Polska daje zarobić górnikom z Kolumbii, Australii i nie tylko
A jednak import węgla do Polski nie osiągnął w zeszłym roku rekordowego poziomu, choć takie prognozy jeszcze kilka miesięcy temu można było usłyszeć ze strony związkowców. Wedle opublikowanego właśnie przez katowicki oddział Agencji Rozwoju Przemysłu podsumowania roku 2023 w okresie tym do naszego kraju sprowadzono ponad 10,1 mln ton węgla, co – biorąc pod uwagę, że statystyka ARP obejmuje ok. 75-80 proc. faktycznej wielkości importu – oznacza, że w rzeczywistości sprowadzono ok. 12,5 – 13,5 mln ton tego surowca. To ponad ¼ całej zeszłorocznej produkcji polskiego górnictwa, ponad połowa z tego co wydobyły kopalnie Polskiej Grupy Górniczej, ale jednak mniej niż w roku 2023 kiedy sprowadzaliśmy ponad 20 mln ton węgla.
Komu daliśmy w zeszłym roku zarobić na sprzedaży węgla? Przede wszystkim górnikom z Kolumbii (prawie 42 proc. importowanego węgla płynie do Polski właśnie stamtąd), Australii, Kazachstanu (miejmy nadzieję, że im i że nie jest to tylko węgiel z kazachskimi papierami) i Republiki Południowej Afryki. Zdecydowaną większość sprowadzonego paliwa tradycyjnie stanowił węgiel energetyczny i to w jakiejś części wyjaśnia fakt, że na kopalnianych zwałach, wedle danych ARP, a koniec zeszłego roku zalegało ponad 4 mln ton węgla.
- To rzecz niedopuszczalna, aby jedna spółka państwowa ściągała węgiel wątpliwej jakości, a spółki tu na Śląsku nie mogły swojego węgla sprzedać. Dopóki polska energetyka korzysta z węgla dopóty powinna korzystać z węgla wydobywanego w Polsce – grzmiał kilka dni temu nawiązując do tej sytuacji Borys Budka, Minister Aktywów Państwowych.
Wydobycie węgla w Polsce wciąż opłacalnym biznesem. Kulą u nogi koszty i wydajność
Krajowe górnictwo zarobiło „na czysto” na sprzedaży węgla w roku 2023 niemal 5,09 mld złotych. Ta kwota może robić wrażenie, choć warto przypomnieć, że rok wcześniej zysk sektora przekraczał 9,7 mld zł. Inna sprawa, że jeszcze rok 2021 branża zakończyła na poziomie 3,26 mld zł „pod kreską”.
Fedrowanie węgla w Polsce wciąż pozostaje opłacalnym biznesem – średnio na każdej wydobytej tonie w zeszłym roku zarabiano ponad 151 zł, przy czym o wyniku tym przesądził z jednej strony bardzo dobry pierwszy kwartał (prawie 328 zł na tonie), z drugiej zaś zauważalna poprawa wyniku w ostatnim kwartale (niemal 119 zł zysku na tonie, przy 66,5 zł w kwartale trzecim).
Odnotujmy, że w końcówce roku spółkom górniczym udało się nieco ograniczyć koszty i poprawić wydajność na jednego pracownika. Przy czym zestawiając dane rok do roku okaże się, że i tak średni koszt wydobycia w roku 2023 wzrósł o ponad 39 proc. (największa skala wzrostu dotyczy kosztów materiałów, ale w liczbach bezwzględnych tradycyjnie największym kosztem są koszty pracy sięgające już niemal 400 zł na tonie), a wydajność spadła o niemal 10 proc.
- Dzisiaj największą sprawą, zwłaszcza w PGG jest zapanowanie nad kosztami ponieważ największym dylematem polskiego górnictwa jest utrata konkurencyjności polskiego węgla na rynkach polskich. Za drogo wydobywamy węgiel – komentował kilka dni temu na antenie Radia Piekary Jerzy Markowski, były wiceminister gospodarki, a obecnie prezes Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Górnictwa w Polsce. Gdzie jednak szukać tych oszczędności?
- Ten sektor już nie ma na czym oszczędzać. Na inwestycjach oszczędzał przez ostatnie 15 lat. Można albo na wzrostach płac i na bieżących wydatkach, może mniej tego sponsoringu społeczno – kulturalnego, a czasami może politycznego – oceniał Markowski.
Może Cię zainteresować: