Jako zawodnik Emil Nikodemowicz, lwowiak z urodzenia, wielkich sukcesów nie odnosił, był za to znakomitym szkoleniowcem. Polonię prowadził po raz pierwszy w sezonie 1961/62, potem od roku 1978. W 1981 roku wprowadził zespół do I ligi, a później sprawił, że Polonia zdobywała medale mistrzostw kraju – cztery złote, w 1984, 1986, 1988 i 1989 roku i trzy srebrne – w 1983 i 1987 roku. Dodajmy: Tadeusz Nikodemowicz, który wcześniej był też asystentem swojego brata, zdobył z zespołem dwa kolejne tytuły – w 1990 i 1991 roku (i wicemistrzostwo Polski w 1985 roku). Nic zatem dziwnego, że imię Braci Nikodemowiczów nosi dziś lodowisko przy ul. Pułaskiego.
Nie można też zapomnieć, że pod wodzą Emila Nikodemowicza bytomianie zagrali w finale Pucharu Europy, w którym zmierzyli się między innymi ze słynnym wówczas CSKA Moskwa (pierwsza piątka z Wiaczesławem Fietisowem, Aleksiejem Kasatonowem, Władimirem Krutowem, Igorem Łarionowem i Siergiejem Makarowem była przez dekadę uznawana za najlepszą w Europie). Pracował też w reprezentacji – jako asystent Józefa Kurka był współautorem najsłynniejszego zwycięstwa w historii polskiego hokeja, czyli 6:4 ze Związkiem Radzieckim w 1976 roku. Jako asystent był również z kadrą na Igrzyskach Olimpijskich w Lake Placid w 1980 roku (pierwszym trenerem był wówczas Czesław Borowicz), a samodzielnie reprezentację prowadził między innymi podczas Igrzysk Olimpijskich w Sarajewie w 1984 r.
Najpierw obrona, dopiero potem cała reszta
„Era braci Nikodemowiczów” była złotą erą w historii bytomskiego hokeja. Nic więc dziwnego, że z nostalgią wspominają ją nie tylko kibice Polonii, ale również zawodnicy tamtej drużyny. – Trenera Emila Nikodemowicza wspominam bardzo dobrze. To za jego kadencji dostałem się do pierwszego składu. Trener zaufał mi i postawił na mnie. Ta moja hokejowa historia mogłaby się bez niego inaczej potoczyć, ale w sporcie trzeba też mieć trochę szczęścia – mówi dziś Zbigniew Bryjak, który jako hokeista Polonii zdobył dla klubu wszystkie sześć dotychczasowych tytułów mistrza Polski. Grał też w reprezentacji Polski – na Igrzyskach Olimpijskich w Calgary (1988) i w mistrzostwach świata (1987, 1989, 1990).
W jaki sposób Emil Nikodemowicz stworzył w Bytomiu zwycięską drużynę? – Pierwsze sukcesy zaczęliśmy odnosić, ponieważ trener Nikodemowicz uznał, że podstawą naszej gry jest obrona – zaznacza Zbigniew Bryjak. – Najpierw bronimy, a dopiero potem cała reszta. To była podstawa. Z czasem, kiedy do Polonii przychodzili kolejni zawodnicy, ale też i duża grupa wychowanków klubu (m.in. Dariusz Czerwiec, Mariusz Puzio, Adam Goliński, Janusz Syposz czy właśnie Zbigniew Bryjak – przyp. red.), ciężar przeniósł się także na grę ofensywną – wtedy było już po prostu kim tak grać.
Odprawy, analizy, odżywianie i…
Dziś sposób odżywiania się czy odpowiedni tryb życia, to dla zawodowców rzecz zwyczajna, będąca integralną częścią „bycia sportowcem”, jednak w latach 80. zeszłego wieku nie było to takie oczywiste, zwłaszcza w Polsce. Tymczasem Emil Nikodemowicz zwracał na to dużą uwagę.
– Warsztat Emila Nikodemowicza to nie była tylko taktyka, treningi, mecze, ale cała otoczka, organizacja naszego życia w klubie – przyznaje Zbigniew Bryjak. – Trener pilnował między innymi tego, jak się odżywiamy. Dziś, wiadomo, to podstawa, ale w tamtych czasach nie zwracało się tak na to uwagi. Kiedy wyjeżdżaliśmy na mecz, o 12.15 mieliśmy obiad. Każdy musiał stawić się punktualnie i nie było później żadnych ciasteczek i tłuszczy niewiadomego pochodzenia.
– Inna sprawa to treningi – wspomina Bryjak. – Nie tylko typowo hokejowe, ale także ogólnorozwojowe, uzupełniające, latem były strzały z deski. To wszystko dawało później dobre rezultaty. Obaj bracia Nikodemowiczowie mieli dokładny plan na organizację zajęć. Wiele czasu spędzaliśmy na przedmeczowej i pomeczowej analizie. Korzystaliśmy z nagrań wideo; jakość – jaka była taka była, ale przynajmniej widzieliśmy później, że nasze odczucia z meczu nie zawsze pokrywały się z tym, jak to wyglądało w rzeczywistości. Odprawy też były długie.
Zbigniew Bryjak wspomina Emila Nikodemowicza, jako spokojnego człowieka i również takiego trenera. – Na pewno nie był typem „krzykacza”, miał analityczny umysł – mówi. – To raczej Tadeusz Nikodemowicz miał bardziej wybuchowy charakter. Emil Nikodemowicz zawsze w przerwach wchodził do szatni, nawet wtedy, gdy mecz przebiegał po naszej myśli. Hokej to przecież gra kolektywna, zawsze jest miejsce, żeby coś poprawić, podpowiedzieć.
Maszynka do ostrzenia – prosto ze Szwajcarii
Polski sport – a w zasadzie jego system finansowania – przeżywał duże problemy po transformacji ustrojowej, a kłopoty w latach 90. nie ominęły także Polonii. Wcześniej jednak bytomski klub także pod względem organizacyjnym radził sobie bardzo dobrze.
– Trzeba przyznać, że jak na tamte czasy warunki mieliśmy bardzo dobre. Sprzętu nam nie brakowało, zwłaszcza że połowa drużyny grała także w reprezentacji. Co ciekawe, kiedy graliśmy w Pucharze Europy, to zarobionych pieniędzy nie podzieliliśmy między siebie, ale w Szwajcarii kupiona została maszynka do ostrzenia – uśmiecha się Zbigniew Bryjak.
Puchar Europy w sezonie 1984/85 był największym sukcesem ówczesnej Polonii na arenie międzynarodowej. W II rundzie bytomianie pokonali zespół z Bukaresztu (Steaua), zaś w III, w dramatycznych okolicznościach, bo po rzutach karnych, Dynamo Berlin i awansowali do finału, który rozegrano we francuskim Megeve. Rywalami Polonii były CSKA Moskwa, Kölner EC, AIK Solna Sztokholm i Dukla Jihlava. Finał zakończył się bezapelacyjną wygraną CSKA. Polonia przegrała wszystkie mecze, ale z drugim zespołem finału, Kölner EC, tylko 4:5, prowadząc po dwóch tercjach 4:3.
– Graliśmy z najlepszymi. W CSKA Moskwa występowali wtedy Krutow, Makarow, Łarionow – najlepsi hokeiści na świecie. To była maszyna do grania. W finale byli też Niemcy, Czechosłowacy i Szwedzi, nie mieliśmy z tym zespołami szans. Ale zebraliśmy dużo doświadczenia – podkreśla Bryjak.
Praca i jeszcze raz praca
Emil Nikodemowicz jeszcze za życia stał się legendą nie tylko bytomskiego klubu, ale i polskiego hokeja. Do historii ligowych rozgrywek przeszedł rytuał palenia przez hokeistów czapek najpierw Emila, a potem Tadeusza Nikodemowiczów po kolejnych tytułach mistrzowskich.
Jako trener słynął z twardej ręki, a treningowego i żywieniowego reżimu musiał przestrzegać każdy zawodnik w zespole. Gra prowadzonych przez niego drużyn była zawsze bardzo dobrze zorganizowana. Miał jedną, prostą receptę na sukces: – Praca i jeszcze raz praca.