- „Blue coal” stał się składnikiem specjalnej mieszanki, którą PGG chce zawojować rynek indywidualnych odbiorców – produkt ma być relatywnie tani i praktycznie bezemisyjny.
- Wybrano potencjalne lokalizacje pod budowę instalacji oraz przeanalizowano dostępne technologie. Uruchomienie na większą skalę produkcji „błękitnego” paliwa będzie wymagać zainwestowania kilkudziesięciu milionów złotych.
- Czas ewentualnej obecności na rynku mieszanek z udziałem „błękitnego” paliwa to kilkanaście lat. W tym czasie do sprzedaży mogłoby trafić kilka milionów ton bezdymnej mieszanki.
W poniedziałek (28 marca) mija dokładnie 10 miesięcy od podpisania umowy społecznej dla górnictwa węgla kamiennego w Polsce. Sygnowany w Katowicach przez przedstawicieli rządu oraz górniczych związków zawodowych dokument określał m.in.
- terminy wygaszania wydobycia w kopalniach do roku 2049,
- pakiet świadczeń socjalnych dla odchodzących z branży górników ,
- mechanizm finansowania przez państwo spółek wydobywczych.
W umowie zapisano również osiem różnych inwestycji, które miałyby zostać zrealizowane do czasu osiągnięcia przez Polskę neutralności klimatycznej celem „zminimalizowania negatywnych skutków (…) transformacji sektora górnictwa węgla kamiennego oraz wzmocnienia bilansu systemu energetycznego”. Wśród nich znalazła się budowa „instalacji do produkcji niskoemisyjnego paliwa węglowego, którego wykorzystanie będzie dozwolone w gospodarstwach domowych do 2045 r.”.
I
właśnie do budowy takiej instalacji zaczyna się przymierzać
Polska Grupa Górnicza. Spółka zleciła
Instytutowi Chemicznej Przeróbki Węgla opracowanie
studium wykonalności dla zakładu produkującego „błękitny
węgiel”. „Blue coal” stał
się bowiem składnikiem
specjalnej mieszanki, którą spółka chce zawojować rynek
indywidualnych odbiorców – produkt ma być relatywnie tani i
praktycznie bezemisyjny.
Od lat znano jego zalety. Znano też i wady
O „błękitnym węglu” mówiło się od lat. Od lat też znano technologię jego produkcji polegającą na poddaniu zwykłego węgla kamiennego procesowi odgazowania, co pozbawia go części lotnych, a finalnie ogranicza emisję zanieczyszczeń. „Blue coal” testowany był w miastach Górnego Śląska, ale również w Nowym Sączu (woj. małopolskie), gdzie lokalne władze upatrywały w nim szansy na poprawę jakości powietrza i swojej reputacji jako miejscowości turystycznej.
Od samego początku słabą stroną tego paliwa była jego
cena (już
kilka lat temu wynosiła ok. 1000 zł za tonę),
która na tyle przewyższała cenę pozostałych sortymentów węgla,
że widoki na jakąkolwiek jego
komercjalizację
były
mizerne. Stąd też można było przez pewien czas usłyszeć o
ewentualnych dopłatach do zakupu „błękitnego węgla” przez
gminy, czy Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej,
ale finalnie nic z tego nie wyszło. Wydawało się więc, że „blue
coal” zapisze się w historii jako kolejny znakomity pomysł, z
którego nic nie wyszło.
„Blue coal” - spalanie bez emisji z komina
Wygląda jednak na to, że opracowane przez zabrzański Instytut Chemicznej Przeróbki Węgla paliwo dostanie drugą szansę. Pod koniec stycznia Polska Grupa Górnicza zaprezentowała swój najnowszy produkt – ekogroszek „Karolinka”. To nic innego jak mieszanka węgli ze śląskich kopalń oraz właśnie „błękitnego węgla” (ma on stanowić ma ok. 15 proc. składu). Jak przekonuje spółka nowe paliwo w porównaniu z tradycyjnymi ekogroszkami gwarantuje co najmniej 30-procentową redukcję zanieczyszczeń, w tym pyłów PM 2,5 i PM 10, benzo(a)pirenu oraz rakotwórczych wielopierścieniowych węglowodorów aromatycznych.
- Odgazowanie polega na tym, że niechciane, najbardziej rakotwórcze substancje, stanowiące wychodzący z komina żółty dym, nie idą w węglu do klienta, tylko są usuwane w obiekcie technologicznym, dopalane i odpylane. Do klienta trafia paliwo czyste, niskoemisyjne – mówił podczas styczniowej konferencji w Bieruniu dr inż. Aleksander Sobolewski, dyrektor IChPW.
- Przy spalaniu w kotłach piątej klasy lub ecodesign dym z komina jest już praktycznie niedostrzegalny. To paliwo powoduje, że w zasadzie nie widzimy dzisiaj żadnej emisji z kotłów – dodał Adam Gorszanów, wiceprezes ds. sprzedaży PGG.
Przedstawiciele
spółki podkreślali, że choć "Karolinka" przeznaczona jest zwłaszcza dla nowoczesnych automatycznych kotłów węglowych, to z
powodzeniem można spalać ją również w kotłach starej generacji.
Wybrano potencjalne lokalizacje. Potrzeba kilkudziesięciu milionów
O masowej produkcji „Karolinki” PGG na razie nie ma jednak co marzyć. Powód? Zbyt mała ilość „błękitnego węgla”. Obecnie produkuje go tylko jedna firma, w dodatku zlokalizowana na zachodzie Polski (węgiel sprowadzany jest do niej ze Śląska, a następnie w drugą stronę jedzie „blue coal”). I dlatego właśnie PGG chciałaby uruchomić produkcję tego dodatku na swoim terenie, na Śląsku.
- Na podstawie przeprowadzonej analizy wybrano potencjalne lokalizacje pod budowę instalacji produkcji paliwa bezdymnego oraz przeanalizowano dostępne technologie. Prace analityczne w tym zakresie będę nadal trwały – potwierdza nam przymiarki do inwestycji Tomasz Głogowski, rzecznik prasowy PGG.
Jak
szacuje spółka, uruchomienie na
większą skalę produkcji
„błękitnego
węgla” będzie
wymagać zainwestowania kilkudziesięciu milionów złotych w budowę
specjalnych reaktorów do odgazowania węgla. O
źródłach finansowania tej inwestycji nie wspomniano, choć
w tekście cytowanej już umowy społecznej dla górnictwa można
doszukać się obietnicy, że realizacja zapisanych w niej inwestycji
„zostanie wsparta z wykorzystaniem dostępnych środków
pochodzących ze źródeł krajowych i instrumentów finansowych Unii
Europejskiej”.
Czas węgla się kończy. Nawet tego bezdymnego
W sklepie PGG za tonę wyprodukowanej z udziałem „błękitnego węgla” mieszanki trzeba zapłacić około 1000 zł. To niewiele drożej aniżeli za każdy inny ekogroszek, a na tle cen w prywatnych punktach handlu węglem (tam za tonę ekogroszku trzeba zapłacić ponad 2000 zł) można to wręcz uznać za ofertę promocyjną. Chętnych do zakupu nie powinno więc brakować zwłaszcza, że sytuacja na rynku gazu (szybujące ceny tego paliwa i zator w realizacją nowych przyłączy przez Polską Spółkę Gazownictwa) nie zachęca do szybkiego pozbywania się kotłów węglowych o ile nie są to urządzenia, których stosowanie jest zakazane na mocy uchwał antysmogowych. Tak to przynajmniej wygląda na dziś.
Tyle, że dziś nie ma możliwości zwiększenia produkcji, a na razie nie wiadomo kiedy instalacja do produkcji „błękitnego węgla” mogłaby rozpocząć działalność. Wiadomo natomiast, że zgodnie z Polityką Energetyczną Państwa spalanie węgla w domowych paleniskach na terenie miast będzie możliwe do roku 2030. W przypadku węgla bezdymnego kres jego stosowania w miastach wyznaczono na rok 2040 o ile nie jest to sprzeczne z uchwałami antysmogowymi (w tym samym terminie zakończyć ma się również spalanie węgla w indywidualnym ciepłownictwie na terenach wiejskich). Czas ewentualnej obecności na rynku mieszanek z udziałem „błękitnego” paliwa to zatem kilkanaście lat. Ewentualna skala produkcji, wedle naszych ustaleń, to niespełna pół miliona ton rocznie, co oznacza, że do roku 2040 na rynek mogłoby trafić kilka milionów ton paliwa z domieszką „błękitnego węgla”. To mniej więcej tyle, ile węgla z importu indywidualni konsumenci w Polsce spalają w skali jednego roku.
ZOBACZ TEŻ:
- Jerzy Markowski: Jest wojna. Skąd my weźmiemy węgiel?
- Olbrycht: Czeka nas embargo na węgiel z Rosji. Unijne cele klimatyczne? Przesunięte w czasie, ale konieczne
Może Cię zainteresować: