Zacznę od pytania, które zadaje od kilku tygodni wiele osób.
Pandemia w Polsce się skończyła?
Nie, nie skończyła
się. Nawet z prawnego punktu widzenia w Polsce nadal obowiązuje
stan epidemii. Choroba zakaźna COVID-19 jest i zostanie z nami na
długo, choć chwilowo obserwujemy spadek liczby zakażeń i oby
trwał on jak najdłużej.
Czy to oznacza, że
poradziliśmy sobie z wirusem, wyrobiliśmy sobie zbiorową
odporność?
Wirus ewoluuje w
kierunku mniej groźnym, ale bardziej zakaźnym. Widzieliśmy to już
na przykładzie wariantu Omikron, kiedy w poprzedniej fali chorowało
bardzo wiele osób. W mojej ocenie wówczas zakażenie przeszła
zdecydowana większość Polaków. Nabyliśmy odporność
poszczepionkową, pochorobową, ale jedna i druga za jakiś czas
spadnie i zaatakuje kolejny wariant, który to wykorzysta.
Obostrzenia w
zasadzie przestały funkcjonować. W maseczkach nie chodzi nikt. Czy
to się na nas odbije?
Nadal przestrzegamy
zasady noszenia maseczek w zakładach ochrony zdrowia, a także
raportujemy liczbę zakażeń. Myślę, że odbije się na nas przede
wszystkim naturalny przebieg pandemii. Odporność populacyjna będzie
się zmniejszać, pojawi się kolejny wariant, który będzie
zakażać. Patrząc z perspektywy ostatnich lat, wiemy, że w okresie
letnim przypadków covidu jest najmniej, a znaczącego wzrostu możemy
spodziewać się w październiku.
Jak wygląda
aktualna sytuacja na pańskim oddziale?
Nasz oddział nie
jest już oddziałem covidowym. Został przekształcony w typowy
oddział chorób zakaźnych. Zostało kilku pacjentów z COVID-19,
których leczymy w izolatkach, ale przyjmujemy także ludzi z innymi
chorobami. Tak naprawdę oddziały covidowe przestały istnieć.
Traktujemy COVID-19 jak każdą inną chorobę zakaźną.
Na Ukrainie poziom
wyszczepienia, nawet tego podstawowego, jest zdecydowanie niższy niż
w Polsce. Czy powinniśmy się obawiać?
Każda migracja jest
zagrożeniem z punktu widzenia chorób zakaźnych. Jaka jest skala?
Trudno na razie powiedzieć. Nie zaobserwowaliśmy jeszcze tego
problemu w skali oddziału, poradni czy infolinii.
Czyli nie zgłaszają
się do państwa Ukraińcy z pytaniami o szczepienia?
Nie. Wiem, że
gdzieniegdzie zdarzają się pojedyncze osoby, ale to raczej domena
lekarzy rodzinnych i punktów szczepień, gdzie zainteresowanie może
być większe.
Po trzech latach
pandemii, wzmocnieniu ruchów antyszczepionkowych, poziom szczepień
w Polsce spadnie jeszcze bardziej?
Pandemia była tylko
katalizatorem. Proces wzmacniania antyszczepionkowców rozpoczął
się kilka lat wcześniej. Od dawna odsetek noworodków i dzieci
zaszczepionych przeciw chorobom zakaźnym w Polsce spada. Do niedawna
poziom wyszczepienia na ospę, odrę, różyczkę czy HPV wynosił 99
proc. Obecnie w niektórych regionach spada poniżej 90 proc. i to
jest ta granica, gdzie liczba zachorowań będzie rosnąć. W
województwie śląskim przerobiliśmy już wzrost przypadków odry,
wirusowego zapalenia wątroby typu A. Mieliśmy na oddziale kilka
przypadków błonicy, która od lat 90 nie występowała, a teraz
wróciła. Niezależnie od tego grupy antyszczepionkowe będą
tworzyć własną narracje, bo są oderwane od danych naukowych.
To oznacza, że
dalej wirus będzie coraz łagodniejszy?
Tego nikt do końca
nie wie, ponieważ scenariuszy jest wiele. Najbardziej prawdopodobny
rzeczywiście zakłada, że wirus będzie coraz łagodniejszy.
Dlaczego? Ponieważ zależy mu na przetrwaniu, więc bardziej opłaca
się większa zakaźność i mniejsza śmiertelność. Zmienność
genetyczna bywa jednak nieprzewidywalna, więc nikt nie może
zagwarantować, że nie pojawi się kolejny wariant, podobny do
Delty, gdzie śmiertelność na oddziałach szpitalnych sięgnie
30-40 proc. hospitalizowanych. W mojej ocenie bardziej możliwy jest
jednak pierwszy wariant.
Większa liczba
zakażeń może znów sparaliżować ochronę zdrowia.
Ochronę zdrowia i
nie tylko. Więcej chorych, to więcej osób na L4, zamknięte
żłobki, przedszkola, szkoły, problem z dostępem do usług etc. Na
pewno nie chcemy, aby znów chorowało w tym samym czasie kilka lub
kilkanaście milionów Polaków.
Rozstaliśmy się z
maseczkami. Warto mieć zawsze jedną w kieszeni?
Tak, to powinno
wejść nam w nawyk. Zwłaszcza w miejscach zatłoczonych, gdzie
cyrkulacja powietrza jest słaba. Modelowy przykład to transport
publiczny, gdzie nieraz siedzimy obok kogoś przez kilkanaście lub
kilkadziesiąt minut, a także sklepy.