później pogardliwie traktowali naziści polską architekturę modernistyczną w okupowanych od 1939 roku Katowicach - niemieckiemu budownictwu na Górnym Śląsku tej epoki ton nadawał właśnie modernizm. Obie strony rywalizacji, Polska i Niemcy, mimowolnie podążały równoległymi drogami rozwoju. Polacy ze względów politycznych, odcinając się od neogotyku, postrzeganego jako niemiecki wymysł, a więc negatywnie. Niemcy - zwyczajnie prąc do przodu w poszukiwaniu nowych rozwiązań i inspiracji. Jedni i drudzy dostrzegli je za Wielką Wodą, w nowoczesnej architekturze amerykańskiej. Skutki bywały przedziwne. Gdyby niejedną z niemieckich realizacji międzywojennych wybudować nie w Bytomiu, Zabrzu bądź Gliwicach, a w modernistycznej dzielnicy Katowic, dajmy na to przy ulicy Powstańców, Kopernika, Poniatowskiego czy Wandy (czyli dzisiejszej Skłodowskiej-Curie) - nie wywołałoby to tam najmniejszej dysharmonii. A przeciwnie, pasowałoby idealnie. To trochę tak, jak z ewolucją na różnych, odizolowanych od siebie kontynentach. Mimo tej izolacji warunki naturalne sprawiają, że ewolucja często przebiega zdumiewająco podobnym torem i przynosi zbliżone rezultaty. Australijski wilk workowaty (wymarły już niestety) w najmniejszym choćby stopniu nie był krewniakiem europejskich, azjatyckich ani amerykańskich drapieżnych kotów, a przecież polował niczym one i przypominał je zachowaniem. Nie darmo nazywano go też tygrysem tasmańskim. Zawdzięczamy to zjawisku zwanemu konwergencją i występującemu jak widać nie tylko w biologii, ale też w architekturze.
I przykładowo jak Katowice miały zgrabny, modernistyczny kościół garnizonowy, tak Zabrze przepiękny kościół św. Józefa, zaprojektowany w duchu ekspresjonizmu przez Dominicusa Böhma, a uznawany za jeden z najpiękniejszych kościołów epoki.
Ekspresjonizm królował wśród niemieckich realizacji. Jego klasyczne przykłady to bytomskie Oberschlesische Landesmuseum i Powszechna Kasa Oszczędności (obecny gmach Muzeum Górnośląskiego) czy liceum imienia Eichendorffa w Gliwicach.
Obydwa Śląski, owe głowy dwugłowego smoka, starały się jedna drugiej zaimponować. Chodziło o to, by przewyższyć rywala, zawstydzić go i wprawić w zakłopotanie. Katowicki drapacz chmur miał być widoczny aż z Bytomia, by irytować tam Niemców. Ci mogli się zrewanżować nowoczesnymi realizacjami Bytomia, które kłuły w oczy powstańców śląskich świętujących na kopcu Wyzwolenia w Piekarach.
W cieniu hakenkrojca
Z otchłani Wielkiego Kryzysu Niemcy wyłoniły się rządzone przez Adolfa Hitlera i NSDAP. Nazistowskie rządy wydawały się sprzyjać dalszemu rozwojowi gospodarki. Radykalnie spadło bezrobocie. Uruchomiono programy robót publicznych. 21 marca 1934 ruszyła budowa "Autostrady Ślaskiej". Zapoczątkowano ją na Dolnym Śląsku (pierwszy odcinek połączył Wrocław i Legnicę), ale miała dotrzeć też na Górny (do Bytomia), dając zatrudnienie całej rzeszy bezrobotnych i napędzając koniunkturę w budownictwie. Górnośląski przemysł był beneficjentem programów zbrojeniowych, zarabiając krocie na lukratywnych zamówieniach broni i wyposażenia od Wehrmachtu. Gliwice stały się wtedy siedzibą wielkiego koncernu zbrojeniowego Reichswerke AG für Erzbergbau und Eisenhütten Hermann Göring. Cena rozkwitu w cieniu hakenkrojca okazała się jednak straszliwa.
W porównaniu z czasami Republiki Weimarskiej III Rzesza pozostawiła po sobie stosunkowu niewiele śladów w górnośląskiej architekturze.
Unikatowym założeniem architektonicznym z tych czasów jest osiedle Wilcze Gardło w Gliwicach (zwane poprzednio Eichenkamp względnie Glaubenstadt), wzniesione jako wzrocowa osada SA (Sturm Abteilungen). Jednym z projektantów tego budowanego od 1937 roku kompleksu był bytomski architekt Rudolf Fische - piszą autorzy cytowanego rozdziału w "Historii Górnego Śląska".
Jednak też zazwyczaj na ideach i szkicach się kończyło, jak np. w przypadku miasta-sypialni dla robotników, które zamierzano wybudować na surowym korzeniu, praktycznie w szczerym polu, w okolicy Kamieńca nad Dramą i Zbrosławic. Utrzymane w podobnym duchu, choć znacznie bardziej wyrafinowane (z monumentalnymi "koronami miasta" włącznie) projekty nowych nazistowskich metropolii powstały dla wcielonych do Rzeszy ziem okupowanych, tzn. województwa śląskiego (Tychy jako nowa stolica prowincji górnośląskiej - Führerstadt) i Zagłębia Dąbrowskiego (Adolf-Hitler Stadt i Neu Sosnowitz), lecz również nigdy nie doczekały się realizacji. Ale to już inna historia.