Emancypantki na Śląsku

Posłuszne, potulne, konserwatywne – takie miały być śląskie kobiety. To pamiętamy z książek i domowych opowieści. A jeżeli to tylko część prawdy?

Posłuszne, potulne, konserwatywne – takie miały być śląskie kobiety. To pamiętamy z książek i domowych opowieści. A jeżeli to tylko część prawdy?

autor artykułu

Dariusz Zalega

Zmęczony hajer wraca z gruby. Żona czeka z obiadem i myje mu nogi. Albo inny obrazek: tłumy kobiet w tradycyjnych strojach, a farorz jako ich przewodnik. Podstawa: kobieta pracuje co najwyżej w domu. Takich obrazków mających ukazać konserwatywny świat śląskich kobiet znajdziemy pełno. Wszystkie one zakładają, że świat w ogóle się nie zmieniał.

„Babska robota”

Industrializacja Górnego Śląska tak jak zmieniła pozycję mężczyzn, tak i kobiet, wywodzących się z wiejskiego świata. „Pierwszą rzeczą, która w górnośląskich okręgach rzuca się w oczy, jest masowe zatrudnianie dziewcząt i kobiet przy takich pracach, jakie zwykle i powszechnie wypełniają mężczyźni. Chociaż robota w kopalniach jest kobietom zabroniona, jednakże zatrudniają je przy rozbijaniu węgla, płukaniu rudy, a przede wszystkim w kopalniach kruszywa żelaznego przy windowaniu rudy z szybów” - pisał jeden z inspektorów fabrycznych w 1877 roku. Dziesięć lat wcześniej w Prusach weszła w życie ustawa zakazująca przyjmowania kobiet do prac pod ziemią, a niejaki Ficinus, wyższy urzędnik hrabiego Henckel-Donnersmarck (tak, to ten od słynnej kolonii robotniczej na Wirku) protestował przeciwko temu „w imię wolności przemysłowej”. Wyśmiewając przy tym „słodkawe, sentymentalne argumenty humanitaryzmu...”.

Mimo zakazów liczba kobiet w górnictwie szybko rosła. Decydowały o tym dwa czynniki: niskie płace robotników, zmuszały także ich żony do pracy, a z drugiej – niskie pensje tychże kobiet zapewniały dodatkowy zysk magnatom przemysłu. Kobiety, pracujące na powierzchni kopalń zarabiały ponad trzykrotnie mniej od mężów harujących pod ziemią. Stanowiły one aż 40 procent załóg kopalń rud żelaza.

„Ze wszystkich domów wychodzą mężczyźni z lampami górniczymi i kobiety w pokrytych brunatnym mułem butach i włochatych spódnicach. Ze wszystkich drzwi wypadają zaspani chłopcy i dziewczęta w ubraniach wózkarzy i wózkarek od węgla i rudy i przyłączają się do długich szeregów górniczego ludu” - to obrazek ze Śląska z początku XX wieku autorstwa Hansa Marchwitzy.

Zjawisko to zderzało się oczywiście z pruską wizją wyznaczającej jasne miejsce kobiecie: Kinder-Kuche-Kirche. Na tym polu interesy Berlina i Kościoła katolickiego zbiegały się. Gliwiczanka Agnes Wabnitz została skazana przez pruski sąd za słowa o tym, że czcią otacza się w kościele Maryję, która wydała na świat nieślubnego syna Jezusa, a gdy robotnicy zdarzy urodzić dziecko bez ślubu, jest ona przez księży poniżana. Świat się jednak zmieniał – tak jak potrzeby i perspektywy młodych kobiet. Przytoczmy list czytelnika z pisma „Katolik” z 1912 roku: „Kiedy ubiegłej niedzieli wracałem z kościoła do domu, napotkałem dziewczę uczące się szycia w Oleśnie. Nie wiadomo skąd, ale tak przewrócone ma teraz owa dziewczyna w głowie, że już do człowieka katolickim pozdrowieniem nie odezwie się. (...) Nauka w mieście zdaje się powoli wydziera wiarę z serc dzieci naszych. Matki pilnujcie dziatwy i nie pozwólcie bałamucić się jej kulturą 'fajną'”.

Fotografie zweiachsiger stra Ssenbahn anhaengewagen au Ssenansicht 1925 12347

Może Cię zainteresować:

Dariusz Zalega: Sto lat temu tramwaj ofiarował Ślązakom więcej życia. Wszyscy jesteśmy dziećmi tej rewolucji

Autor: Dariusz Zalega

27/05/2024

Nie takie potulne

„Smutne, że często kobieta musi walczyć z własnym mężem, żeby jej pozwolił iść na zgromadzenie albo przeczytać gazetę. Czy nasze życie musi już być zawsze takie? Czy dla nas biednych kobiet obce muszą zostać wszystkie zdobycze wiedzy i postępu? Taki mąż jest wrogiem własnych dzieci, bo kobieta ciemna nie może wychowywać dzieci. Potrzebna nam jest oświata, bo tędy droga do wolności” - pisał „Głos Kobiet” na austriackim Śląsku w 1908 roku.

I bynajmniej kobiety nie zawsze siedziały cicho. W 1908 roku to robotnice rozpoczęły strajk w kopalni rud cynku „Nowa Wiktoria” koło Bytomia, ich żądania poparli górnicy, a strajk trwał prawie tydzień. Z kolei w 1912 roku spośród pięciu zanotowanych strajków w kopalniach, trzy wszczęły robotnice: w lutym w kopalni „Mysłowice”, w marcu ponownie w „Nowej Wiktorii” i w kwietniu na „Wujku”. Rok wcześniej po raz pierwszy na większą skalę urządzono na Górnym Śląsku obchody międzynarodowego dnia kobiet z żądaniami równouprawnienia.

Poważną zmianę przyniosła pierwsza wojna światowa. Jeszcze przed wojną wskaźnik zatrudnienia kobiet w przemyśle na niemieckim Górnym Śląsku był wyższy niż np. w Zagłębiu Ruhry. Wojna spowodowała, że mężczyźni trafiali na front, a rosła liczba kobiet zatrudnionych w przemyśle. Pod koniec wojny stanowiły one aż 30 procent zatrudnionych. To dziesiątki tysięcy kobiet, które same musiały zarabiać i zajmować się rodziną wychodząc z narzucanej przez różne hierarchie „tradycyjnej roli”. Musiało to prowadzić do ich usamodzielnienia, upodmiotowienia. Podobnie było zresztą w innych krajkach, więc dlaczego Śląsk miałby być wyjątkiem?

To w większości kobiety brały udział w potężnych zamieszkach głodowych przelewających się przez niemiecki Śląsk latem 1917 roku (Zabrze, Gliwice, Świętochłowice – podobnie było zresztą na austriackim Śląsku). Ślązaczki brały też aktywny udział w rewolucji listopadowej 1918 roku. Jak pisze historyk Matthaus Wehowski: „Uderzające jest to, ze dużą rolę w wyborach i organizacji rad robotniczych odgrywały kobiety. Na przykład w opisie gliwickiej rady robotniczej redaktor naczelny 'Der Oberschlesische Wanderer' Peter Weber podkreślił 'ogromne znaczenie ruchu kobiecego' w powstaniu nowych rad'. Szpiedzy policyjni opisali także aktywny udział kobiet, które często stanowiły większość uczestników i miały znaczący wpływ na skład rad”.

Zaostrzenie walk narodowych w okresie powstań, a potem konserwatywna stabilizacja po obu stronach granicy (na polskim Śląsku wzmagana polityką Kościoła), znowu skierowały kobiety w stronę ich „tradycyjnych ról”. Choć nie bez oporu.

100 lat temu Ukraińców też na Śląsku witano z otwartymi ramionami

Może Cię zainteresować:

Wojennych uchodźców zza naszej wschodniej granicy witamy z otwartymi ramionami, ale to nie pierwsza śląsko-ukraińska historia. Jak było ponad 100 lat temu?

Autor: Dariusz Zalega

07/03/2022

Śląska wyspa „czystości”?

Nagminnym problemem w uprzemysławiających się regionach były liczne nieślubne dzieci, prostytucja, a i wyluzowanie obyczajów, o czym pisze prof. Dariusz Łukasiewicz w książce „Życie codzienne w Królestwie Prus w latach 1701-1933”. Pod koniec XIX wieku, gdy aborcja stawała się coraz bezpieczniejsza – choć wciąż była nielegalna, stała się ona masowa. „Niezliczone kobiety, które w innych razach wobec zakazów kodeksu karnego mają wielki respekt, tutaj bez obaw wobec zakazu naruszają prawo” - pisał cytowany przez Łukasiewcza ówczesny publicysta. Czy Śląsk na tym tle był więc wyspą czystości i cnoty bez występku? Mało prawdopodobne. Już świat wiejski wcale nie był aż tak purytański w sprawach seksu, a tym bardziej było tak w bardziej anonimowych miastach. Aż dziwne, że nikt na poważniej nie zajął się tym tematem na Śląsku.

Oczywiście istniała też przemoc seksualna związana z hierarchią społeczną: szlachcic wobec chłopki, inżynier wobec robotnicy. Halina Krachelska, inspektorka pracy na międzywojennym polskim Śląsku, tak pisała o losie pracownic bielskiego włókiennictwa w książce „Zdrada Heńka Kubisza”:

„Tak to już jest w tym fabrycznym życiu. Taki urzędnik lub inżynier, to przez stróża przekaże tej lub owej dziewuszce, żeby się dobrze umyła po pracy; przyjdzie”. Jedna z bohaterek książki tłumaczyła: „Co się matce zdaje? Że może tak, jak dama, wybierać, odmówić, albo co jeszcze? Wszystko brednie. Za bramę pójdzie taka, co nie będzie chciała się zgodzić, jak temu na miłość się zbierze”.

Historia kobiet śląskich i ich zmieniającego się świata wciąż czeka na swoją epopeję.

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon