Kukuczka i... dwa szczyty Kilimandżaro
Na ile ośmiotysięcznych szczytów Himalajów i Karakorum wszedł Jerzy Kukuczka? Wszystkie, a jest ich 14. I tyle ich liczy Korona Himalajów. Ale lista ośmiotysięczników zdobytych przez Kukuczkę, jaką umieszczono w jego biogramie w Panteonie Górnośląskim, obejmuje pozycji... 15. Słownie: piętnaście. Wiem, co piszę, bo liczyłem trzy razy. Za trzecim powoli i dokładnie sprawdzając nazwy, toteż w końcu zauważyłem, co tu nie gra. Broad Peak, na którego wierzchołku Kukuczka stawał dwukrotnie (w 1982 i 1984 roku), jest w biogramie policzony dwa razy! Co jest rzecz jasna kompletnie bez sensu, gdyż drugie wejście (mimo iż ambitne i sportowo imponujące, bo dokonane w ramach trawersu masywu Broad Peaku) nijak nie liczyło się do Korony Himalajów.
Mniejsza już o drobniejsze potknięcia biogramu Kukuczki, jak np. ta, jakoby w 1966 roku wstąpił do katowickiego Klubu Wysokogórskiego (nie mógł - dzisiejszy KW Katowice był w tym razie jeszcze Kołem Katowickim Klubu Wysokogórskiego). Ale wszystko to w oficjalnym biogramie upamiętnianej w Panteonie osoby w ogóle nie powinno mieć miejsca. Biogram taki powinien być sporządzony starannie, najlepiej przez znawcę danej tematyki, a do tego poddany uważnej, wnikliwej korekcie. Styl biogramu Kukuczki sugeruje, że tak nie było.
Korfanty, szefie
Wydawałoby się, że postaci sztandarowe dla polskiej racji stanu na Śląsku zostaną w Panteonie potraktowane ze szczególną uwagą. A jednak i biogram samego Wojciecha Korfantego nie jest bez zarzutu. Podobnie jak autorzy tabliczki Alei Polskiego Dziedzictwa Śląska mianowali Korfantego przewodniczącym Polskiego Komisariatu Plebiscytowego, tak autorzy biogramu w Panteonie nominowali go tego Komisariatu szefem. Nie, proszę państwa. Korfanty nie był żadnym szefem, bossem czy innym capo. Korfanty był Polskim Komisarzem Plebiscytowym. Ponadto nie doszukałem się w biogramie wzmianki o korowodach, jakie miał Korfanty z kościelnymi hierarchami w związku ze swoim ślubem kościelnym. Po co to przemilczać? Tak przy okazji: doceńmy autora biogramu księdza Remigiusza Sobańskiego, o którym nie zawahano się uczciwie napisać, że był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa.
Grażyński i brutal
Z kolei biogram wojewody Michała Grażyńskiego jest kuriozalny z uwagi na jeden z zasadniczych elementów swej szaty graficznej. Otóż jego tło stanowi fotografia... gmachu Śląskiego Instytutu Naukowego, który z Grażyńskim nie tylko nie miał nic wspólnego, ale też został zbudowany w roku 1976, a więc z górą dekadę po śmierci byłego wojewody. Skąd taki błąd, można tylko zgadywać. Kluczem do rozwiązania tej zagadki wydaje się jednak fakt, że w czasach Grażyńskiego i dzięki jego staraniom powstał w Katowicach Instytut Śląski. Jeżeli researcher wpisze tę nazwę w internetową wyszukiwarkę, wysoko w jego wynikach wyszukiwania pojawi się dokładnie to zdjęcie wykorzystane jako tło (nawiasem mówiąc, pochodzące z Wikipedii). Jeżeli takiemu researcherowi zabraknie wiedzy i doświadczenia, zdjęcie to wykorzysta. I tak najprawdopodobniej się stało.
Chyba, że o czymś nie wiemy i brutalizm w Katowicach też zawdzięczamy Grażyńskiemu.
Pukowiec cały w pikselach
Przy okazji wspomnieć wypada o niskiej jakości zdjęć w niektórych biogramach. Szczególnie jaskrawym tego przykładem jest Józef Pukowiec, którego fotografia ma rozdzielczość tak niską, że widać jej piksele. Szkoda i trochę już obciach dla szacownej z założenia ekspozycji, gdyż zdjęcie Pukowca o przyzwoitej rozdzielczości nie jest wcale trudne do zdobycia. Wystarczy chcieć.
Zatopili go i uciekł
Zdziwienie budzić może też biogram Roberta Oszka, a to z racji upartego powtarzania obalonego już mitu na temat tej postaci. Oszek, niewątpliwie jeden z najbarwniejszych powstańców śląskich i owszem służył podczas I wojny światowej jako marynarz w niemieckiej flocie. Tylko że Oszka nie było na pokładzie okrętu "Blücher", gdy ten 24 stycznia 1915 roku szedł na dno w bitwie pod Dogger Bank. Tak właśnie czytamy w biogramie, jednak to nieprawda. "Blücher" - nawiasem mówiąc w biogramie błędnie nazwany pancernikiem, podczas gdy był to krążownik - zatonął, kiedy straciwszy prędkość w wyniku uszkodzeń zadanych przez Brytyjczyków, został daleko w tyle za pozostałymi, umykającymi w pośpiechu okrętami niemieckimi. Brytyjskie okręty dościgły go i dobiły zmasowanym ogniem artylerii. Po czym tylko one podjęły z wody ocalałych marynarzy z "Blüchera". Wszystkie niemieckie okręty były już wtedy daleko.
O ile Oszek przeżyłby więc walkę, zostałby brytyjskim jeńcem i resztę wojny spędził w niewoli. A przecież wiemy, że do niej nie trafił. Skoro tak, to na "Blücherze" pod Dogger Bank wcale nie był. I autor pamiątkowego biogramu powinien o tym wiedzieć...
Co z tym Smoleńskiem?
Z sytuacją z gatunku "nie do wiary" mamy do czynienia w biogramie Krystyny Bochenek. Przede wszystkim, dopiero po uporczywych poszukiwaniach znajdziemy w nim arcyważną przecież informację, że zginęła ona w katastrofie smoleńskiej. I to pod postacią wzmianki o nadaniu jej Krzyża Komandorskiego z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski sześć dni po katastrofie smoleńskiej, w której zginęła. Rzecz niby to oczywista, ale pominięcie jej jest niewytłumaczalne. Tym bardziej, że w eksponowanym tuż obok biogramie Sławomira Skrzypka informacji o tym, że zginął w katastrofie lotniczej niedaleko Smoleńska, już nie brakuje.
Dodać można, że wzmianek o tragicznych okolicznościach śmierci upamiętnionych nie ma też w biogramach Eugeniusza Wróbla i Henryka Sławika. Dziwi to szczególnie w przypadku tego ostatniego, którego śmierć nosiła przecież znamiona heroizmu i męczeństwa.
Wracając jednak do biogramu Krystyny Bochenek - przeglądając jego pole "Bibliografia" (zamieszcza się w nim źródła, na których oparta jest treść biogramu), zauważymy, iż cały ich szereg ma formę: (... link) [dostęp: - i tu data]. Nie trzeba dodawać, że żaden z "linków" nie jest klikalny, będąc tylko efektem przeklejenia Pan Bóg raczy wiedzieć skąd.
Jak się dowiedziałem od pracowniczki Panteonu, która z życzliwą troską towarzyszyła mi przez większość zwiedzania (dziękuję!) i której wspomniałem o paru z powyższych błędów, ich poprawienie jest zupełnie możliwe, a chyba nawet nietrudne (w końcu to ekspozycja w przeważającej mierze multimedialna). I oby tak się stało, bo - niezależnie od politycznych kontrowersji wokół Panteonu - zwyczajnie wstyd.