Wyobraźmy sobie, że dla Polski coś poszło nie tak. Tego zresztą nie trzeba sobie specjalnie wyobrażać, bo przecież nie poszło. Przecież Polska 20 marca 1921 roku naprawdę przegrała plebiscyt na Górnym Śląsku, zdobywając zaledwie 40,4% głosów, podczas gdy za Niemcami opowiedziało się 59,5% głosujących. Strona polska próbowała interpretować ten wynik na swoją korzyść, jednak globalne, twarde cyfry były takie, a nie inne. Ostatecznie zdecydowała polityczna wola Francuzów, którzy dążyli do osłabienia Niemiec i radzi widzieli silną, zaprzyjaźnioną Polskę, a i nie mieli nic przeciwko temu, by przy okazji dorobić sobie parę groszy w zarządach górnośląskich spółek.
Wyobraźmy więc sobie, że coś poszło jeszcze bardziej nie tak. Na przykład, że w pierwszych tygodniach po plebiscycie inspirowana przez niemiecki wywiad prasa ujawnia próby przekupienia francuskich decydentów lukratywnymi posadami w górnośląskim przemyśle, jeżeli tylko znajdzie się on w polskich rękach. Nici powiązań ciągną się do najwyższych paryskich gabinetów i wojskowych sztabów. W rezultacie we Francji upada rząd, a najwyżsi rangą oficerowie francuskiej armii, jeszcze niedawno pławiący się w zwycięskich splendorach, teraz w niesławie podają się do dymisji. Skompromitowana zostaje też Polska. W związku z tym nie podejmuje ryzyka potajemnego wspierania przygotowań do III powstania śląskiego, które w rezultacie nie wybucha. A nawet jeżeli wybucha, to pozbawione polskiego wkładu w postaci kadry dowódczej i uzbrojenia, szybko kończy się klęską. (Interesujesz się Śląskiem i Zagłębiem? Zapisz się i bądź na bieżąco - https://www.slazag.pl/newsletter)
Koniec, szlus. Wobec osłabienia Francji, w Radzie Ambasadorów bierze górę Wielka Brytania, mówiąca głosem Lloyda George'a. Polska musi obejść się smakiem, bo z całego Górnego Śląska otrzymuje na otarcie łez kilka wiejskich powiatów. Albo i nawet nie. Wtedy postanowienia Statutu Organicznego z 1920 roku, zapewniające polskiemu województwu śląskiemu autonomię, pozostaną martwą literą.
Polska bez Śląska. Wyobraźmy to sobie
To będzie inna Polska. Bez śląskiego przemysłu. Bez węgla ze śląskich kopalń i stali ze śląskich hut. Oraz pieniędzy z handlu nimi. Polska, w której nie powstanie port w Gdyni. Powód numer jeden: za co ten port zbudować? Powód numer dwa: po co w ogóle ten port, skoro nie ma węgla?
Z powodu numer dwa Polsce niepotrzebna też będzie Magistrala Węglowa. Nie dojdzie do wojny celnej z Niemcami, więc górnośląski węgiel pojedzie nad (między innymi) Bałtyk po dotychczasowych torach kolejowych. Tyle tylko, że będzie to węgiel niemiecki.
A tak jeszcze na marginesie, to bazy morskiej na Oksywiu nie będą potrzebować niszczyciele czy okręty podwodne Polskiej Marynarki Wojennej, gdyż PMW nie będzie stać na takie zbytki. Żegnajcie, OORP "Orzeł", "Grom" i "Błyskawica". Z kolei Polskiej Marynarki Handlowej nie zasilą stanowiące dumę II RP, wspaniałe statki pasażerskie "Batory" i "Piłsudski". Gdyż obydwa zbudowano we włoskich stoczniach, płacąc za nie śląskim węglem. Arrivederci!
Polsce pozostanie fedrować węgiel w Zagłębiu Dąbrowskim oraz tej części Śląska Cieszyńskiego, którą przyznano jej po konferencji w Spa. Jednak stosunkowo niewiele tego i wystarczy w zasadzie tylko na potrzeby krajowe. A i to niekoniecznie. Niezbyt też wiele ropy wydobędą borysławskie naftowierty. Fajnie mieć swoje własne zagłębie naftowe, ale to podkarpackie Kuwejtem ani Arabią Saudyjską niestety nie jest.
Polska będzie krajem rolniczym, pomniejszoną wersją przedrozbiorowej Rzeczypospolitej. I podstawą jej handlu zagranicznego będą produkty i przetwory spożywcze. Pewno głównie zboże, w jakimś tam stopniu mięso. Oraz polska wódka.
Bilans się nie domyka
Może więc wcześniej narodzi się idea Centralnego Okręgu Przemysłowego? Być może - ale i do budowy COP-u niezbędne są kosmiczne pieniądze na inwestycje. Jednak skąd je wziąć - z kredytów zagranicznych? Można spróbować, ale to ryzyko: jeśli znów pójdzie coś nie tak (dajmy na to jakiś kryzys światowy), efektem będzie kraj wciąż zacofany, a w dodatku zadłużony. Dramat.
Niewielki PKB i rachityczny przemysł zbrojeniowy nie pozwolą na utrzymywanie silnej armii i jej modernizację, jak stało się w rzeczywistości (bo wbrew pozorom, przedwrześniowe Wojsko Polskie wojna zastała w toku postępującej coraz bardziej modernizacji). Rządzącym II RP nawet się nie będzie śniło o tym, że WP jest w stanie powstrzymać w polu armię niemiecką czy radziecką
Krótko mówiąc, bilans II Rzeczpospolitej bez Górnego Śląska nijak się nie domyka.
I jeszcze coś. Na Górnym Śląsku nie powstaje diecezja katowicka. Gdyż tę utworzyła kuria rzymska specjalnie dla województwa śląskiego, wychodząc naprzeciw inicjatywie tutejszych polskich księży. W Katowicach nie stanie katedra (ani tym bardziej archikatedra) Chrystusa Króla. Katowice nadal podlegać będą diecezji wrocławskiej, nie będąc zresztą jakimś szczególnie ważnym jej miastem. Jeżeli po latach papież (wcale niekoniecznie Polak) zreformuje strukturę administracyjną Kościoła, tworząc nowe diecezje i archidiecezje, metropolią kościelną prędzej staną się np. Opole, Gliwice czy Bytom. Karier w strukturach polskiego Kościoła nie zrobią biskupi Hlond i Adamski. A nawet gdyby, to drogą nie przez Katowice, tylko przez Kraków. Tam zaś konkurencja jest duża.
Śląsk bez Polski
Górny Śląsk wzmocni za to Niemcy. Górnośląski przemysł zachowa swoją dotychczasową spoistość i pełen potencjał. Republika weimarska wykorzysta go, by sprawniej spłacać reparacje wojenne. W tej sytuacji niemiecka gospodarka być może łatwiej zniesie kryzys światowy. Może naziści nie będą mieć okazji, by - używając wytrycha populizmu - dojść do władzy i pozostaną partią z może i ekstremalnie skrajnym programem, ale też o marginalnym znaczeniu na niemieckiej scenie politycznej. Czy silne Niemcy nie zapragną rewanżu i odkucia się za porażkę w pierwszej wojnie światowej? Tak, być może, ale wcale niekoniecznie. A nawet wręcz przeciwnie: demokratyczne Niemcy, nie starte na proch przez militarną potęgę aliantów, z nieobciążoną nazistowskimi zbrodniami hipoteką, mogą też prędzej wejść na drogę pojednania z Francją, prowadzącą do zjednoczonej Europy. Jeżeli Polska do tej Europy dołączy, stworzy to szansę na upragnioną modernizację i wyrównanie poziomu cywilizacyjnego.
Jest jednak i alternatywna wobec powyższej, bardzo niebezpieczna dla II RP możliwość. Taka mianowicie, że Niemcy, dufne swej potęgi gospodarczej i militarnej, nawet bez dojścia nazistów do władzy zdecydują się załatwić stare porachunki. Zaś najłatwiejsze byłoby to z Polską. Efektem może być porozumienie z niebezpiecznym, bo mimo pustych pokojowych deklaracji wiecznie drapieżnym, ZSRR i w rezultacie rozbiór Polski, przywracający granice mocarstw z 1914 roku (choć kto wie, w czyim ręku znalazłby się wtedy spadek po habsburskiej Austrii, czyli Galicja z Krakowem i Lwowem). Tak fatalnej konfiguracji nie była w stanie zapobiec nawet realna II RP, a co dopiero jej hipotetyczna, słabsza wersja bez Górnego Śląska.
Korona perłami wysadzana
Jednak Niemcy mogą się przeliczyć, mimo wszystko napotykając opór słabszej, ale nieposkromionej Polski, która zrobi to, co w swojej historii czyniła nieraz - podejmie nierówną walkę, niebaczna na skrajnie niekorzystną różnicę potencjałów. Jednak w taki konflikt zaangażować się mogą inne mocarstwa, dostrzegając w nim okazję do osłabienia niebezpiecznie rosnącej potęgi Niemiec. Konflikt lokalny może więc przerodzić się w hipotetyczną drugą wojnę światową, zakończoną klęską Niemiec. Z Polską w obozie zwycięzców, która w takich okolicznościach miałaby szansę zrealizować swoje aspiracje terytorialne na zachodzie, obejmując we władanie Śląsk. Co najmniej Górny po Opole, a może i Dolny z Wrocławiem. Byłby to rzecz jasna nabytek o wiele cenniejszy, niż część Górnego Śląska w 1922 roku.
Gdyż Niemcy od 1922 roku dbają tymczasem na Śląsku o swoje. Wskutek tego górnośląski przemysł, któremu zaoszczędzono szoku podziału granicą państwową, nie będzie też z wolna, rok z rokiem, zmieniał się w technologiczny skansen. Ale podlegał sukcesywnej modernizacji. Eksploatacja węgla nie będzie rabunkowa i jak najszybsza, lecz obliczona długofalowo, na całe dekady, ze starannie zaplanowanymi polami rezerwowymi poszczególnych kopalń. Polsce po ewentualnie wygranej wojnie nie przypadnie w udziale perła w koronie, lecz cała drogocenna korona perłami wysadzana.
Autonomia, turyści i gastarbeiterzy
O ile w II RP bez Śląska nie miałoby szans zaistnieć polskie województwo śląskie (w oparciu o skrawki terytorium Górnego Śląska, ewentualnie przyznane, Polsce można by założyć folklorystyczny zespół "Śląsk", ale nie województwo, i to autonomiczne), to - o ironio - autonomię posiadałby, analogicznie do innych prowincji Niemiec, niemiecki Górny Śląsk. Gdyż paradoksalnie, to akurat coś, czego możemy być pewni. Od 14 października 1919 roku istniała prowincja górnośląska i zapewne istniałaby dalej. Co ważne dla Górnoślązaków ducha polskiego, poczuwających się do polskiej kultury, ta ostatnia na Śląsku w granicach demokratycznych Niemiec mogłaby się swobodnie rozwijać. Mimo iż przed I wojną światową w urzędach i przemyśle niepodzielnie panował język niemiecki, to swoboda polskojęzycznej prasy oraz towarzystw kulturalnych była wtedy na Śląsku doprawdy szeroka. I najpewniej tak by pozostało.
Prócz ruchu pielgrzymkowego, np. do Częstochowy, rozwijałaby się też turystyka. Ślązacy tłumnie odwiedzaliby nie tylko pobliski Kraków, ale też Warszawę, Lwów i Wilno. A także Beskidy, od najbliższego Beskidu Śląskiego poczynając.
Ten bowiem, wraz z częścią Śląska Cieszyńskiego, leżałby w Polsce. Przy okazji więc można by się zastanawiać, czy właśnie w oparciu o Śląsk Cieszyński nie utrzymałoby się jednak w II RP województwo śląskie, ze stolicą w Cieszynie czy Bielsku - lecz tu na dwoje babka wróżyła. W każdym razie i w Beskidzie Śląskim prawdopodobnie zabrakłoby środków na inwestycje w komunikację oraz infrastrukturę wypoczynkową. Nie powstałyby nowoczesne szosy na Równicę i Kubalonkę ani np. modernistyczny basen w Wiśle (a co z pałacykiem prezydenckim?). I nie wiadomo, kiedy dotarłaby do Wisły kolej. Ale czy turyści (nie tylko ze Śląska) musieliby się liczyć ze znacznie słabszą bazą noclegową? Niekoniecznie. Rozwijałby ją przecież także prężnie działający, obok Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, Beskidenverein.
Z drugiej strony, nie brakowałoby na Śląsku turystów polskich (przy okazji rozkwitałby przygraniczny handel), a i pracowników. Rozwijający się śląski przemysł potrzebowałby siły roboczej, mając do zaoferowania nadzwyczaj korzystne dla obywateli biednej II RP warunki płacowe. Część zatrudniających się w nim Polaków, ci mieszkający tuż za granicą, tylko dojeżdżaliby do pracy na Śląsku. Ale wielu innych, z dalszych stron Polski, emigrowałoby do górnośląskich miast. I - znów paradoksalnie - wzmacniając tam miejscowy żywioł polski. Co mogłoby mieć wpływ już nie tylko na kulturę, ale i życie polityczne. Głosy wyborcze osiadłych i naturalizowanych na Śląsku Polaków niewątpliwie ktoś uznałby za warte zagospodarowania.
Co ze stolicą?
Rozkwitająca na Śląsku polska kultura - zarówno ta rodzima, jak i importowana za pośrednictwem imigrantów z Polski - w razie włączenia Śląska do Polski po hipotetycznej klęsce Niemiec w kolejnej wojnie światowej ułatwić powinna integrację go z Rzeczpospolitą. Tym bardziej, że zdążyłyby ukształtować się na Śląsku rodzime elity o propolskiej orientacji. Stworzyłoby to szansę uniknięcia błędów popełnionych w okresie II RP, kiedy to obsadzanie stanowisk kierowniczych w administracji, przemyśle i szkolnictwie niemal wyłącznie przez przybyszów z Galicji i Kongresówki, napsuło Ślązakom wiele krwi i stało się przyczyną szeregu żywionych przez nich do dziś uraz i animozji.
Wspomnieliśmy poprzednio o modernizmie. Zwróćmy uwagę, że modernistyczna zabudowa Katowic i Chorzowa w ogóle by nie zaistniała. Katowice w żadnym wypadku - ani pozostania w granicach Niemiec już na wieki, ani też uzyskania przez Polskę całego Śląska po hipotetycznej wojnie światowej - nie zrobiłyby swej historycznej kariery jako ośrodek polskiej władzy i administracji. Można przypuszczać, że Polska, obejmując jednorazowo cały Górny Śląsk za jednym zamachem, jego stolicę ulokowałaby bardziej tradycyjnie. Najpewniej w Bytomiu czy dynamicznych i ambitnych Gliwicach.
Nie byłoby zatem katowickiej dzielnicy moderny. Ciekawe, jaka architektura wyrosłaby w jej miejscu? Skoro zaś mowa o architekturze, nie powstałby też gmach Sejmu Śląskiego i Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego. Po co one podrzędnemu, przemysłowemu miastu prowincji górnośląskiej, o randzie podobnej do Świętochłowic czy Königshütte? Katowice nie zrobiłyby swej wielkiej kariery stolicy GOP-u. Jego punkt ciężkości leżałby bowiem nie w peryferyjnym mieście nad Rawą, a gdzieś bliżej centrum obszaru przemysłowego. A może ulokowano by ją w całkowicie nowym mieście, założonym gdzieś na polach i rekultywowanych hałdach? Wyobraźmy sobie awangardowo, rewolucyjnie zaprojektowane miasto-ogród, bardziej do jakowegoś wielkiego parku podobne, gdyż urzędy i instytucje (wśród nich nowoczesne Muzeum Śląskie) schowano pod ziemią. Zaś ponad tym wszystkim utworzono wielki teren rekreacyjny, ze stadionem, basenem, ogrodem zoologicznym, lunaparkiem, skansenem i nawet planetarium. Oraz mnóstwem zieleni i wody. A do tego licznymi kawiarniami i pubami, serwującymi wyborną kawę i najlepsze śląskie piwo. Ale to już fantazja.
Może Cię zainteresować: