Kopalnie fedrują coraz mniej, coraz więcej za to leży węgla na zwałach
Polska miała mieć zapasy węgla na 200 lat. Tak przynajmniej w grudniu 2018 roku twierdził w Katowicach prezydent RP Andrzej Duda podkreślając, że paliwo to jest „naszym strategicznym surowcem”. Tyle, że patrząc na dane dotyczące wydobycia w polskich spółkach górniczych wyraźnie widać, że polityczne deklaracje to jedno, a gospodarcze realia – drugie. Prawda jest taka, że kopalnie fedrują coraz mniej - rok 2021 przyniósł co prawda niewielkie „odbicie”, ale to już historia i obecnie polskie górnictwo znowu podąża za wieloletnim trendem.
Z danych katowickiego oddziału Agencji Rozwoju Przemysłu wynika, że w ciągu pierwszych sześciu miesięcy tego roku w Polsce wydobyto nieco ponad 23,2 mln ton węgla – o przeszło 4,5 mln ton mniej aniżeli w analogicznym okresie roku ubiegłego, czy roku 2021. Za spadek ten odpowiada w całości mniejsze wydobycie węgla energetycznego – z 21,5 mln ton w pierwszej połowie roku ubiegłego do ok. 17,4 mln ton w pierwszej połowie roku bieżącego.
Rosną
za to zwały (w połowie zeszłego roku zapasy były na poziomie 1,46
mln ton, obecnie na koniec czerwca sięgnęły 3,2 mln ton) oraz
koszty wydobycia (w ciągu dwóch lat niemalże się podwoiły
sięgając obecnie ponad 863 zł za tonę). Z danych ARP wynika, że
wciąż jeszcze produkcja „czarnego złota” jest opłacalna, ale
wyraźnie widać, że zysk na sprzedaży węgla jest coraz mniejszy –
spadek da się zauważyć zarówno na tle ubiegłego roku, jak też
kwartał do kwartału w roku bieżącym.
Dajemy zarobić kopalniom w Kolumbii, Australii, RPA i (oby) w Kazachstanie
Podobnych spadków nie widać natomiast w imporcie węgla do Polski. Tylko w pierwszej połowie roku sprowadziliśmy go Polski ok. 9 - 10 mln ton, a w lipcu mieliśmy dołożyć kolejne 3 mln ton. Jeśli ten trend zostanie utrzymany, to ten rok zamkniemy na poziomie ok. 20 mln ton węgla z importu. To tylko nieco mniej niż w roku ubiegłym (22 mln ton), ale więcej aniżeli w roku 2021. Możliwe zresztą, że nawet rekord z ubiegłego roku uda się „pobić”, bo analizując szczegółowo dane ARP widać, że wielkość importu węgla energetycznego (porównując pierwszą połowę roku ubiegłego i pierwszą połowę roku bieżącego) niemalże się podwoiła! Wszystko to przy, podkreślmy raz jeszcze, ograniczaniu wydobycia przez krajowe kopalnie.
Skąd trafia węgiel do Polski? Wedle danych ARP przede wszystkim z Kolumbii, która obecnie dostarcza nam 40 proc. importowanego „czarnego złota”. Na kolejnych miejscach są: Australia (16,7 proc.), RPA (niespełna 15 proc.) oraz Kazachstan (11,5 proc.).
W kontekście tego ostatniego kraju padają pytania o to, czy węgiel stamtąd sprowadzany faktycznie wydobywany jest na miejscu, czy może jest to zakazany w Polsce rosyjski węgiel z kazachskimi papierami. Sugerował tak niedawno senator Krzysztof Brejza przedstawiając wyniki swoich ustaleń w porcie w Szczecinie. Zdaniem senatora w ciągu ostatniego roku do Polski wpłynęło z Rosji 1,5 mln ton węgla. Przewóz miał być prowadzony z Petersburga i Wyborga statkami pod banderą np. Cypru, czy Malty, ale z rosyjską załogą.
Stanowczo
zaprzeczyli temu przedstawiciele resortu aktywów państwowych oraz
infrastruktury, którzy przekonują, że przewożony w taki sposób
do Polski węgiel tak
naprawdę pochodził
z Kazachstanu, a
w rosyjskich portach jedynie trafił na statek
(odnotujmy,
że jeszcze przed wejściem w życie polskiego embarga na rosyjski
węgiel udział „czarnego złota” z Kazachstanu w ogólnym
wolumenie importu wynosił zaledwie ok. 4 proc.).
Rząd co innego mówi, a co innego robi. Lider Sierpnia 80 ostrzega przed katastrofą
- A skąd ci urzędnicy wiedzą, czy to jest węgiel z Kazachstanu, czy z Rosji? Nagle Kazachstan stał się potęgą jeśli idzie o eksport węgla? Ludzie, którzy się na tym znają mówią wprost: to jest po prostu rosyjski węgiel. I ja się z tą tezą zgadzam. Od dawna słyszałem, że ten kierunek nie jest zamknięty, że węgiel, który do nas dociera z Kazachstanu, to jest również w części węgiel rosyjski. I nie wierzę, aby ludzie, którzy są u władzy o tym nie wiedzieli - mówił w środę (4 października) na antenie Radia Piekary Bogusław Ziętek, lider Sierpnia 80.
Słynący z ciętego języka związkowiec nie pozostawił suchej nitki na rządzących w związku z wciąż prowadzonym importem węgla do Polski na masową skalę.
- Polityka PiS polega na tym, że co innego mówi się obywatelom, a co innego się robi. Na początku roku powiedzieli, że kończymy ze sprowadzaniem węgla, a mamy październik i idziemy na rekord. Wszystko to, co oni głoszą pod publikę nijak się ma do tego, co robią w stosunku do górnictwa i innych branż – grzmiał Ziętek wedle którego PiS w razie wygranych wyborów dokona zasadniczej zmiany narracji względem górnictwa.
-
Górnictwo
i Śląsk leży na stole jako element do przehandlowania z
Unią Europejską.
Koniec górnictwa w latach
2030
– 2035 w zamian za to jakieś „cukierki”, za
duże pieniądze, za kwestie rozwojowe w innych częściach kraju. Z
ich punktu widzenia to nawet racjonalny sposób myślenia, ale
z punktu widzenia Śląska
i górnictwa, to polityka katastrofalna – ostrzega
związkowiec.
---------------------------------------------------------------------------------
Podoba Ci się ten artykuł? Zapisz się do newslettera ŚLĄZAGA, a będziesz mieć pewność, że nie przegapisz innych naszych ciekawych tekstów. Zapisy: www.slazag.pl/newsletter