Potworny ból, oszuści i spadek. Maciej Sadlok wrócił do Ruchu Chorzów

Maciej Sadlok po ośmiu latach znowu będzie grać w Ruchu Chorzów. Po drodze widział i przeżył tyle, że spokojnie napisałby interesującą książkę i nie byłby to tylko zbiór zabawnych anegdot. Na Cichą wraca, aby zaznać trochę spokoju po szalonych latach.

materiały prasowe
Maciej Sadlok wrócił do Ruchu Chorzów

Ruch Chorzów w ostatnich tygodniach znowu jest na ustach piłkarskiej Polski. Najpierw był długo wyczekiwany awans do I ligi. Potem do gry weszli działacze, którzy niezwykle sprawnie poruszają się na rynku transferowym. "Niebiescy" szybko przebudowali kadrę, a wzmocnienia sprawiły, że na mieście można usłyszeć szepty: "To może za rok Ekstraklasa?".

Chorzowianie pozyskali zawodników młodych i zdolnych, ale także doświadczonych. Kibiców najbardziej ucieszył fakt, że udało się namówić do powrotu Macieja Sadloka. Ten transfer od razu przypomniał piękne czasy, gdy Ruch nie tylko grał w Ekstraklasie, ale także walczył o najwyższe lokaty. Od tamtej pory jednak wiele się zmieniło, m.in. to, że środkowy obrońca jest już znacznie starszy. Czy znowu stanie się liderem chorzowskiej defensywy?

Byle zdrowie dopisywało

Sadlok ma za sobą trudny czas. Kilka tygodni temu zaliczył spadek z Wisłą Kraków. W ostatnim sezonie w PKO Ekstraklasie rozegrał 20 meczów i strzelił jednego gola. Liczby nie powalają na kolana, ale 33-latek przeważnie rozgrywał pełne spotkania. Prezentował się całkiem nieźle i dlatego fani "Białej Gwiazdy" liczyli, że po spadku zostanie przy Reymonta.

Krakowianie jednak zdecydowali się na rewolucję. W tej chwili nie wiadomo, czy to bardziej Wisła nie chciała Sadloka, czy Sadlok Wisły. Bardziej prawdopodobna wydaje się pierwsza opcja, bo legendarny klub pożegnał się z kilkunastoma zawodnikami, co było konieczne, aby w I lidze budżet się spinał.

W tej chwili wydaje się, że 33-latek będzie dużym wzmocnieniem. Musi jednak zostać spełniony podstawowy warunek. Maciej Sadlok musi być zdrowy, a z tym u niego bywało różnie. Do Ruchu zresztą przyszedł z kontuzją, bo w ostatnim meczu w barwach Wisły uszkodził więzadła w stawie skokowym i jeszcze nie rozpoczął treningów.

Kto wie, jak potoczyłaby się jego kariera, gdyby nie urazy. Pierwsze poważne problemy pojawiły się w 2011 roku, gdy z Ruchu poszedł do Polonii Warszawa. Wtedy było głośno o Sadloku w mediach, bo ówczesny prezes warszawskiego klubu twierdził, że został oszukany. Józef Wojciechowski wykreował teorię, że zarówno zawodnik, jak i chorzowianie doskonale wiedzieli o problemach zdrowotnych obrońcy, ale ten fakt zataili, gdy sprzedawali go za prawie 3 mln złotych. Chodziło o dyskopatię.

- W Ruchu nie wiedziałem o tej dyskopatii. Gdy miałem 17 lat i szybko urosłem, plecy czasem mnie pobolewały, ale nie było to nic poważnego. Bez problemu mogłem zostać po treningu i oddać 40 mocnych strzałów na bramkę. Pierwszy raz poczułem ból w plecach zimą, podczas obozu w Hiszpanii (już w barwach Polonii - przyp. red.). Na początku myślałem, że to z przemęczenia, ale nie przechodziło. Z każdym dniem bolało coraz bardziej, w nocy musiałem kłaść się na lewy bok. Tylko wtedy udawało mi się zasnąć - tłumaczył wówczas Sadlok w "Przeglądzie Sportowym".

Ruch Chorzów. Nowy Jork

Może Cię zainteresować:

"Nowy stadion dla Chorzowa". Kibice Ruchu Chorzów demonstrowali w Nowym Jorku

Autor: Redakcja

20/06/2022

Ból, płacz i bezsilność, a ketonal jak cukierki

To sprawiło, że w Polonii od początku miał pod górkę. Wszyscy doskonale wiedzieli, że kto podpadnie prezesowi Wojciechowskiemu, ten już w zasadzie może żyć na walizkach. Dlatego też po 1,5 roku Sadlok wrócił tam, gdzie zawsze czuł się najlepiej, czyli do Chorzowa.

Wychowanek Pasjonata Dankowice jednak nie wspomina dobrze drugiego pobytu w Ruchu. Znowu posypało się zdrowie, ale tym razem sprawa była znacznie bardziej poważna. Na tyle, że Sadlok był o krok od zakończenia kariery.

- Pogrążyła mnie pięta. Zaczęło się jeszcze w Polonii, zrobiła się niewinna narośl. Przeszedłem operację. Uraz odnowił się w Ruchu. Na pięcie miałem gulę, to się nazywa ganglion. Wycinałem dziurę w bucie, by móc grać, ale było tylko gorzej. Trzeba było wyciąć tę gulę. Potem zbyt wcześnie ściągnięto mi szwy i kilkucentymetrowa dziura zaczęła się rozłazić. Rana, stan zapalny, ropa... Boże, co ja przeszedłem. To był horror - opowiadał obrońca w tygodniku "Piłka Nożna".

Sadlok leczył się przez półtora roku. Opowiadał potem, że w tym czasie tak nafaszerował swój organizm ketonalem, że ten mocny środek przeciwbólowy z czasem przestał na niego działać. Buty zamienił na klapki, bo tylko w nich potrafił w miarę komfortowo się poruszać. A to wciąż nie koniec dramatu, bo z pozoru niewinna narośl mogła zrobić z niego kalekę.

- Bakterie się tak rozwinęły, że zaatakowały ścięgno Achillesa. W pewnym momencie moja noga była zagrożona. Nie chodziło już tylko o to, czy będę grał, ale czy będę chodził na dwóch nogach. Zainwestowałem sporo pieniędzy w leczenie. W końcu z tego wyszedłem - zdradził.

Sadlok ostatecznie nie zawiesił butów na kołku. W pierwszej połowie 2014 roku wrócił na boisko. Osiem razy wystąpił w barwach Ruchu w Ekstraklasie, a następnie odszedł do Wisły Kraków. Liczył, że tam znajdzie stabilizację i będzie regularnie walczyć o mistrzostwo Polski. "Białą Gwiazdą" wciąż rządził Bogusław Cupiał.

Szalone lata w Krakowie

Jak wspominaliśmy na samym początku, Sadlok będzie miał o czym opowiadać po zakończeniu kariery. Był w Ruchu, gdy ten finansowo i organizacyjnie wypadał blado na tle ligowej konkurencji. Kupował go Józef Wojciechowski, o którym legendy krążą do dzisiaj. Ale to wszystko nic przy tym, co spotkało go w Krakowie.

Właściciel Cupiał oficjalnie odszedł z Wisły w 2016 roku. Może gdyby wiedział, co potem będzie się dziać z jego ukochanym klubem, to drugi raz podjąłby inną decyzję. "Biała Gwiazda" najpierw trafiła w ręce Jakuba Meresińskiego, który narobił długów. Potem byli legendarni "inwestorzy" Vanna Ly i Mats Hartling, którzy w rzeczywistości okazali się oszustami.

Niewiele brakowało, a Wisła by się całkowicie rozpadła. Ratunek przyszedł w ostatniej chwili, gdy władzę w klubie przejęli Jakub Błaszczykowski i Jarosław Królewski. Historia pokazała, że na zarządzaniu klubem znają się przeciętnie, przez co kilka miesięcy temu krakowski gigant zaliczył spadek do I ligi. To wszystko od środka widział Sadlok. Efekt jest taki, że dziś przychodzi do Ruchu, w którym jest stabilizacja i można skupić się tylko na grze w piłkę, a kilka lat temu to wszystko gwarantowała Wisła.

To wszystko pokazuje, jak szybko płynie życie w futbolu. Ruch pod nieobecność 33-letniego obrońcy zaliczył drogę od Ekstraklasy do III ligi. Następnie wydostał się z niej na poziom I ligi, w której za chwilę zagra... z Wisłą.

Ruch chorzow awans i liga

Może Cię zainteresować:

Ruchowi Chorzów gratulujemy powrotu do I ligi. Ile trzeba mieć, by myśleć o awansie do Ekstraklasy?

Autor: Robert Czykiel

30/05/2022

Reprezentant Polski - to brzmi dumnie

Ruch sprowadzając Sadloka po raz trzeci, tym razem zyskał zawodnika doświadczonego piłkarsko i życiowo. Czy jednak środkowy obrońca maksymalnie wykorzystał swój potencjał? Chyba sam przyzna, że nie do końca.

Już podczas pierwszego pobytu w Chorzowie było wiadomo, że mamy do czynienia z wielkim talentem. Jeszcze jako gracz "Niebieskich" zadebiutował w reprezentacji Polski. Łącznie w drużynie narodowej wystąpił 15 razy. To całkiem niezły dorobek, choć grał tylko w meczach towarzyskich. Nigdy też nie pojechał z biało-czerwonymi na wielką imprezę, a mógł na to liczyć przy okazji Euro 2012. Co ciekawe, ówczesny selekcjoner Franciszek Smuda uparcie wystawiał go na lewej obronie, choć sam zawodnik nigdy nie czuł się najlepiej na tej pozycji.

Wspominaliśmy już transfer do Polonii, a wtedy było to wielkie wydarzenie na ligowym podwórku. Klub ze stolicy zapłacił za niego prawie 3 mln zł! Co ciekawe, kilka lat później znowu mógł przeprowadzić się do Warszawy. Mocno o niego zabiegała Legia Warszawa.

- Na pewno nie była to żadna ściema i klub z Łazienkowskiej, o ile mi wiadomo, był poważnie zainteresowany moją osobą. Nie chciałem się zajmować tym tematem, komentować, rozważać. Było blisko podpisania umowy, ale z doświadczenia wiem, że od blisko do na pewno, jest jeszcze całkiem spora odległość - opowiadał w "Piłce Nożnej".

Nieudanego transferu do Legii może żałować. W klubie z Łazienkowskiej mógłby zdobyć mistrzostwo Polski, a tak to na jego koncie nie ma spektakularnych sukcesów. Dwa trzecie miejsca w Ekstraklasie, finał Pucharu Polski, mistrzostwo I ligi - to największe osiągnięcia Sadloka w piłce.

Maciej jednak ma 33 lata, co w obecnych czasach nie oznacza, że lada moment będzie kończyć karierę. Owszem, ten moment jest już bliżej niż dalej, ale wciąż jeszcze może przeżyć piękne chwile, a taką na pewno byłby powrót z Ruchem do Ekstraklasy. Tego wykluczyć nie można, bo "Niebiescy" już wielokrotnie pokazywali, że kiedy ktoś im mówi "nie uda się", to oni odpowiadają... "potrzymaj mi piwo".

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon