Czy dziś Ruch Chorzów awansuje do Ekstraklasy? Wystarczy wygrać ostatni mecz . O godz. 17:30 w Gliwicach Ruch zagra z GKS-em Tychy. Strata punktów awansu nie przekreśla – w najgorszym scenariuszu chorzowianie powalczą o trzecie miejsce premiowane wejściem do Ekstraklasy w barażach. Ale… po co komplikować sobie życie?
- Jesteśmy blisko, o krok. Ci chłopcy wiedzą, o co grają. Będę drżał, ale ta historia z powrotem Ruchu do Ekstraklasy jest tak piękna, że dziś nie może być innego finału. Jeden awans za drugim, rok po roku. Nikt czegoś takiego nie dokonał – mówi nam prof. Jan Miodek, legendarny językoznawca, tarnogórzanin i jeden z najwierniejszych kibiców Ruchu.
- W Tarnowskich Górach mieliśmy ostatnio spotkanie 60 lat po maturze. Moje pokolenie: wszyscy kibice Ruchu Chorzów. I rozmawialiśmy o tej końcówce sezonu. Baliśmy się tego meczu w Katowicach. Remis byłby świetny, ale Gieksa i Ruch to jest patologiczna wręcz wrogość i wiedziałem, że Gieksa będzie gryźć trawę, nie popuści. To jak Cracovia i Wisła, jak Celtic i Rangersi w Glasgow. Szczerze, mnie bardziej szkoda tej naszej wpadki z Resovią kilka tygodni temu – mówi prof. Miodek.
Tydzień temu po fatalnej sobocie (1:2 z GKS-em Katowice) życie kibica Ruchu zaczęło układać się w niedzielę. Zagłębie Sosnowiec sensacyjnie pokonało w Krakowie Wisłę 2:1. Dzięki temu Ruch utrzymał w tabeli pozycję wicelidera.
- Cudowność. I paradoksy futbolu. Rany Julek, Zagłębie wymościło nam drogę do Ekstraklasy! Od zawsze powtarzam: po co się tak nienawidzić? My i Zagłębiacy– uśmiecha się profesor.
Prof. Miodek ma jednak kilka przestróg przed dzisiejszym meczem Ruchu z Tychami. Pamiętajmy, że rozmawiamy nie tylko z kibicem, ale i chodzącą encyklopedią chorzowskiego klubu. Zatem? Rok 1954.
- Gramy ostatni mecz. Zaległy. Z Gwardią Warszawa, u siebie, w grudniu. Wystarczy wygrać i mamy mistrza, prześcigamy w tabeli Polonię Bytom. W Gwardii bronił wtedy Tomasz Stefaniszyn, dobry bramkarz, ale czasem potrafił puścić „szmatę” z połowy boiska. A wtedy w Chorzowie? Chytoł wszystko! Do tego słupki, poprzeczki… I 1:1 na koniec. Ryczałem do północy. Pierwszy zmarnowany tytuł, jaki pamiętam – opowiada Miodek.
- Po latach pytałem mojego wielkiego Gerarda Cieślika? „Panie Gerardzie, panu śni się czasem tamten mecz z Gwardią? Bo mi śni się do dziś”. Gerard tylko się uśmiechnął… - wspomina profesor.
Drugi przykład? Rok 1976. Przedostatnia kolejka. Ruch gra w Szczecinie, tydzień później u siebie z ŁKS-em. Wygrywa dwa razy i jest mistrzem.
- Z Pogonią mecz miał być łatwy. I dostajemy na wyjeździe 1:2. Ruch spada. Mistrzem jest Stal Mielec. Zwycięstwo z ŁKS-em już nic nam nie daje – przypomina profesor. - Jest jeszcze trzecia historia, najnowsza. Jak w 2012 roku byliśmy o krok od piętnastego tytułu, ale w końcówce sezonu potraciliśmy punkty, a Śląsk Wrocław wygrywał wszystko. Dwóch punktów nam zabrakło…
Żeby tak nie krakać: prof. Miodek podkreśla, że tak odpornej psychicznie drużyny Ruchu dawno nie widział.
- Ile oni meczów w tym sezonie wygrali w 90. minucie. Ile punktów uratowali w ostatnich sekundach… To mnie uspokaja, choć dziś będę drżał, nasłuchując wieści z Gliwic. Na meczu niestety nie będę, bo mam komunię wnuka. Tym bardziej proszę więc o pewne zwycięstwo – uśmiecha się prof. Miodek.
Może Cię zainteresować:
Prof. Miodek: Ostatnia deska ratunku dla moich studentów? Podać mistrzowski skład Ruchu Chorzów
Może Cię zainteresować: