Co stoi na przeszkodzie, aby
zabytki przemysłu były dzisiaj w Polsce skuteczniej chronione?
Dziedzictwo
przemysłowe i obiekty, które do tej kategorii kwalifikujemy są
ogromnym wyzwaniem dla systemu ochrony zabytków w Polsce, który
zaczął być budowany w 1918 r. z nastawieniem przede wszystkim na
obiekty architektury, w tym zwłaszcza murowanej. W ten sposób
myślano o ochronie zabytków i takie zabytki twórcy przepisów
przez ostatnie kilkadziesiąt lat mieli przed oczyma. Tymczasem od 20
– 30 lat pojawiają się nowe wyzwania związane z ochroną m.in.
dziedzictwa przemysłowego, które do tej pory ochroną nie były
obejmowane. Zatem zabytki techniki są dzisiaj wyzwaniem nie tyle dla
konserwatorów, co dla systemu ochrony, który nie do końca jest
adekwatny do ochrony tego zasobu.
Mówiąc
wprost, ci którzy tworzyli przed laty przepisy ochrony zabytków w
Polsce uznali, że zabytkiem może być zamek, pałac, czy katedra,
ale już niekoniecznie maszyna parowa, zabudowania dawnej kopalni,
czy kolei wąskotorowych.
Proszę
pamiętać, że rdzeń systemu ochrony zabytków pochodzi z 1918 r.
To jest zresztą ogromną wartością tej ustawy, że pewne elementy
są w niej tak trwałe. Kiedy w ramach budowy systemu stawialiśmy
kolejne kroki w roku 1928, czy 1962, przyjmując kolejne akty prawne,
to cały czas byliśmy głównie w domenie obiektów architektury.
Obecnie obowiązujące przepisy ustawy o ochronie zabytków pochodzą
z roku 2003 i z perspektywy tych 20 lat ich obowiązywania można się
zastanawiać, czy nie był to właśnie moment kiedy należało
dostrzec specyfikę i pewną odrębność zasobu zabytków
przemysłowych.
A
jak pani sama sobie odpowiada na to pytanie?
Twierdząco,
z tym, że nawet w przypadku kopalni dopiero rozmowa z dyrektorami
funkcjonujących tam muzeów uświadomiła mi jak nieadekwatne są
wymagania ustawy o ochronie zabytków do ich sytuacji, ich potrzeb i
potrzeb ochrony zabytków techniki.
A
zatem ustawa, aby mogła skutecznie chronić zabytki przemysłu,
wymaga jak najszybciej nowelizacji?
Wydaje
mi się, że dzisiaj przestajemy już mówić o nowelizacji, a
zaczynamy mówić o całkowicie nowej ustawie. Wynika to z tego, że
w przypadku wielokrotnie nowelizowanych aktów prawnych zaczynają
one tracić spójność. Kiedy w 2010 r. ustawa była nowelizowana,
to już wtedy mówiono, że to jedna z ostatnich nowelizacji, bo
dłużej nie da się tej ustawy uzupełniać. Dziś trwa dyskusja
dotycząca bilansu 20-lecia obecnych przepisów i wyraźnie
wybrzmiewa myśl, że potrzeba całościowego jej przemyślenia,
uwzględniającego zabytki techniki, podobnie jak i architektury
drewnianej, bo ona też jest w sytuacji, że niektóre przepisy „nie
widzą” jej specyfiki i odrębności. Nie są to jednak jedyne
kategorie zabytków, które wymagają lepszej ochrony. Cały czas
wyzwaniem i nieodrobioną lekcją jest jak chronić krajobraz
historyczny i kulturowy, który wprowadzony został do przepisów w
1990 r., ale za tym nie poszły skuteczne narzędzia. To są – w
mojej ocenie – tematy do podjęcia przez nową ustawę, a nie przez
próby nowelizacji. (Interesujesz się Śląskiem i Zagłębiem? Zapisz się i bądź na bieżąco - https://www.slazag.pl/newsletter)
Z
dziedzictwem przemysłowym mamy ten „problem”, że są to
obiekty, które często jeszcze niedawno normalnie pracowały, bądź
nawet dalej pracują, a więc traktowane były jako obiekty
przemysłowe, a nie zabytkowe. I tu pojawia się temat postawy
właścicieli obiektów...
Nie
ma się co oszukiwać – objęcie ochroną jest ograniczeniem dla
właściciela i każdy właściciel ma prawo, aby w związku z tym
kwestionować takie rozstrzygnięcia składając odwołania czy
skargę do sądu administracyjnego. Do tego należy podchodzić ze
zrozumieniem. W praktyce wszystko zależy od kształtowania dobrej
współpracy, co wymaga dobrej woli obu stron – tj. właścicieli
zabytków i służb konserwatorskich, a także zrozumienia przez obie
strony wzajemnych potrzeb i motywacji. W przypadku wielu obiektów
udaje się wypracować mądry kompromis, który procentuje na
przyszłość.
Śląskie
doświadczenia są – powiem eufemistycznie – bardzo różne. W
przypadku elektrociepłowni Szombierki trudno mówić o sukcesie.
Zwłaszcza jeśli ktoś wie, co jeszcze ok. dekady temu
znajdowało się w środku tego kompleksu, a jak wygląda to dziś.
W
przypadku Szombierek możemy powiedzieć, że w jakiś sposób
zostały uratowane, ale to sukces połowiczny, bo można było
uratować dużo więcej. To nie tylko przypadek tego miejsca. Wiele
obiektów przemysłowych przetrwało do dzisiaj jako pewna kubatura,
jako budynek, ale często nie mają one już wyposażenia, nie mają
maszyn, ciągów technologicznych, albo są one mocno ograniczone. To
jest kwestia zrozumienia wartości dziedzictwa przemysłowego –
zrozumienia przez wszystkich, od służb konserwatorskich przez
władze samorządowe i rządowe, policję, prokuraturę i wszystkie
podmioty, które potencjalnie mogą być zaangażowane w te
działania. Bo często jest tak, że nie ma reakcji, gdy coś złego
się dzieje. Zdarza się też, że jest na to społeczne
przyzwolenie, bo ludzie też nie widzą wartości. Ta refleksja
przychodzi, ale często za późno.
Może
rozwiązaniem byłoby dokonanie „inwentaryzacji” pod kątem
dziedzictwa kiedy zakłady przemysłowe jeszcze pracują?
Tak, aby z chwilą zakończenia produkcji była świadomość, że
nie można tego zostawić samopas, bo zanim służby konserwatorskie
zorientują się w sytuacji, to złomiarze wyprują wszystko do
ostatniej śrubki.
Identyfikacja
i dokumentacja jest w ochronie zabytków absolutnie fundamentem
wszystkiego. Zresztą nie bez przyczyny mówi się o konserwacji
przez dokumentację. Autorem tego sformułowania był prof. Andrzej
Tomaszewski, który zwracał uwagę, że zdarza się i tak, iż
obiektu nie da się zachować i dlatego tak ważna jest dokumentacja,
bo poprzez nią przynajmniej zachowujemy pamięć i to już ma swój
walor. Ewidencjonowanie, a później dokumentacja budzi zresztą
świadomość wartości tych obiektów. I choć jeszcze nie ma
konserwatora, który wchodzi i coś nakazuje, bądź zakazuje, to już
budujemy pewną wiedzę. I ta wiedza często jest wystarczająca. To
jednak wymaga dwóch rzeczy – zaufania i zrozumienia. Zaufania
właścicieli tych jeszcze działających obiektów, żeby
udostępnili je i umożliwili wykonanie tej dokumentacji oraz
zrozumienia znaczenia dokumentowania jako takiego.
A
kto miałby się tą identyfikacją i dokumentacją zajmować?
Ustawa
z 2003 r. stwierdziła, że ewidencjonowanie i dokumentowanie jest
obowiązkiem właścicieli oraz gmin.
To
jakiś żart. Zabytki przemysłu to często są obiekty związane z
sektorami będącymi od lat w procesie transformacji. Dyrektorzy
przedsiębiorstw z tych branż często mają zupełnie inne, bieżące,
nieraz palące sprawy na głowie. Wyobrażam sobie jak słysząc, że
mają jeszcze inwentaryzować wszystko to, co im tam jeszcze „na
stanie” zalega, pukają się w czoło.
My
wiemy, że to się nie sprawdziło. Żeby taką inwentaryzację
zrobić dobrze konieczna jest fachowa wiedza i doświadczenie. Czyli
trzeba mieć wyspecjalizowaną kadrę. Skąd ją wziąć? Do tego
trzeba ponieść koszty. I z tych oczywistych względów to się nie
dzieje i się nie zadzieje, bo przecież tych specjalistów, którzy
mogą tego typu dokumentację tworzyć jest bardzo wielu. To jest
sens istnienia wyspecjalizowanych podmiotów, które takimi zadaniami
się zajmują. I to znowu dochodzimy do roli państwa w ochronie
zabytków. Refleksji, kto jaką rolę w tym systemie odgrywa i
powinien odgrywać.
Kiedyś
było pod tym względem lepiej, czy zawsze tak to wyglądało?
Do
początku XXI wieku Narodowy Instytut Dziedzictwa, będący
kontynuatorem misji Ośrodka Dokumentacji Zabytków, który potem
nosił nazwę – Krajowy Ośrodek Badań i Dokumentacji Zabytków,
posiadał podstawowe zadanie statutowe jakim było dokumentowanie
zabytków.
Ustawa z 2003 roku zmieniła rozdział zadań, a także wyobrażenie
o tym jaką rolę państwo i jego instytucje pełni w zakresie
systemu ochrony zabytków. W efekcie nasz instytut przestał pełnić
tą swoją pierwotną rolę związaną z dokumentowaniem zabytków.
Realizujemy bardzo wiele równie istotnych zadań, ale to pierwotne
zostało istotnie zredukowane.
Załóżmy,
że jest tak jak powinno być, dysponujemy pełną wiedzą na temat
zasobu zabytków przemysłowych i tu pojawia się pytanie:
bezwzględnie chronić wszystko co zaklasyfikujemy jako potencjalnie
zabytkowe? I czy nie „grozi” nam sytuacja, że przy mnogości
podobnych obiektów nie bardzo mamy na nie pomysł, a one same
wzajemnie kanibalizują potencjalny ruch turystyczny?
Ewidencjonowanie
i dokumentowanie służy temu, by mieć rozeznany cały zasób. I to
nam dopiero pozwala dokonywać wartościowania. To buduje grunt pod
dalsze działania i dalsze wnioskowanie. Mamy więc merytoryczną
podbudowę pod świadomy wybór i budowę pewnej polityki
konserwatorskiej. Trzeba jednak mieć obraz całości, aby umieć
dokonać wyboru. Przy czym ten wybór powinien być odpowiedzialny i
wynikać z merytorycznych argumentów. Dlatego trzeba zacząć od
dokumentacji, ale musi to być zrobione dobrze. Bo to się robi raz.
Jeżeli się to zrobi na skróty, jeżeli zrobią to osoby nie mające
odpowiedniej wiedzy i doświadczenia to jest to stracona szansa. To
są błędy, których potem nie da już naprawić.
Nie
sądzi pani, że przydałby się fundusz celowy dla zabytków
techniki? Coś na wzór Narodowego Funduszu
Rewaloryzacji
Zabytków
Krakowa?
Myślę,
że to niekoniecznie jest rozwiązaniem, bo często te obiekty
przemysłowe są obiektami architektury jak każdy inny. W programie
„Ochrona Zabytków”, czyli największym programie dotacyjnym
Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego na 2500 wniosków
wpływa garstka tych, które dotyczą zabytków techniki. Być może
ta statystyka wynika z tego, że tych obiektów rejestrowych wcale
nie jest aż tak dużo, a pieniądze – co do zasady – są na
zabytki wpisane do rejestru zabytków. Tyle, że aby one były w
rejestrze musi być ewidencja i dokumentacja. Czyli wracamy do tego,
o czym już tyle mówiliśmy: dużo wiemy o zasobie dziedzictwa
przemysłowego, ale wciąż za mało, aby go skutecznie chronić.
Może Cię zainteresować: